Ahoj Lidé
Postanowiłam, że nie będę dużo pisała. Pierwszy dzień listopada nigdy nie nastraja mnie zbyt optymistycznie i nie jestem wtedy zbytnio wylewna. W moim nastroju dominuje zaduma, smutek i przygnębienie, ale to chyba jak najbardziej odpowiednie reakcje. Mój dzisiejszy dzień wyglądał następująco: cały poranek spędziłam na cmentarzu myśląc nad sobą i sensem swojego życia. Po południu pojechałam do kina, jeszcze raz wnikliwie obejrzeć film „This i sit” ahhh mam sporo nowych wniosków i opinii, ale o nich napiszę jutro.
Dzisiaj chciałam opublikować w poście tekst piosenki zawierający ważne przesłanie idealnie pasujące do dnia „wszystkich świętych”… Robię to dlatego, iż
uważam, że nigdy nie powinniśmy żegnać się z osobami, które odchodzą, wierzę w to, że na pewno kiedyś ponownie się spotkamy.
The Jackson 5 – „Never can say goodbye”
Never can say goodbye
No no no no, I
Never can say goodbye
Even though the pain and heartache
Seems to follow me wherever I go
Though I try and try to hide my feelings
They always seem to show
Then you try to say you're leaving me
And I always have to say no...
Tell me why
Is it so
That I
Never can say goodbye
No no no no, I
Never can say goodbye
Everytime I think I've had enough
I start heading for the door
There's a very strange vibration
piercin me right to the core
It says turn around you fool
You know you love her more and more
Tell me why
(tell me why)
Is it so
(is it so)
Don't wanna let you go!
I can never can say goodbye girl
(never can say goodbye girl)
ou ou baby
(don't wanna let you go girl)
I never can say goodbye
no no no no no no no no no no no
ou! oh!
I never can say goodbye girl
(never can say goodbye girl)
ouuuuuuuu ouuuuuuuuuu
never can say goodbye
no no no no no no no no no no no
I keep thinkin that our problems
Soon are all gonna work out
But there's that same unhappy feeling and there's that anguish, there's that
doubt
It's the same old did ya hang up
Can't do with you or without
Tell me why
Is it so
Don't wanna let you go
Dávajte na sebe pozor…
L.O.V.E (TOY)
Ančík
1 listopada 2009
31 października 2009
"This is the moment", "This is the time", "THIS IS IT"
"This is the moment, this is the time, THIS IS IT" ~ M.Jackson
Hmmm mniej więcej od trzech dni staram się zebrać by napisać kilka mądrych słów na temat filmu „Michael Jackson’s - This is it” na którym byłam. Niezmiernie ciężko jest stworzyć krótkie podsumowanie, gdy w głowie ma się tyle przemyśleń i opinii. No cóż, ale ja się tego podejmę. Zacznę może od początku. W zasadzie chyba wszyscy wiedzą, że film „This is it” przedstawia zarejestrowane fragmenty ostatnich prób Michaela Jacksona jakie odbyły się przed zaplanowaną na rok 2009 i 2010 serią koncertów z trasy o tym samym tytule. Dla formalności jednak o tym przypominam:))).
Wracając do tematu razem z Karoliną w zaskakująco dobrych nastrojach zajęłyśmy wcześniej zarezerwowane miejsca i w lekkim napięciu czekałyśmy na rozpoczęcie seansu. Zupełnie nie wiedziałyśmy, czego mamy się spodziewać, ale nie byłyśmy w tym osamotnione, nikt ze zgromadzonych osób tego nie wiedział. Oczywiście sala była wypełniona po brzegi a w około nas siedzieli dziwnie poprzebierani ludzi. Niektórzy na głowach mieli kapelusze, inni pojawili się w ciemnych okularach jeszcze inni demonstrowali swoją miłość do Mike mając na sobie koszulki z jego wizerunkiem. Ja nie wyposażyłam się w żaden gadżet aczkolwiek muszę się przyznać, że w domu mam fajną koszulkę i jestem z niej naprawdę dumna, ponieważ w całości sama ją zaprojektowałam.
Na początku filmu na ekranie pojawił się wielki napis „for fans” (poczułam się jakby dedykowano go specjalnie mojej skromnej osobie :)))) po nim wyemitowano wypowiedzi tancerzy, którzy mieli zaszczyt przygotowywać się do występów u boku Michaela. Widać, że przepełniała ich wielka radość. Najbardziej urzekł mnie jeden z chłopaków, który opowiadając o tym jak ważną rolę w jego życiu odegrał Michael po prostu się popłakał. To było takie głębokie i urocze. Z każdą minutą robiło się coraz ciekawiej, przed oczami przelatywały nam rozmaite obrazy, od tancerzy, chórku, pana Ortegi aż po samego Michaela.
Muszę poinformować i ostrzec, że wszystko to, co napiszę poniżej jest tylko i wyłącznie moją opinią i nie chce by ktokolwiek się nią sugerował. Każdy ma prawo mieć własne zdanie i może się ono różnić od tego mojego.
Otóż nie będę owijać w bawełnę, że jak dla mnie oprócz prawdziwego Michaela Jacksona, który prezentował się po prostu fantastycznie, cudownie śpiewał, niesamowicie tańczył, był zabawny, i miał w oczach tę swoją ogromną magię, w filmie mogliśmy zobaczyć jeszcze dwóch sobowtórów. Zdradziły ich przede wszystkim dziwne ruchy, zbyt śmiałe zachowanie jak również i spore różnice w wyglądzie zewnętrznym tj twarz, waga, wzrost, długość rąk czy rozmiar stóp.
Dla przypomnienia, taniec prawdziwego Michaela do piosenki "They don't care about us" na jednej z ostatnich prób (ten fragment można zobaczyć również w filmie)
Jako osoba spostrzegawcza miałam świadomość, że prawdziwy MJ nie wystąpi w całym filmie już od momentu, gdy w internecie zaczęły się pojawiać pierwsze zdjęcia i urywki z planu. Wtedy też prawie nikt mi nie wierzył, uważano mnie za osobę pokręconą, usłyszałam, że jestem głupia. Teraz jednak opinia większości całkowicie się zmieniła. Huh jak widać czasem mam rację:))))). Sobowtór którego nazwałam Pan pomarańczowo-czerwone spodnie był chyba najbardziej zabawny ( w pamięci utkwił mi taniec łani do piosenki „The way You make me feel” chcąc nie chcąc na twarzy człowieka pojawiał się uśmiech), jego ruchy po prostu mnie rozwaliły… do tego strasznie szczupła budowa ciała chyba nawet największych sceptyków teorii o sobowtórach przekonała, że z Michaelem to ten pan ma niewiele wspólnego.
dla porównania... po lewej stronie sobowtór po prawej natomiast real MJ, różnice ewidentne......
Ewidentna ściema.. to był jednak dopiero początek, dalej było tylko lepiej… zrezygnowano z czerwonych spodenek i wprowadzona kogoś, kto zaprezentował nam komiczny taniec pingwina przy piosence „Human nature”.. tak powiecie, że ta piosenka jest dziwna i, że Michael zawsze na koncertach wykonywał do niej oryginalny układ choreograficzny, zgoda, ale coś takiego??? Co to to nie!!!!.
Idźmy dalej przy piosence „I Just cant stop loving You” oczywiście tradycyjnie duet – super…., tylko, dlaczego rzekomy MJ tak dziwnie się zachowuje??? Czy nasz Michael kiedykolwiek łapał jakąkolwiek dziewczynę w taki sposób za piersi czy pośladki??? Czy wykonywał w stosunku do jakiejkolwiek kobiety takie dwuznaczne ruchy??? Eeee nie przypominam sobie. Dziwne nie prawdaż? Podsumowując dla mnie w całym filmie jest jeden prawdziwy Michael i jest to ten bez okularów w większości scen występujący w niebieskiej koszuli. Jeżeli dobrze pamiętam wyjątkiem są tylko piosenki „Thriller” i „Earth song” gdzie ma na sobie czarną dość grubą kurtkę. Rzeczami, na które również warto zwrócić uwagę są sceny: na podnośniku gdzie można zobaczyć wielki urok Michaela, wspaniały taniec do piosenki „They don’t care about us” (ale tylko MJ bez okularów), oraz wzruszające wykonanie piosenki „I’ll be there”.
No tak jeszcze słowo a propos sobowtórów gdyby ktoś chciał ich znaleźć niech zwraca uwagę przede wszystkim na wzrost. Michael jest sporo wyższy od Kennego Ortegi, sobowtór natomiast jest wzrostu pana reżysera.
W filmie pojawiły się również dwie bardzo istotne wskazówki dla osób, które wierzą, że Michael Jackson nadal żyje a jego śmierć to jedna wielka mistyfikacja. Już na samym początku (pierwsze 3 minuty) można zobaczyć wielką mechaniczną postać, na której powierzchni pojawiają się istotne obrazy (min Elizabeth Taylor, dzieci, piękny świat) no i ten robot trzyma w rękach kulę i obraca ją wokół siebie, tak jakby się nią bawił, na końcu postać wybucha i pokazuje się scena, na której stoi sobowtór. Według mnie należy to czytać w następujący sposób: robot= Michael (ważne dla niego obrazy w środku postaci), kula = świat, obracanie= zabawa, wybuch = bum = wielki come back, sobowtór = fake, kłamstwo. Zbierzmy to wszystko w jedną całość otóż: Michael Jackson, niewątpliwie wielka osobowość, wielki człowiek, bawi się całym światem wkręcając wszystkich niemiłosiernie jednak planuje wielki powrót i finał zabawy. Niby taka błahostka, na którą zapewne mało, kto zwrócił uwagę, ale czy ktoś się zastanawiał po co w ogóle był ten wstęp z jakimś robotem??? Przecież dla filmu nie miała to kompletnie żadnego znaczenia… dla trasy koncertowej na pewno też nie. Ciekawe…, ale druga scena jest jeszcze dużo bardziej intrygująca. Na samym końcu po napisach, gdy ludzie opuszczali już salę pojawia się jeszcze obraz gdzie kolejny sobowtór stojąc obok K.Ortegi wypowiada bardzo, ale to bardzo istotne słowa, które wszystkim powinny otworzyć oczy, otóż:
“Stop the music. I decision when I finish myself.... Maybe I come undone a button, snap one's fingers and boom- I decide when i come back myself.”
– szok???.
Ale niespodzianka taka bardzo w stylu MJ wszystko się kończy a tu proszę głębia i sentencja całego filmu.
Chwilkę wcześniej jeszcze zdanie o tym, że fani chcą ucieczki, to im ją damy. Czyżbyśmy mieli motyw przewodni?.
Jak dla mnie zdecydowanie tak. Warto zaznaczyć, że piosenką kończącą jest ponownie doskonale znana „Heal the Word”.
Jestem straszliwie dumna, że od tak dawna wiedziałam, o co właściwie chodzi w „This is it” perfekcyjnie rozgryzłam wszelakie zagadki i symbole:))).
Utwierdziłam się również w przekonaniu, że najlepsze wnioski pochodzą z mojej własnej głowy. Nie wierzę nikomu, wierzę tylko sobie. Karolina po seansie powiedziała dokładnie to samo, więc chyba nie mam urojeń:)))).
W niedzielę idę do kina ponownie tym razem sama by na spokojnie jeszcze raz przyjrzeć się kilku szczegółom. Zobaczymy czy wynajdę jeszcze coś nowego….
To tyle :)))). Rudii dziękuję bardzo za świetne towarzystwo i pomocne opinie:). Love You:).
"Hael the world"
"L.O.V.E" <3<3<3
Ančik
I <3 You KING!!!!
27 października 2009
"This is it" - już jutro.
Ahojky.
"This is the moment, this is the time - "THIS IS IT......"
Generalnie po chorobie, która zatrzymała mnie na cały tydzień w domu, staram się teraz powrócić do normalnego trybu pracy. Niestety kompletnie mi nie idzie, chodzę jakaś taka nieogarnięta zamulona i nie pomagają żadne red bulle i tego typu wspomagacze. Ahhh znowu jest mi jakoś niewygodnie, ooo tak zdecydowanie to słowo najlepiej odzwierciedla mój aktualny stan.
Poniedziałek minął o dziwo szybko i spokojnie. Dzisiaj było już jednak znacznie gorzej a popołudnie spędzone w pracy z kierowniczką w otoczeniu psychicznych i to dosłownie klientów wprowadził mnie w jeszcze podlejszy nastrój wrrrr. Kolejne nudne jak flaki z olejem godziny uzupełnione kiepskimi dowcipami, które w ogóle nie były śmieszne nic nie wniosły do mego życia, a jestem osobą, która z wszystkiego chce coś wynieść, coś sobie przechwycić. Starałam stwarzać pozory a pomagała mi w tym piosenka dnia „Get on the floor” (fantastyczny song).
Ale początek tygodnia już Bohudík za mną. Aktualnie jestem bardzo podekscytowana. Powód? - jutro idę do kina na „This is it” i nic innego mnie nie interesuje. To właśnie na ten dzień czekałam od ponad miesiąca. Jestem strasznie ciekawa, co tam zobaczę i czy potwierdzi się moja skomplikowana teoria. Podobnie jak wszyscy, którzy wybierają się do kina ja również nie wiem, czego właściwie mam się spodziewać. Do tej pory pojawiło się tyle sprzecznych opinii na temat tego filmu, że najzwyczajniej w świecie zaczęłam się bać. Przede wszystkim tego, że może się okazać, że wszystko to ściema. W sumie nawet by mnie to nie zdziwiło, w końcu reżyserem jest Kenny Ortega twórca takich shitów jak: „High school musical” czy „Hannah Montana”… dalej nie rozwijam tej kwestii, po prostu pozostawiam to bez komentarza. No nic wszystko wyjaśni się już jutro o godzinie 18.30. Po 111 minutach będę wiedziała na czym stoję i mam nadzieję, że nie wyjdę z kina załamana i zdegustowana no i przede wszystkim, że film nie złamie mojej wiary i nie zasygnalizuje, że nie miałam i nie mam racji. Dzisiaj nic nie wymyślę… zobaczymy jutro…
Pozdrawiam
Ančík
"This is the moment, this is the time - "THIS IS IT......"
Generalnie po chorobie, która zatrzymała mnie na cały tydzień w domu, staram się teraz powrócić do normalnego trybu pracy. Niestety kompletnie mi nie idzie, chodzę jakaś taka nieogarnięta zamulona i nie pomagają żadne red bulle i tego typu wspomagacze. Ahhh znowu jest mi jakoś niewygodnie, ooo tak zdecydowanie to słowo najlepiej odzwierciedla mój aktualny stan.
Poniedziałek minął o dziwo szybko i spokojnie. Dzisiaj było już jednak znacznie gorzej a popołudnie spędzone w pracy z kierowniczką w otoczeniu psychicznych i to dosłownie klientów wprowadził mnie w jeszcze podlejszy nastrój wrrrr. Kolejne nudne jak flaki z olejem godziny uzupełnione kiepskimi dowcipami, które w ogóle nie były śmieszne nic nie wniosły do mego życia, a jestem osobą, która z wszystkiego chce coś wynieść, coś sobie przechwycić. Starałam stwarzać pozory a pomagała mi w tym piosenka dnia „Get on the floor” (fantastyczny song).
Ale początek tygodnia już Bohudík za mną. Aktualnie jestem bardzo podekscytowana. Powód? - jutro idę do kina na „This is it” i nic innego mnie nie interesuje. To właśnie na ten dzień czekałam od ponad miesiąca. Jestem strasznie ciekawa, co tam zobaczę i czy potwierdzi się moja skomplikowana teoria. Podobnie jak wszyscy, którzy wybierają się do kina ja również nie wiem, czego właściwie mam się spodziewać. Do tej pory pojawiło się tyle sprzecznych opinii na temat tego filmu, że najzwyczajniej w świecie zaczęłam się bać. Przede wszystkim tego, że może się okazać, że wszystko to ściema. W sumie nawet by mnie to nie zdziwiło, w końcu reżyserem jest Kenny Ortega twórca takich shitów jak: „High school musical” czy „Hannah Montana”… dalej nie rozwijam tej kwestii, po prostu pozostawiam to bez komentarza. No nic wszystko wyjaśni się już jutro o godzinie 18.30. Po 111 minutach będę wiedziała na czym stoję i mam nadzieję, że nie wyjdę z kina załamana i zdegustowana no i przede wszystkim, że film nie złamie mojej wiary i nie zasygnalizuje, że nie miałam i nie mam racji. Dzisiaj nic nie wymyślę… zobaczymy jutro…
Wiem jedno
Michael I love You.Pozdrawiam
Ančík
23 października 2009
"It's all for love. L.O.V.E."
“Wierzę w siłę marzeń i zdolność człowieka do wcielania ich w czyn”
„Marzenie nie jest jedynie marzeniem, jest celem. Jest czymś, co ludzka świadomość i podświadomość mogą zmienić w rzeczywistość”.
„Kiedy, ktoś wątpi w samego siebie, nie potrafi zmusić się do największego wysiłku. Jeśli sam nie wierzysz w siebie, kto w ciebie uwierzy?
„…umysł człowieka jest na tyle potężny, że może mu pomóc w osiągnięciu każdego celu”
„Z każdego przedsięwzięcia można wyciągnąć tylko tyle ile się w niego włożyło”
„Dla mnie człowiek prawdziwie odważny to ktoś, kto potrafi rozwiązać konflikty bez bójki i ma dość rozumu by wybrnąć z sytuacji właśnie w taki sposób”
„Marzenie nie jest jedynie marzeniem, jest celem. Jest czymś, co ludzka świadomość i podświadomość mogą zmienić w rzeczywistość”.
„Kiedy, ktoś wątpi w samego siebie, nie potrafi zmusić się do największego wysiłku. Jeśli sam nie wierzysz w siebie, kto w ciebie uwierzy?
„…umysł człowieka jest na tyle potężny, że może mu pomóc w osiągnięciu każdego celu”
„Z każdego przedsięwzięcia można wyciągnąć tylko tyle ile się w niego włożyło”
„Dla mnie człowiek prawdziwie odważny to ktoś, kto potrafi rozwiązać konflikty bez bójki i ma dość rozumu by wybrnąć z sytuacji właśnie w taki sposób”
~ Michael Jackson
("Moonwalk")
18 października 2009
Ogromne podirytowanie/// Samsara.
Ahojky.
Nareszcie doczekałam się upragnionych wolnych dni, jest ich aż 3, ponieważ zamieniłam się z kierowniczką i poniedziałek również spędzę nic nie robiąc. Jestem tak zmęczona, że nawet palce odmawiają mi posłuszeństwa. Ahh praca na popołudnia nie jest fajna, i w ogóle nie sprawia mi przyjemności. Przez te dwa miesiące wolne od pracy, gdy wstawałam i chodziłam spać, o której chciałam. Całkowicie oduczyłam się funkcjonowania w ustalonych przez kogoś porach. Nigdzie się nie spieszyłam, nikt na mnie nie czekał byłam tylko ja i własny harmonogram zajęć. No i przede wszystkim nic nie musiałam. Aktualnie spędzam w pracy 7 lub 8 godzin i w tym czasie bardzo brakuje mi przede wszystkim muzyki, niby gra nam jakieś radio, ale po pierwsze bardzo cicho, po drugie to niestety nie trafia ono w moje gusta. Raz na tydzień może i puszczą Michaela Jacksona, ale ja potrzebuję jego muzyki non stop. Normalnie momentami aż mnie nosi:(((, chyba się uzależniałam… Pamiętam, że już kiedyś w swoim życiu przechodziłam taką ogromną fascynację Michaelem w zasadzie to były dwie takie fazy, pierwsza gdy po raz pierwszy świadomie zetknęłam się z twórczością, i osobą MJ były to lata 1995- 1998. Druga natomiast to wielki powrót i płyta „Invinicible” dokładnie 2001 rok… podobnie jest i teraz, słucham tych cudownych piosenek bez przerwy, śpiąc, budząc się, jadąc metrem i tramwajem, leżąc, jedząc itd. itp. Na stronach lastfm, gdzie zapisuje się ile razy wysłucha się danych piosenek aktualnie widnieje liczba 11 600 przesłuchanych piosenek MJ lol :)))) oprócz tego jeszcze 150 piosenek The Jackson 5 i kilkadziesiąt The Jackson.
Dalej czytam książkę „Moonwalk” obecnie jestem na stronie 170 (książka ma nie licząc zdjęć 288) także staram się dozować sobie jej czytanie, ponieważ w ogóle nie mam ochoty kończyć. Jest bardzo ciekawa i wciągająca. Młodzieńcze lata Mike’a, to temat, który nie był mi dobrze znany… oprócz twórczości zespołu The Jackson 5 nie wiedziałam prawie o niczym innym. Teraz mam okazję nadrobić braki i robię to z ogromną przyjemnością. Na razie zatrzymałam się na etapie współpracy Mike’a z Quincy Jonesem.
Wszystkim gorąco polecam.
Jeszcze kilka zdań na temat Michaela, po pierwsze na reszcie na youtube pojawił się teledysk do piosenki „Come together” pochodzący z filmu „Moonwalker”, w jakości HD. Jest to jeden z najbardziej hot teledysków MJ i ja po prostu go uwielbiam.
Teraz a propos tytułu mojego posta powinnam wyjaśnić, czym jestem podirytowana, otóż czymś, na co nie mam w zasadzie większego wpływu, ale są ludzie, którzy mogą coś w tej kwestii zmienić tylko nie chcą. Interesują ich (za przeproszeniem) własne tyłeki i zapchanie własnych kieszeni. Mam na myśli polityków rządzących Polską. To, co w tym kraju zaczęło się dziać przekracza ludzkie pojęcie afera goni aferę (najpierw hazardowa, potem stoczniowa) a i to pewnie jeszcze nie jest koniec. Korupcja za korupcją a cierpią na tym zwykli ludzi, obywatele, którym należy się przecież, chociaż minimalny komfort życia. Co skłoniło mnie do takich poważnych przemyśleń?, otóż pewnego dnia wracając metrem z pracy do wagonu, w którym się znajdowałam wsiadł staruszek. Na moje oko mógł mieć około 80-85 lat, przygarbiony kiepsko wyglądający trzymał w jednym ręku harmonijkę w drugim natomiast plastikowy kubek. Tak zbierał pieniądze… był to dla mnie tak przygnębiający i przykry widok, że nie mogłam się powstrzymać, żeby nie schylić głowy. Jak tak może być, żeby w kraju gdzie politycy wyjeżdżają sobie na egzotyczne wakacje za pieniądze podatników, organizują wystawne bankiety taki dziadek musiał w tak uwłaczający sposób żebrać dziadek, który pewnie własnymi rękami odbudowywał to miasto?. Pytam jak tak może być???? Jak????
Jakby tego wszystkiego było mało pojawia się w tej całej sytuacji drugi aspekt. Osoby jadące metrem naśmiewały się z tego biednego człowieka :(((. To już bezczelność, byli to ludzie w różnym wieku od młodzieży począwszy, po czterdziestolatków aż na jednej około 60-letniej kobiecie kończąc. Najbardziej mnie zdenerwował chłopak w garniturze z laptopem w dłoni, jechał z dziewczyną również bardzo elegancko ubraną i uważali się za nie wiadomo, kogo wręcz zwijając się ze śmiechu. Hmm wielka mi elita :/ nieumiejąca się zachować…cudowna wizytówka dla kraju… po prostu żal… pytacie czemu nie lubię tego kraju?, pytacie, dlaczego chcę stąd uciec, pytacie, dlaczego się z tym wszystkim nie utożsamiam? właśnie, dlatego, to jest moja odpowiedz.
Nie dość, że politycy robią z nami, co chcą, okłamując nas w żywe oczy to jeszcze, co poniektórzy ludzie nie umieją się zachować, nie mają za grosz kultury i szacunku…
Nie wspominam już nawet o nabzdyczonych panienkach siedzących jak wielkie damy w autobusach czy tramwajach nie ustępujących miejsc starszym… ludzie, czego uczą was w szkołach, w domach???!!!!!.
Pamiętam jak byłam jeszcze małym dzieciakiem, co powtarzano mi w szkole prawie codziennie, żeby pomagać starszym i chorym, żeby zawsze gdy do środka komunikacji miejskiej wsiada osoba starsza powinno się jej zwolnić miejsce… teraz tego nie uczą? Nie chce mi się wierzyć.
Kolejne problemy, ale one już chyba nikogo nie zdziwią, głodne dzieci i wszechobecna biurokracja, każdy chce się tylko na wszystkim dorobić. Nikt nie przejmuje się drugą osobą, nie patrzy na to, co się dzieje w dalszej odległości od niego… interesuje go tylko czubek własnego nosa. Nie ma już tak pięknej cechy jak bezinteresowność, chyba bezpowrotnie wyginęła, a wielka szkoda, bo to coś fantastycznego…
Zaraz powiecie mi, że to nie tylko problem Polski, że w każdym kraju tak jest, macie racje w każdym kraju są problemy, w każdym kraju mieszkają źli ludzie, w każdym kraju dochodzi do przekrętów, malwersacji itd… ale mi nie o to chodzi…
Chodzi mi przede wszystkim o pewne zachowania… mam wielu przyjaciół, i znajomych na całym świecie, byłam w wielu krajach i nie spotkałam się z taką bezczelnością z takim samolubnym podejściem do życia, z takim zakłamaniem…
To okropne wnioski ale prawdziwie w Polsce dzieje się nie dobrze, i z roku na rok jest niestety coraz gorzej :(((. Widzę to w swoim bliższym i dalszym otoczeniu. Może to właśnie, dlatego wybrałam wyobcowanie społeczne swoistą alienację… żyję swoim rytmem minimalnie angażując się w sprawy kraju… szkoda tylko, że pracując ładuję tyle pieniędzy w kieszenie tych oszustów nie otrzymując w zamian nic, bo nawet na wizytę u zwykłego lekarza pierwszego kontaktu trzeba czekać ponad tydzień, ale z tym już w ogóle nic nie mogę zrobić.
Dobrze, że z moją kondycją psychiczną w ostatnim czasie jest wszystko w porządku, staram się podążać wyznaczoną na początku października drogą, mam cel, mam marzenia odnalazłam sens i przede wszystkim wyrzuciłam ze swojego życia coś, co mi je przez prawie 6 lat utrudniało. Całkowite oczyszczenie…cykl przemian – Samsara.
Oby nic ani nikt nie zakłócił mi tego spokoju. Lecę poczytać i posłuchać muzyki.
Mějte se pěkně
Ančik
Nareszcie doczekałam się upragnionych wolnych dni, jest ich aż 3, ponieważ zamieniłam się z kierowniczką i poniedziałek również spędzę nic nie robiąc. Jestem tak zmęczona, że nawet palce odmawiają mi posłuszeństwa. Ahh praca na popołudnia nie jest fajna, i w ogóle nie sprawia mi przyjemności. Przez te dwa miesiące wolne od pracy, gdy wstawałam i chodziłam spać, o której chciałam. Całkowicie oduczyłam się funkcjonowania w ustalonych przez kogoś porach. Nigdzie się nie spieszyłam, nikt na mnie nie czekał byłam tylko ja i własny harmonogram zajęć. No i przede wszystkim nic nie musiałam. Aktualnie spędzam w pracy 7 lub 8 godzin i w tym czasie bardzo brakuje mi przede wszystkim muzyki, niby gra nam jakieś radio, ale po pierwsze bardzo cicho, po drugie to niestety nie trafia ono w moje gusta. Raz na tydzień może i puszczą Michaela Jacksona, ale ja potrzebuję jego muzyki non stop. Normalnie momentami aż mnie nosi:(((, chyba się uzależniałam… Pamiętam, że już kiedyś w swoim życiu przechodziłam taką ogromną fascynację Michaelem w zasadzie to były dwie takie fazy, pierwsza gdy po raz pierwszy świadomie zetknęłam się z twórczością, i osobą MJ były to lata 1995- 1998. Druga natomiast to wielki powrót i płyta „Invinicible” dokładnie 2001 rok… podobnie jest i teraz, słucham tych cudownych piosenek bez przerwy, śpiąc, budząc się, jadąc metrem i tramwajem, leżąc, jedząc itd. itp. Na stronach lastfm, gdzie zapisuje się ile razy wysłucha się danych piosenek aktualnie widnieje liczba 11 600 przesłuchanych piosenek MJ lol :)))) oprócz tego jeszcze 150 piosenek The Jackson 5 i kilkadziesiąt The Jackson.
Dalej czytam książkę „Moonwalk” obecnie jestem na stronie 170 (książka ma nie licząc zdjęć 288) także staram się dozować sobie jej czytanie, ponieważ w ogóle nie mam ochoty kończyć. Jest bardzo ciekawa i wciągająca. Młodzieńcze lata Mike’a, to temat, który nie był mi dobrze znany… oprócz twórczości zespołu The Jackson 5 nie wiedziałam prawie o niczym innym. Teraz mam okazję nadrobić braki i robię to z ogromną przyjemnością. Na razie zatrzymałam się na etapie współpracy Mike’a z Quincy Jonesem.
Wszystkim gorąco polecam.
Jeszcze kilka zdań na temat Michaela, po pierwsze na reszcie na youtube pojawił się teledysk do piosenki „Come together” pochodzący z filmu „Moonwalker”, w jakości HD. Jest to jeden z najbardziej hot teledysków MJ i ja po prostu go uwielbiam.
Po drugie wielkimi krokami zbliża się pierwszy dzień wyświetlania w kinach filmu "This is it" po prostu nie mogę się już doczekać, Pozostało przecież tylko 10 dni.
W różnych programach telewizyjnych w USA (np wczoraj u Oprah) pojawiają się co raz to dłuższe fragmenty "This is it". Ukazały się już między innymi klipy do piosenki „Human nature”, „Thay don’t care about us” czy „The way You make me feel”. Moja opinia na ich temat jest dość kontrowersyjna, ponieważ uważam, że w filmie nie zobaczymy tylko Michaela Jacksona ale i jego sobowtóra a możliwe, że nawet kilku. Na jakiej podstawie tak twierdzę? A więc po pierwsze widoczne różnice w wyglądzie MJ z np. „Human nature” czy „The way You make me feel” a „They don’t care about us”, po drugie zupełnie różne (dziwne) ruchyn (np pingwin dance) i czucie muzyki (to główny argument mojego takiego a nie innego myślenia). No cóż, ale wstrzymam się z dogłębną analizą do 28.10 kiedy to obejrzę cały film. Mam nadzieję tylko, że patrząc na marną podróbkę nie wybuchnę śmiechem podczas projekcji :P.
Jakby tego wszystkiego było mało pojawia się w tej całej sytuacji drugi aspekt. Osoby jadące metrem naśmiewały się z tego biednego człowieka :(((. To już bezczelność, byli to ludzie w różnym wieku od młodzieży począwszy, po czterdziestolatków aż na jednej około 60-letniej kobiecie kończąc. Najbardziej mnie zdenerwował chłopak w garniturze z laptopem w dłoni, jechał z dziewczyną również bardzo elegancko ubraną i uważali się za nie wiadomo, kogo wręcz zwijając się ze śmiechu. Hmm wielka mi elita :/ nieumiejąca się zachować…cudowna wizytówka dla kraju… po prostu żal… pytacie czemu nie lubię tego kraju?, pytacie, dlaczego chcę stąd uciec, pytacie, dlaczego się z tym wszystkim nie utożsamiam? właśnie, dlatego, to jest moja odpowiedz.
Nie dość, że politycy robią z nami, co chcą, okłamując nas w żywe oczy to jeszcze, co poniektórzy ludzie nie umieją się zachować, nie mają za grosz kultury i szacunku…
Nie wspominam już nawet o nabzdyczonych panienkach siedzących jak wielkie damy w autobusach czy tramwajach nie ustępujących miejsc starszym… ludzie, czego uczą was w szkołach, w domach???!!!!!.
Pamiętam jak byłam jeszcze małym dzieciakiem, co powtarzano mi w szkole prawie codziennie, żeby pomagać starszym i chorym, żeby zawsze gdy do środka komunikacji miejskiej wsiada osoba starsza powinno się jej zwolnić miejsce… teraz tego nie uczą? Nie chce mi się wierzyć.
Kolejne problemy, ale one już chyba nikogo nie zdziwią, głodne dzieci i wszechobecna biurokracja, każdy chce się tylko na wszystkim dorobić. Nikt nie przejmuje się drugą osobą, nie patrzy na to, co się dzieje w dalszej odległości od niego… interesuje go tylko czubek własnego nosa. Nie ma już tak pięknej cechy jak bezinteresowność, chyba bezpowrotnie wyginęła, a wielka szkoda, bo to coś fantastycznego…
Zaraz powiecie mi, że to nie tylko problem Polski, że w każdym kraju tak jest, macie racje w każdym kraju są problemy, w każdym kraju mieszkają źli ludzie, w każdym kraju dochodzi do przekrętów, malwersacji itd… ale mi nie o to chodzi…
Chodzi mi przede wszystkim o pewne zachowania… mam wielu przyjaciół, i znajomych na całym świecie, byłam w wielu krajach i nie spotkałam się z taką bezczelnością z takim samolubnym podejściem do życia, z takim zakłamaniem…
To okropne wnioski ale prawdziwie w Polsce dzieje się nie dobrze, i z roku na rok jest niestety coraz gorzej :(((. Widzę to w swoim bliższym i dalszym otoczeniu. Może to właśnie, dlatego wybrałam wyobcowanie społeczne swoistą alienację… żyję swoim rytmem minimalnie angażując się w sprawy kraju… szkoda tylko, że pracując ładuję tyle pieniędzy w kieszenie tych oszustów nie otrzymując w zamian nic, bo nawet na wizytę u zwykłego lekarza pierwszego kontaktu trzeba czekać ponad tydzień, ale z tym już w ogóle nic nie mogę zrobić.
Dobrze, że z moją kondycją psychiczną w ostatnim czasie jest wszystko w porządku, staram się podążać wyznaczoną na początku października drogą, mam cel, mam marzenia odnalazłam sens i przede wszystkim wyrzuciłam ze swojego życia coś, co mi je przez prawie 6 lat utrudniało. Całkowite oczyszczenie…cykl przemian – Samsara.
Oby nic ani nikt nie zakłócił mi tego spokoju. Lecę poczytać i posłuchać muzyki.
Mějte se pěkně
Ančik
15 października 2009
"This is it" - "This is fake" / ziiiiima :D
Ahoj,
Ehh ostatnio jestem strasznie zabiegana, i na to, co przyjemne po prostu brakuje mi czasu:(((. Nie mogę doczekać się już weekendu, cały mam wolny także najprawdopodobniej wypocznę.
Praca daje mi ostro popalić, moją psychikę tresuje jedna pani non stop opowiadając mi o swoich problemach, aż normalnie czasem mam lęki. Z całych sił staram się ją zrozumieć, ale chyba mi nie idzie.
Do Warszawy zawitała zima, z tego, co mówią znajomi do całej Polski zawitała zima, ba do całej Europy. W Czechach też śnieży i to dość poważnie… Powiem szczerze, że po raz pierwszy w swoim życiu spotykam się z atakiem zimy w środku października. Woow cóż za anomalie. Ancik wyciągnął z szafy czapkę, i rękawiczki.. haha nareszcie może też nosić swoją piękną niebieską, czeską kurtkę i nie wygląda w niej głupio:))).
Uwielbiam zimę, ale chyba nie chcę, żeby przychodziła tak wcześnie… zawsze dla mnie zima rozpoczynała się na początku listopada, a z tego, co się orientuję do 1.11 pozostało jeszcze kilkanaście dni.
Hmm w poniedziałek światło dzienne ujrzała „nowa” piosenka Michaela Jacksona pod nurtującym tytułem „This is it”. Od momentu, gdy dowiedziałam się, że to właśnie 12.10 na oficjalnej stronie MJ zostanie opublikowana zupełnie nowa piosenka, promująca płytę i film o tym samym tytule „This is it” byłam bardzo szczęśliwa i skreślałam dni w kalendarzu. W nocy z niedzieli na poniedziałek nie mogłam spać byłam tak podekscytowana i ciekawa zarówno tekstu jak i melodii. Gdy tylko się obudziłam nerwowo włączyłam komputer, w wyszukiwarkę wpisałam adres: www.michaeljackson.com, kilka dni wcześniej na youtube ukazał się już 40- sekundowy fragment piosenki, jednak wtedy miałam nadzieje, że to jakiś żart i to, co znajdę na stronie MJ będzie czymś zupełnie innym. Niestety jednak był to ten sam kawałek… piosenka bardzo przeciętna w dość kiepskiej jakości. Już po 3 krotnym przesłuchaniu znałam całą melodię na pamięć i potrafiłam ją zanucić…, dodatkowo miałam wrażenie jakbym ją już gdzieś wcześniej słyszała. Będąc w pracy intensywnie myślałam nad tym jak taki geniusz jak Michael mógł stworzyć taką nieskomplikowaną piosenkę bez żadnego sensu i przesłania. Po powrocie do domu razem z koleżanką przeanalizowałyśmy wnikliwie tekst i tu kolejny cios żadnych wniosków, brak sensu….ta piosenka nic nie mówi, jest takim swoistym masłem maślanym… songiem o niczym. Odniosłyśmy wrażenie, że MJ sam nie wie, o czym śpiewa i dlaczego właściwie to śpiewa. W nocy (wtedy myśli mi się najlepiej) przesłuchałam, „This is it” jeszcze kilka razy na moich specjalnych słuchawkach i co się okazało?, że jest to wersja demo nagrana zaledwie z wykorzystaniem jednego instrumentu - fortepianu… warto zauważyć również, że piosenka musiała zostać nagrana w latach 75-85 ponieważ głos Michaela jest zupełnie inny, w tym przypadku podobny np. do „State od shock” (1983), „Sunset driver” (1980) czy „Can’t Get outta the rain”(1981) oraz jakość dźwięku nie jest rewelacyjna. Powiedzmy sobie szczerze, ta piosenka nie była by hitem, raczej niewypałem… nie wierzę, że miała ona promować reklamowaną, jako „niesamowitą, „niezapomnianą” ostatnią trasę koncertową Michaela „This is it’ po prostu nie wierzę. Impossible, przypomnijmy sobie jakie fantastyczne piosenki promowały poprzednie trasy Michaela „Bad”, „Dangerouse”czy „History” chyba nie muszę nic więcej pisać.
Jakby tego wszystkiego było mało we wtorek w Internecie, oraz prasie na całym świecie pojawiły się informacje, że piosenka „This is it” jest stara (szacuje się, że mogła zostać napisana 26 lat temu) i tu jeszcze niespodzianka Michael nie napisał jej sam :P… podobno większość tekstu napisał Paul Anka. Osobiście bardzo się ucieszyłam, wiedziałam, że Król nie napisał takiego badziewia :)))) . Rozdrażniło mnie natomiast to, że ten cały Anka (zapomniany, upadły gwiazdor naszych babć a nawet prababć) oskarżył Michaela o kradzież utworu i bezprawne wykorzystanie. Rodzinka Jacksonów uciszyła go płacąc mu połowę z zysków jakie zanotuje piosenka. Ehh kolejny, żałosny człowiek… by się wstydził!!!!. Nie myliłam się także, że już wcześniej mogłam słyszeć tę piosenkę, Anka i Jackson napisali ją dla jakiejś piosenkarki „Safire”, która wydała ją na jednej ze swoich płyt.
Wszystko rozumiem, ale denerwuje mnie to, że rodzina, Ortega i Sony robią z fanów Michaela debili. Wciska się nam kolejne głupoty, w które niby mamy wierzyć (film, testamenty, przesłania, płyty, pogrzeby its)… a ta akcja z tą piosenką tylko to potwierdza..hmmm wiem jedno nie kupię płyty z soundtrackiem do filmu, no way… miałam to w planach ale jednak nie, nie będę dorabiała tych durniów i oszystów. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś ukaże się prawdziwa płyta Michaela z jakimiś głębokimi i inteligentnymi tekstami.
Posłuchajcie sami „This is it”:////:
"THIS IS IT"
This is it, here I stand
I’m the light of the world, I feel grand
Got this love I can feel
And I know yes for sure it is real
And it feels as though I’ve seen your face a thousand times
And you said you really know me too yourself
And I know that you have got addicted with your eyes [?]
But you say you gonna live it for yourself
I never heard a single word about you
Falling in love wasn’t my plan
I never thught that I would be your lover
C’mon baby, just understand
This is it, I can say,
I’m the light of the world, run away
We can feel, this is real
Every time I’m in love that I feel
And I feel as though I’ve known you since 1,000 years
And you tell me that you’ve seen my face before.
And you said to me you don’t wnat me hanging round
Many times, wanna do it here before
I never heard a single word about you
Falling in love wasn’t my plan
I never thught that I would be your lover
C’mon baby, just understand
This is it, I can feel
I’m the light of the world, this is real
Feel my song, we can say
And I tell you I feel that way
And I feel as though I’ve known you for a thousand years
And you said you want some of this yourself
And you said won’t you go with me, on a while
And I know that it’s really cool myself
I never heard a single word about you
Falling in love wasn’t my plan
I never thught that I would be your lover
C’mon baby, just understand
I never heard a single word about you
Falling in love wasn’t my plan
I never thught that I would be your lover
C’mon baby, just understand
Kupiłam natomiast autobiografię Michaela Jacksona „Moonwalk”, przeczytałam ją już w języku angielskim teraz zaczęłam czytać po polsku. Jak na razie jest to bardzo ciekawa książka, wiem jednak, że nie wszystko w niej zawarto…ale jak jest napisane we wstępie: „Moonwalk mówi wiele o prawdziwym Michaelu, trzeba jednak czytać między wierszami, aby naprawdę zrozumieć, na czym mu zależało” fajnie właśnie tak zrobię, będę czytała pomiędzy wierszami. Z tego co wiem idzie mi to całkiem nieźle:)).
Uciekam czytać… zostawiam was z piosenką i tekstem.
Ančík
Ehh ostatnio jestem strasznie zabiegana, i na to, co przyjemne po prostu brakuje mi czasu:(((. Nie mogę doczekać się już weekendu, cały mam wolny także najprawdopodobniej wypocznę.
Praca daje mi ostro popalić, moją psychikę tresuje jedna pani non stop opowiadając mi o swoich problemach, aż normalnie czasem mam lęki. Z całych sił staram się ją zrozumieć, ale chyba mi nie idzie.
Do Warszawy zawitała zima, z tego, co mówią znajomi do całej Polski zawitała zima, ba do całej Europy. W Czechach też śnieży i to dość poważnie… Powiem szczerze, że po raz pierwszy w swoim życiu spotykam się z atakiem zimy w środku października. Woow cóż za anomalie. Ancik wyciągnął z szafy czapkę, i rękawiczki.. haha nareszcie może też nosić swoją piękną niebieską, czeską kurtkę i nie wygląda w niej głupio:))).
Uwielbiam zimę, ale chyba nie chcę, żeby przychodziła tak wcześnie… zawsze dla mnie zima rozpoczynała się na początku listopada, a z tego, co się orientuję do 1.11 pozostało jeszcze kilkanaście dni.
Hmm w poniedziałek światło dzienne ujrzała „nowa” piosenka Michaela Jacksona pod nurtującym tytułem „This is it”. Od momentu, gdy dowiedziałam się, że to właśnie 12.10 na oficjalnej stronie MJ zostanie opublikowana zupełnie nowa piosenka, promująca płytę i film o tym samym tytule „This is it” byłam bardzo szczęśliwa i skreślałam dni w kalendarzu. W nocy z niedzieli na poniedziałek nie mogłam spać byłam tak podekscytowana i ciekawa zarówno tekstu jak i melodii. Gdy tylko się obudziłam nerwowo włączyłam komputer, w wyszukiwarkę wpisałam adres: www.michaeljackson.com, kilka dni wcześniej na youtube ukazał się już 40- sekundowy fragment piosenki, jednak wtedy miałam nadzieje, że to jakiś żart i to, co znajdę na stronie MJ będzie czymś zupełnie innym. Niestety jednak był to ten sam kawałek… piosenka bardzo przeciętna w dość kiepskiej jakości. Już po 3 krotnym przesłuchaniu znałam całą melodię na pamięć i potrafiłam ją zanucić…, dodatkowo miałam wrażenie jakbym ją już gdzieś wcześniej słyszała. Będąc w pracy intensywnie myślałam nad tym jak taki geniusz jak Michael mógł stworzyć taką nieskomplikowaną piosenkę bez żadnego sensu i przesłania. Po powrocie do domu razem z koleżanką przeanalizowałyśmy wnikliwie tekst i tu kolejny cios żadnych wniosków, brak sensu….ta piosenka nic nie mówi, jest takim swoistym masłem maślanym… songiem o niczym. Odniosłyśmy wrażenie, że MJ sam nie wie, o czym śpiewa i dlaczego właściwie to śpiewa. W nocy (wtedy myśli mi się najlepiej) przesłuchałam, „This is it” jeszcze kilka razy na moich specjalnych słuchawkach i co się okazało?, że jest to wersja demo nagrana zaledwie z wykorzystaniem jednego instrumentu - fortepianu… warto zauważyć również, że piosenka musiała zostać nagrana w latach 75-85 ponieważ głos Michaela jest zupełnie inny, w tym przypadku podobny np. do „State od shock” (1983), „Sunset driver” (1980) czy „Can’t Get outta the rain”(1981) oraz jakość dźwięku nie jest rewelacyjna. Powiedzmy sobie szczerze, ta piosenka nie była by hitem, raczej niewypałem… nie wierzę, że miała ona promować reklamowaną, jako „niesamowitą, „niezapomnianą” ostatnią trasę koncertową Michaela „This is it’ po prostu nie wierzę. Impossible, przypomnijmy sobie jakie fantastyczne piosenki promowały poprzednie trasy Michaela „Bad”, „Dangerouse”czy „History” chyba nie muszę nic więcej pisać.
Jakby tego wszystkiego było mało we wtorek w Internecie, oraz prasie na całym świecie pojawiły się informacje, że piosenka „This is it” jest stara (szacuje się, że mogła zostać napisana 26 lat temu) i tu jeszcze niespodzianka Michael nie napisał jej sam :P… podobno większość tekstu napisał Paul Anka. Osobiście bardzo się ucieszyłam, wiedziałam, że Król nie napisał takiego badziewia :)))) . Rozdrażniło mnie natomiast to, że ten cały Anka (zapomniany, upadły gwiazdor naszych babć a nawet prababć) oskarżył Michaela o kradzież utworu i bezprawne wykorzystanie. Rodzinka Jacksonów uciszyła go płacąc mu połowę z zysków jakie zanotuje piosenka. Ehh kolejny, żałosny człowiek… by się wstydził!!!!. Nie myliłam się także, że już wcześniej mogłam słyszeć tę piosenkę, Anka i Jackson napisali ją dla jakiejś piosenkarki „Safire”, która wydała ją na jednej ze swoich płyt.
Wszystko rozumiem, ale denerwuje mnie to, że rodzina, Ortega i Sony robią z fanów Michaela debili. Wciska się nam kolejne głupoty, w które niby mamy wierzyć (film, testamenty, przesłania, płyty, pogrzeby its)… a ta akcja z tą piosenką tylko to potwierdza..hmmm wiem jedno nie kupię płyty z soundtrackiem do filmu, no way… miałam to w planach ale jednak nie, nie będę dorabiała tych durniów i oszystów. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś ukaże się prawdziwa płyta Michaela z jakimiś głębokimi i inteligentnymi tekstami.
Posłuchajcie sami „This is it”:////:
"THIS IS IT"
This is it, here I stand
I’m the light of the world, I feel grand
Got this love I can feel
And I know yes for sure it is real
And it feels as though I’ve seen your face a thousand times
And you said you really know me too yourself
And I know that you have got addicted with your eyes [?]
But you say you gonna live it for yourself
I never heard a single word about you
Falling in love wasn’t my plan
I never thught that I would be your lover
C’mon baby, just understand
This is it, I can say,
I’m the light of the world, run away
We can feel, this is real
Every time I’m in love that I feel
And I feel as though I’ve known you since 1,000 years
And you tell me that you’ve seen my face before.
And you said to me you don’t wnat me hanging round
Many times, wanna do it here before
I never heard a single word about you
Falling in love wasn’t my plan
I never thught that I would be your lover
C’mon baby, just understand
This is it, I can feel
I’m the light of the world, this is real
Feel my song, we can say
And I tell you I feel that way
And I feel as though I’ve known you for a thousand years
And you said you want some of this yourself
And you said won’t you go with me, on a while
And I know that it’s really cool myself
I never heard a single word about you
Falling in love wasn’t my plan
I never thught that I would be your lover
C’mon baby, just understand
I never heard a single word about you
Falling in love wasn’t my plan
I never thught that I would be your lover
C’mon baby, just understand
Kupiłam natomiast autobiografię Michaela Jacksona „Moonwalk”, przeczytałam ją już w języku angielskim teraz zaczęłam czytać po polsku. Jak na razie jest to bardzo ciekawa książka, wiem jednak, że nie wszystko w niej zawarto…ale jak jest napisane we wstępie: „Moonwalk mówi wiele o prawdziwym Michaelu, trzeba jednak czytać między wierszami, aby naprawdę zrozumieć, na czym mu zależało” fajnie właśnie tak zrobię, będę czytała pomiędzy wierszami. Z tego co wiem idzie mi to całkiem nieźle:)).
Uciekam czytać… zostawiam was z piosenką i tekstem.
Ančík
12 października 2009
České diskotéky są złe :D/ Harrachov
hah Ahoj.
Ze skoczni szybko pojechałam do centrum na to pivko z Lukášem… było super, ale robiło się dość późno a w planach miałam jeszcze imprezkę :P, pożegnałam się zatem i pojechałam na Harcov. Tam šup šup szybciutko się przebrałam, w między czasie Borek napisał mi jeszcze smsa z potwierdzeniem, że kluci też idą do s-club, ubrałam kurtkę i wyszłam. Super, że miałam tak blisko - zaledwie 5 minut tym razem prostej drogi haha :))).Bardzo lubię s-club, mam z tego miejsca prawie same fajne wspomnienia. Trzy tygodnie codziennych wieczorków podczas Mistrzostw Świata zrobiły swoje i trwale zapisały mi się w pamięci. Hmm to naprawdę bardzo przyjemne miejsce. Gdyby ktoś nie wiedział S-club to trzy pomieszczenia. W jednym można zjeść np. świetną pizzę, napić się piva, czy obejrzeć transmisje z jakiegoś meczu.
W drugim znajduje się mała, ale bardzo przytulna discoteka, w trzecim natomiast jest dwutorowa kręgielnia. Żeby było jasne, nie ustawiałam się na imprezę ze skoczkami, po całym dniu patrzenia na nich miałam już chyba trochę dość. Początkowo umówiłam się z kilkoma osobami z Koleji (byłam tam już tyle razy, że mam dosyć sporą grupę znajomych) na pivo i zelenou. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy i było naprawdę bardzo sympatycznie:)))). Poznałam kilku fantastycznych nowych ludzi i wszyscy przenieśliśmy się do „Zanzibaru” ehh to miejsce wręcz kocham, wygląda niby niepozornie, ale to właśnie tam odbywają się najlepsze imprezy w całym Libercu. Grana jest prawie sama czeska muzyka, dlatego czuję się tam po prostu rewelacyjnie.
Niestety czescy skoczkowie również się tam przenieśli, ahh w ogóle nie wspomniałam którzy Czesi przybyli oblewać swoje „ogromne” sukcesy :P. Była tam cała grupa jak ja to nazywam pod wezwaniem Kuby Jiroutka :D tj: Antonín Hájek, Jakub Janda, Borek Sedlák, Martin Cikl wcześniej był jeszcze Honza ze swoją dziewczyną ale oni nie przepadają za spendami zwanymi disco dlatego tradycyjnie znudzeni szybko udali się do domu. Hmm nie wspomniałam jeszcze o Radku haha tak, tak on też tam był :P. W Zanziku pierwszą osobą na jaką wpadłam był uradowany Martin Cikl pozwólcie, że pewnych rzeczy nie skomentuje :D. NO COMENT!!! :P. Jednak Sajkl to Sajkl ale to co odstawił Jandys to mnie dopiero zniszczyło. Heh no tego się nie spodziewałam "Jsem pes! ale nekousám" - hahaha… cała ta sytuacja wywołała na mojej i tak uradowanej twarzy jeszcze większy uśmiech. Mam dla niego i dla siebie również jedno wielkie przesłanie – Nie pijmy alkoholu nie pijmy :D. Oprócz tego pogadałam w miarę inteligentnie z Kubą Jiroutkiem, (który zaczął później wyśpiewywać na cały głos „Ania, Ania, Ania ILY” o nie!!!), Radkiem i oczywiście Borkiem (I love this guy). No no no z Jandysem też konwersowałam ale o tym wyżej :P. Po tych inteligentnych dialogach czułam, że mam już dość. Na f-ko vrátila jsem se kolem půl třetí… sprcha a postel looool. Měla jsem 3 piva, 2x zelenou a 3x vodku s red bullem… Trochę jednak wypiłam do tego doszło zmęczenie i chyba faktycznie nie czułam się najlepiej, a przecież rano czekała mnie podróż do Jablonce – Harrachova – Szklarskiej Poręby no i Warszawy.
Hehe czeskie imprezy są złe :P, stosunkowo tani alkohol, skoczna muzyka i przyjaźni studenci lool tego powinno się Ančíkovi stanowczo zabronić :D.
Zarówno na Mistrzostwach Czech jak i na wszystkich pozostałych zawodach, na, których byłam w tym sezonie bardzo brakowało mi Františka Vaculíka … jak się okazało podczas mojej rozmowy z Borou chłopakom również go brakuje. Powodem nieobecności Fanny na MČ był obóz dzieciaków na,, którym musiał być.
I tak dobiegł końca mój pobyt w Libercu, było naprawdę fantastycznie tylko szkoda, że tak krótko… (te trzy dni minęły zbyt szybko) jeszcze raz wszystkim dziękuję:))))…
HARRACHOV
Do Harrachova dotarłam około godziny 16.30. Po krótkim spacerze (dłuższy niestety nie wchodził w grę, ponieważ nie pozwalała mi na to boląca stopa) skoczyłam na obiadokolację do najlepszej restauracji w miasteczku „U studny”. Zamówiłam smažený sýr s hranolkama i tatarkou (mniam) do tego pivo (Budweiser) ze sprite - (Radler) ahh pyszności, tak bardzo mi tego brakuje w Polsce.
O 19.30 przyjechał, po mnie bus, który zabrał mnie już do Szklarskiej Poręby. Dochodzę do wniosku, iż im krótszy jest mój pobyt w Czechach tym większa tzw depresja popowrotowa. Ciężko jest z miejsca które tak bardzo się kocha jechać w miejsce z którym ma się niezbyt wiele wspólnego. Faktycznie coraz dalej oddalam się od Polski. Wszystko w tym smutnym kraju mnie przytłacza.
Dzisiaj jednak starczy.
Dobrou noc
Ančík
"Never can say goodbye"!!!!!
Ze skoczni szybko pojechałam do centrum na to pivko z Lukášem… było super, ale robiło się dość późno a w planach miałam jeszcze imprezkę :P, pożegnałam się zatem i pojechałam na Harcov. Tam šup šup szybciutko się przebrałam, w między czasie Borek napisał mi jeszcze smsa z potwierdzeniem, że kluci też idą do s-club, ubrałam kurtkę i wyszłam. Super, że miałam tak blisko - zaledwie 5 minut tym razem prostej drogi haha :))).Bardzo lubię s-club, mam z tego miejsca prawie same fajne wspomnienia. Trzy tygodnie codziennych wieczorków podczas Mistrzostw Świata zrobiły swoje i trwale zapisały mi się w pamięci. Hmm to naprawdę bardzo przyjemne miejsce. Gdyby ktoś nie wiedział S-club to trzy pomieszczenia. W jednym można zjeść np. świetną pizzę, napić się piva, czy obejrzeć transmisje z jakiegoś meczu.
W drugim znajduje się mała, ale bardzo przytulna discoteka, w trzecim natomiast jest dwutorowa kręgielnia. Żeby było jasne, nie ustawiałam się na imprezę ze skoczkami, po całym dniu patrzenia na nich miałam już chyba trochę dość. Początkowo umówiłam się z kilkoma osobami z Koleji (byłam tam już tyle razy, że mam dosyć sporą grupę znajomych) na pivo i zelenou. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy i było naprawdę bardzo sympatycznie:)))). Poznałam kilku fantastycznych nowych ludzi i wszyscy przenieśliśmy się do „Zanzibaru” ehh to miejsce wręcz kocham, wygląda niby niepozornie, ale to właśnie tam odbywają się najlepsze imprezy w całym Libercu. Grana jest prawie sama czeska muzyka, dlatego czuję się tam po prostu rewelacyjnie.
Niestety czescy skoczkowie również się tam przenieśli, ahh w ogóle nie wspomniałam którzy Czesi przybyli oblewać swoje „ogromne” sukcesy :P. Była tam cała grupa jak ja to nazywam pod wezwaniem Kuby Jiroutka :D tj: Antonín Hájek, Jakub Janda, Borek Sedlák, Martin Cikl wcześniej był jeszcze Honza ze swoją dziewczyną ale oni nie przepadają za spendami zwanymi disco dlatego tradycyjnie znudzeni szybko udali się do domu. Hmm nie wspomniałam jeszcze o Radku haha tak, tak on też tam był :P. W Zanziku pierwszą osobą na jaką wpadłam był uradowany Martin Cikl pozwólcie, że pewnych rzeczy nie skomentuje :D. NO COMENT!!! :P. Jednak Sajkl to Sajkl ale to co odstawił Jandys to mnie dopiero zniszczyło. Heh no tego się nie spodziewałam "Jsem pes! ale nekousám" - hahaha… cała ta sytuacja wywołała na mojej i tak uradowanej twarzy jeszcze większy uśmiech. Mam dla niego i dla siebie również jedno wielkie przesłanie – Nie pijmy alkoholu nie pijmy :D. Oprócz tego pogadałam w miarę inteligentnie z Kubą Jiroutkiem, (który zaczął później wyśpiewywać na cały głos „Ania, Ania, Ania ILY” o nie!!!), Radkiem i oczywiście Borkiem (I love this guy). No no no z Jandysem też konwersowałam ale o tym wyżej :P. Po tych inteligentnych dialogach czułam, że mam już dość. Na f-ko vrátila jsem se kolem půl třetí… sprcha a postel looool. Měla jsem 3 piva, 2x zelenou a 3x vodku s red bullem… Trochę jednak wypiłam do tego doszło zmęczenie i chyba faktycznie nie czułam się najlepiej, a przecież rano czekała mnie podróż do Jablonce – Harrachova – Szklarskiej Poręby no i Warszawy.
Hehe czeskie imprezy są złe :P, stosunkowo tani alkohol, skoczna muzyka i przyjaźni studenci lool tego powinno się Ančíkovi stanowczo zabronić :D.
Zarówno na Mistrzostwach Czech jak i na wszystkich pozostałych zawodach, na, których byłam w tym sezonie bardzo brakowało mi Františka Vaculíka … jak się okazało podczas mojej rozmowy z Borou chłopakom również go brakuje. Powodem nieobecności Fanny na MČ był obóz dzieciaków na,, którym musiał być.
I tak dobiegł końca mój pobyt w Libercu, było naprawdę fantastycznie tylko szkoda, że tak krótko… (te trzy dni minęły zbyt szybko) jeszcze raz wszystkim dziękuję:))))…
HARRACHOV
Do Harrachova dotarłam około godziny 16.30. Po krótkim spacerze (dłuższy niestety nie wchodził w grę, ponieważ nie pozwalała mi na to boląca stopa) skoczyłam na obiadokolację do najlepszej restauracji w miasteczku „U studny”. Zamówiłam smažený sýr s hranolkama i tatarkou (mniam) do tego pivo (Budweiser) ze sprite - (Radler) ahh pyszności, tak bardzo mi tego brakuje w Polsce.
Z Harrachovem podobnie jak i z Libercem posiadam tylko same dobre wspomnienia, M.D, wiewiórek, popijawki itd., itp. Niewątpliwie jest to jedno z moich ulubionych miejsc w Czechach i zawsze gdy mam możliwość wpaść tam chociaż na chwilkę po prostu z niej korzystam.
O 19.30 przyjechał, po mnie bus, który zabrał mnie już do Szklarskiej Poręby. Dochodzę do wniosku, iż im krótszy jest mój pobyt w Czechach tym większa tzw depresja popowrotowa. Ciężko jest z miejsca które tak bardzo się kocha jechać w miejsce z którym ma się niezbyt wiele wspólnego. Faktycznie coraz dalej oddalam się od Polski. Wszystko w tym smutnym kraju mnie przytłacza.
Dzisiaj jednak starczy.
Dobrou noc
Ančík
"Never can say goodbye"!!!!!
10 października 2009
Ahojky!!!
Przyszedł czas na streszczenie najważniejszego wydarzenia z mojego pobytu w Czechach. Mowa oczywiście o MČR seniorów… jak wspominałam wczoraj, po zakończeniu zmagań juniorów na skoczni zaczęli pojawiać się już doświadczeni (nie lubię tego słowa, ale w skokach jest ono bardzo często stosowane) czescy skoczkowie. Ku mojej ogromnej radości, wszyscy bez wyjątku przywitali się ze mną z wielkim uśmiechem na twarzach:)))). Hahaha nawet Daniel Švec
, który znając mnie udawał, że mnie nie zna :D tym razem podszedł, ba a nawet zapytał jak się mam hahaha jestem ciekawa co to się stało?! :D… Ja jednak i tak człowieka nie lubię i nic tego nie zmieni (główny powód F.V)…
Pierwszy przyjechał Koudy, a po nim Jandys. Nie wiem czemu ale Kuba od samego początku strasznie mnie cieszył… hahaha czym to było spowodowane nie mam pojęcia ale dobrze, że nie zapytał o „Krówki” :D. W następnym samochodzie przyjechali moi ulubieni skoczkowie: Borek, Honza i Ciklus:)))) ni i mniej ulubiony Hlavka… zaraz po nich kombinatorzy norwescy na czele z Mirkiem. Jak miło było zobaczyć i pogadać z Mirou uhu.
Pierwszy przyjechał Koudy, a po nim Jandys. Nie wiem czemu ale Kuba od samego początku strasznie mnie cieszył… hahaha czym to było spowodowane nie mam pojęcia ale dobrze, że nie zapytał o „Krówki” :D. W następnym samochodzie przyjechali moi ulubieni skoczkowie: Borek, Honza i Ciklus:)))) ni i mniej ulubiony Hlavka… zaraz po nich kombinatorzy norwescy na czele z Mirkiem. Jak miło było zobaczyć i pogadać z Mirou uhu.
Zawsze jak go widzę jakoś szybciej bije mi serducho :P nie wnikam czemu ale to super uczucie :)))). Mirku dzięki (ty wiesz za co:*).
Jakby tego było mało, w Libercu był także mój super kamarad z Banskiej Bystrici Tomas Zmoray…nie widziałam się z nim od LGP w Zakopanem, także oboje byliśmy happy, że udało nam się spotkać w Libercu. Niewątpliwie skorzystam z jego zaproszenia i niedługo wybiorę się do najfajniejszego miasta na Słowacji.
Obiecał mi, że nauczy mnie malować graffiti (zawsze chciałam się tego nauczyć) i zabierze na koncert hip-hopowy swoich kolegów :))). Hip hopu nigdy nie słuchałam ale Zmordy wysłał mi kilka kawałków i muszę przyznać, że ci jego koledzy są fenomenalni.
Hehehe trochę nadmiar wrażeń i emocji, już sama nie wiedziałam z kim mam rozmawiać, miłe było to, że każdy ze znajomych znalazł dla mnie chwilkę i to dość długą :)).
Trybuny tradycyjnie jak zawsze świeciły pustkami, pojawiło się tylko paru znajomych i członkowie rodzin zawodników. Jeśli chodzi o osoby fotografujące, to przyjechały trzy Niemki (którym najwyraźniej się nudziło), 3 Czeszki no i ja :D.
Nadal nie rozumiem tego braku zainteresowania skokami narciarskimi w Czechach, przecież jest to swoiście ciekawy sport a czescy skoczkowie są sympatyczni i niektórzy prezentują naprawdę całkiem dobrą formę. Myślałam, że w takim mieście jak Liberec, gdzie znajdują się przecież skocznie egzystują jacyś kibice tego sportu. No ale niestety od lat nic się nie zmienia… i chyba już nawet sukces na miarę tego Kuby Jandy z 2006 roku nic nie pomoże.
Najwięcej czasu spędziłam z Borkiem (powtarzam, że po prostu go uwielbiam), razem powspominaliśmy sobie wspaniałą Wisłę, obgadaliśmy heyę geyę :D… i jej wesołe koleżanki, które prześladują biedaka na facebooku i kilku innych stronkach. Skomentowaliśmy wszystkie najnowsze wydarzenia w Czechach i na świecie. Zastanawialiśmy się, co się dzieje z czeską piłką nożna, jakie filmy warto teraz zobaczyć i czy Michael Jackson żyje. Podczas tych wnikliwych analiz Borek stwierdził: „Anio, ty už jsi Češka, ty už jsi naša” hehe dzięki Borku za te piękne słowa, ale oczywiście masz rację :D. Urocze było również to jak opowiadał coś o Polsce, rozpędzał się i mówił „u was” po chwili jednak, poprawiał się mówiąc„u nich” heheh.
Borek to wspaniały człowiek pełny wewnętrznego ciepła, umiejący zachować się w każdej sytuacji i miejący dużo do powiedzenia na każdy temat. Myślę, że to są główne powody tego, że tak świetnie się dogadujemy. Potrafimy rozmawiać właściwie bez przerwy. Często wspominam piwo – wino z Wisły gdzie wręcz nie mogliśmy się nagadać, a buzie się nam po prostu nie zamykały :D. Jestem mu bardzo wdzięczna, ponieważ kilkakrotnie ogromnie mi pomógł. Cenie sobie i jestem szczęśliwa z tego, że nazywa mnie swoją przyjaciółką.
Zrobiłam Borkovi kilka fotek, muszę przyznać, że wyjątkowo dobrze się go fotografuje:)))), haha pozuje chłopak:))). Fotki ze skocznią to już taka nasza tradycja. Od kiedy go poznałam, zawsze wykonuje mu zdjęcia ze skoczniami w tle, czy to w Zakopanem, Harrachovie czy też Libercu. Efekty oceńcie sami, ale uśmiech super nie?! :D
Janek przez cały dzień był bardzo smutny, nie mam pojęcia, co się z nim działo. Starał się uśmiechać i z wszystkimi rozmawiać, ale z daleka widać było, że coś nie gra. Zaledwie dwa tygodnie wcześniej w Wiśle był zupełnie inny, chyba coś się stało, ale ja nie wnikałam, bo to wygląda na dość poważny problem. Domyślam się o co chodzi ale właśnie ale…. Mimo wszystko pogadaliśmy sobie i było nice:))). Dostrzegłam również coś, o czym wcześniej nie miałam pojęcia. Janek ma rewelacyjne podejście do dzieci. Na skoczni była żona kombinatora norweskiego Pavla Churavego z ich maleńkim synkiem i Janek tak uroczo z nim rozmawiał, nosił go na rękach ahhh widać, że naprawdę marzy już o dziecku…. Później, długo biegał sobie przy mnie i wymienialiśmy wielkie uśmiechy.. to nastroiło mnie jakoś tak pozytywnie:)))).
Sam konkurs był długi i mało ciekawy. W pierwszej serii Borek skoczył krótko i było jasne, że na podium nie stanie. Janek o, dziwo wręcz przeciwnie oddał bardzo dobry skok i na półmetku zajmował czwarte miejsce. Bardzo chciałam by ktoś z dwójki Matura, Sedlák zajął miejsce na podium i mocno trzymałam za nich kciuki. Pomiędzy skokami zawodników patrzyłam, co dzieje się przy budkach. No nie da się ukryć, że miałam problem na kogo skierować swój wzrok, było tam zdecydowanie zbyt wielu przystojniaków :D…mam słabość do Czechów, ale to już chyba nikogo nie dziwi :P. Moją uwagę przykuwali dwaj śliczni kombinatorzy norwescy: Petr Kutal i Aleš Vodseďálek.
Petr Kutal
Aleš Vodseďálek
Wracając do skoków niepokojąco dobrze skakali młodzi Polacy, co jakoś zbytnio mnie nie cieszyło. W końcu to Mistrzostwa Czech a nie Polski, i to Czesi mieli prezentować na swojej ziemi wysoki poziom. Nie dość, że zdeklasowali czeskich juniorów, to jeszcze w seniorach chcieli namieszać? No NIE!!!.
Druga seria to dużo lepszy skok Borka, jednak na podium to było zbyt mało. Na Janka się pogniewałam, ponieważ zepsuł drugi skok i zaprzepaścił swoje szanse na dobre miejsce. Był dopiero 6 :((((. W ogóle on miał jeden z cyklu podłych dni a to z kilku powodów, o których wiem tylko ja. Poor guy ale to jego problem.
Wygrał oczywiście Roman Koudelka, drugi był Jakub Janda a trzeci Tonda Hájek. Trochę mi się to podium nie podobało, strzeliłam focha i nie zrobiłam żadnego zdjęcia z dekoracji. Sorry no!.
Po 3 dekoracjach bo tyle właśnie było, (pogubiłam się trochę w tym jakie to właściwie były zawody „Mistrzostwa Czech”, „ Adidas Cup”, czy „Puchar miasta Liberec” ), wszyscy zaczęli opuszczać skocznie. Pożegnałam się z Honzou i pozostałymi i pojechałam do centrum. O akcji z pożegnaniem nie piszę bo chyba się trochę zniszczyłam. W momencie, gdy szłam na kolację napisał do mnie mój kolega Lukáš, który zaprosił mnie na pivoo. Oczywiście zgodziłam się, wypiliśmy trzy i pojechałam na Harcov. Tam dostałam smsa od Borka, żebym stawiła się w „Esku”, przebrałam się i poszłam. O ciekawej imprezie i wycieczce do Harrachova napiszę jutro.
Muszę jeszcze napisać, że Mistrzostwa Czech to najlepsze zawody, na jakich byłam. To w ogóle jak dla mnie te nej nej zawody. Wspaniale, że udało mi się na nie pojechać. Dziękuję wszystkim, którzy umili mi pobyt.
- Děkuju moc!!! I love Czech Ski Team <3<3<3, I love Liberec <3<3<3
Mějte se hezky.
Ančík
7 października 2009
Liberec i Mistroství České Republiky juniorů - THIS IS IT!!!
Ahoj!
Hmm, na czym to ja skończyłam, aha, więc do LIBERCA dotarłam we wtorek około godziny 16.10, szybko zaopatrzyłam się w bilet i wsiadłam do tramwaju. Na Fügnerce przesiadłam się do autobusu nr 15 i nim bezpośrednio już dostałam się na koleje TUL czy jak kto woli Harcov, hmm, tzn powiedzmy, że bezpośrednio, ponieważ od przystanku czekała mnie jeszcze około 10 minutowa droga pod górę. Niestety hotel znajduje się aż w bloku F także jest to dość daleko, zwarzywszy, że miałam bardzo ciężką torbę, którą musiałam dźwigać na ramieniu i byłam zmęczona była to trochę droga przez mękę hehehe, ale doszłam a to najważniejsze. Na miejscu popisałam się swoim jakże perfekcyjnym (haha) czeskim i dość szybko się zameldowałam:))). Przydzielono mi pokój 19B, to jeden z większych pokoi co bardzo mnie ucieszyło. Gdyby ktoś nie wiedział koleje to w Polsce akademik. Jednak bardzo by się chciało, żeby polskie akademiki wyglądały tak jak ten w LIBERCU… przypominam, że podczas Mistrzostw Świata mieszkali tam sportowcy, także wszystko zostało odnowione i spełnia kryteria trzygwiazdkowego hotelu. Dobrze znam te wszystkie bloki, pokoje i całą okolicę właśnie z MŚ, spędziłam tam przecież prawie 3 tygodnie. Po podstawowym ogarnięciu się (prysznic, herbata itd.) udałam się jeszcze do mojego ukochanego „Eska” (restauracja i discoteka w jednym) gdzie zamówiłam najlepszą pod słońcem pizze serową <3 oraz piwo. Ostatnio posmakował mi „Gambrinus”, może, dlatego, że „Budweiser” jest już w Polsce a „Gambrinus” oficjalnie jeszcze nie. Zjadłam i wróciłam do pokoju, umyłam głowę, włączyłam Michaela i poszłam spać, byłam po tej podróży i Pradze tak wykończona, że bez problemu przespałam 12 godzin.
W środę obudziłam się około godziny 7.00 nie musiałam się nigdzie spieszyć, ponieważ seria próbna MČR juniorów rozpoczynała się dopiero o godzinie 14.00, ale bardzo chciałam pojechać jeszcze do centrum no i na jakieś zakupy. LIBEREC nic się nie zmienił dalej jest tak samo pięknym miastem, jakim było wcześniej. Po prostu je uwielbiam, samo chodzenie po ulicach sprawia mi tak wielką radość i jestem taka szczęśliwa, że aż ciężko to opisać słowami. Niewątpliwie jest to moje miejsce na ziemi i chyba jednak w przyszłym roku to tam wybiorę się na studia.
Po zakończeniu konkursu, większość młodych skoczków zebrała rzeczy i pojechała do domu. Niektórzy jednak zdecydowali się startować w zawodach seniorskich na dużym obiekcie. W tym czasie do arealu zaczęli się zjeżdżać wszyscy znajomi.. na czele z trenerem Davidem Jiroutkiem :P, i całą kadrą A i B skoczków :D…
Do konkursu zgłoszono oprócz całej grupy Czechów również kilku skoczków polskiej kadry B, całą podstawową reprezentacje Kazachstanu, kadrę B Rosji i skoczków Słowackich.
Zapomniałabym, że startował również (ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu) Słoweniec - Jernej Damjan.
O zmaganiach seniorów jednak w kolejnym poście.
Hmm, na czym to ja skończyłam, aha, więc do LIBERCA dotarłam we wtorek około godziny 16.10, szybko zaopatrzyłam się w bilet i wsiadłam do tramwaju. Na Fügnerce przesiadłam się do autobusu nr 15 i nim bezpośrednio już dostałam się na koleje TUL czy jak kto woli Harcov, hmm, tzn powiedzmy, że bezpośrednio, ponieważ od przystanku czekała mnie jeszcze około 10 minutowa droga pod górę. Niestety hotel znajduje się aż w bloku F także jest to dość daleko, zwarzywszy, że miałam bardzo ciężką torbę, którą musiałam dźwigać na ramieniu i byłam zmęczona była to trochę droga przez mękę hehehe, ale doszłam a to najważniejsze. Na miejscu popisałam się swoim jakże perfekcyjnym (haha) czeskim i dość szybko się zameldowałam:))). Przydzielono mi pokój 19B, to jeden z większych pokoi co bardzo mnie ucieszyło. Gdyby ktoś nie wiedział koleje to w Polsce akademik. Jednak bardzo by się chciało, żeby polskie akademiki wyglądały tak jak ten w LIBERCU… przypominam, że podczas Mistrzostw Świata mieszkali tam sportowcy, także wszystko zostało odnowione i spełnia kryteria trzygwiazdkowego hotelu. Dobrze znam te wszystkie bloki, pokoje i całą okolicę właśnie z MŚ, spędziłam tam przecież prawie 3 tygodnie. Po podstawowym ogarnięciu się (prysznic, herbata itd.) udałam się jeszcze do mojego ukochanego „Eska” (restauracja i discoteka w jednym) gdzie zamówiłam najlepszą pod słońcem pizze serową <3 oraz piwo. Ostatnio posmakował mi „Gambrinus”, może, dlatego, że „Budweiser” jest już w Polsce a „Gambrinus” oficjalnie jeszcze nie. Zjadłam i wróciłam do pokoju, umyłam głowę, włączyłam Michaela i poszłam spać, byłam po tej podróży i Pradze tak wykończona, że bez problemu przespałam 12 godzin.
W środę obudziłam się około godziny 7.00 nie musiałam się nigdzie spieszyć, ponieważ seria próbna MČR juniorów rozpoczynała się dopiero o godzinie 14.00, ale bardzo chciałam pojechać jeszcze do centrum no i na jakieś zakupy. LIBEREC nic się nie zmienił dalej jest tak samo pięknym miastem, jakim było wcześniej. Po prostu je uwielbiam, samo chodzenie po ulicach sprawia mi tak wielką radość i jestem taka szczęśliwa, że aż ciężko to opisać słowami. Niewątpliwie jest to moje miejsce na ziemi i chyba jednak w przyszłym roku to tam wybiorę się na studia.
Przeszłam cały rynek wszystkie moje ukochane sklepy: „Kenvelo”, „Lifestyle Sports”, „Alpina Pro” itd…kupiłam sobie fajną koszulkę „Nike” i udałam się na obiad. Wybrałam chińską restauracje o pięknie brzmiącej nazwie „PANDA” hahaha mam ostatnio małą obsesje na punkcie tego zwierzątka :D, a wszystko zaczęło się w Wiśle :D. Osoby zorientowane wiedzą o co chodzi :D…
Restauracja ta znajduje się w Nákupní galeri „Plaza”. Jeśli ktoś kiedykolwiek będzie w Libercu zachęcam do spróbowania tam nudle s kuřecím masem., coś wspaniałego.
Restauracja ta znajduje się w Nákupní galeri „Plaza”. Jeśli ktoś kiedykolwiek będzie w Libercu zachęcam do spróbowania tam nudle s kuřecím masem., coś wspaniałego.
Wychodząc zauważyłam jeszcze bardzo duży sklep z zabawkami „Dráčik”, potrzebowałam kupić kilka prezentów dla znajomych i pomyślałam, że tam na pewno znajdę coś ciekawego. Oprócz całej torby dárků kupiłam coś również dla siebie. Haha przechadzając się pomiędzy półkami natrafiłam na takiego sporego gumowego hipopotama, jest tak uroczy, że nie mogłam go nie kupić :P… postanowiłam, że będzie mi on przez jakiś czas przynosił szczęście a potem dostanie go ode mnie ktoś komu bardzo dużo zawdzięczam i kto jest dla mnie bardzo ważną osobą.
Smooth criminal :P
Mając już wszystko, co potrzebowałam udałam się na skocznie, wcześniej otrzymałam propozycję podwiezienia na samą górę, ale z niej nie skorzystałam, stwierdziłam, że dobrze mi zrobi piesza wycieczka i kontakt z przyrodą. Wyciszenie zawsze jakoś korzystnie na mnie wpływało, byłam tylko ja, muzyka Michaela i czysta niczym niezniszczona przestrzeń – rewelacja. Po jakiś 30 minutach znalazłam się na skoczni, młodzi skoczkowie zaczynali się właśnie rozgrzewać. Już na początku spotkałam dwóch osobników, którzy sprawili, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Mowa o Milošu Kadlecu i Hubercie Bláha, ja ich po prostu uwielbiam, są bardzo sympatyczni i pozytywni. W ogóle MČR to fantastyczne zawody dla kogoś kto tak bardzo jak ja kocha czeski team a to dlatego, że ma się szansę spotkać tam wszystkich czeskich skoczków i kombinatorów norweskich, zarówno tych młodych jak i tych starszych.
Pierwszy konkurs, jaki tego dnia odbył się na skoczni były to zmagania dziewcząt. Kibicowałam mojej koleżance Lucie Míkovej. Trzymałam za nią kciuki tym bardziej, że były to jej pierwsze skoki po poważnej kontuzji, jaką odniosła na Mistrzostwach Świata właśnie na obiekcie w Libercu. Jej skoki niestety nie były rewelacyjne, ale to dopiero początek i jestem pewna, że już niedługo będzie lepiej. Wierze w nią, bo dziewczyna ma ogromny potencjał i dobre nastawienie do tego wszystkiego.
Wyniki nie są istotne, ważne, że potrafiła się pozbierać po tak groźnej kontuzji, wiem, o czym mówię, ponieważ miałam ten sam problem z nogą, co ona różnica jest taka, że ja już do uprawiana sportu nie wróciłam ona natomiast tak. Po konkursie porozmawiałyśmy sobie. Trochę się nie widziałyśmy, dlatego tematów było sporo.
Bardzo się cieszyłam, że spotkałam: Luckę, Jirke Mazocha, Davida Rippera, Martina Plhala, Lukasa Samohyla itd.…
Jiří Mazoch - (fotka specjalnie dla Krocze :P)
David Ripper - TJ Frenštát pod Radhoštěm
Martin Plhal - Nové Město na Moravě
Lukáš Samohýl - LSK Lomnice nad Popelkou
Ci ludzie są tacy fajni i tacy pozytywni widać jak ogromną frajdę sprawia im skakanie, super jest widzieć w ich oczach taką pasję i miłość:))). Same zawody bardzo szybko się skończyły a ja mało, co je śledziłam, gdyż biegałam z aparatem robiąc fotki:)))). Zdjęć mam sporo i muszę przyznać, że są całkiem ładne.
W przerwie pomiędzy seriami przeprowadziłam długą konwersację z Hugo… nie będę ukrywała, że go uwielbiam :P. Szkoda, że jest taki młody (hehehe) niewątpliwie stał się on moim ulubionym skoczkiem, a jego uśmiech jest po prostu nieziemski. Przypomniało mi się jak na KP w Zakopanem razem z Ewą robiłyśmy mu zdjęcia hahah był taki zawstydzony :D, ahh te akcje zapamiętam do końca zycia.
Hubert Bláha - LSK Lomnice nad Popelkou
Do konkursu zgłoszono oprócz całej grupy Czechów również kilku skoczków polskiej kadry B, całą podstawową reprezentacje Kazachstanu, kadrę B Rosji i skoczków Słowackich.
Zapomniałabym, że startował również (ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu) Słoweniec - Jernej Damjan.
O zmaganiach seniorów jednak w kolejnym poście.
Miloš Kadlec & Honza Kozák - :D
Muszę jeszcze wspomnieć, że w zasadzie przez cały czas pobyt na skoczni umilali mi dwaj młodzi skoczkowie z Nového Města na Moravě - Miloš Kadlec i Honza Kozák ależ z nimi był ubaw hahaha. Tym chłopakom nigdy uśmiech nie schodzi ztwarzy… a różowa koszulka Mošo po prostu mnie zniszczyła :D… Podsumowując było fun :D… dzięki chłopaki:)))
Jutro Mistroství České Republiky seniorů.
Ančík
Etykiety:
David Ripper,
Hubert Blaha,
Jiri Mazoch,
Liberec,
Lucie Mikova,
Milos Kadlec
4 października 2009
Praga/Praha jednak mnie urzekła :)
Ahoj!
Od wczoraj jestem już w Warszawie. Ahh te 3 dni w Czechach były naprawdę szalone. Sama się podziwiam, ze w zaledwie 72 godziny zdążyłam zrobić tyle rzeczy. Pomijam fakt, że przyjechałam kontuzjowana. Prawa stopa strasznie mnie boli i nie mogę chodzić, ale na prawdę warto było. Od samego początku było cudownie <3.
Zacznijmy od wtorku.
Po 8 godzinach spędzonych w autobusie linii „Eurolines” dotarłam do stolicy Czech – Pragi. Byłam trochę zmęczona, ale bardzo szczęśliwa, że ponownie przyjechałam do mojego ukochanego kraju. Sama podróż przebiegła bardzo spokojnie, autobus nie był pełny, dlatego mogłam swobodnie się położyć i trochę się zdrzemnąć. Całą drogę słuchałam Michaela i czułam się wspaniale. Wysadzono nas na jednym z praskich dworców autobusowych tz: UAN Florenc. W odróżnieniu od polskich dworców ten jest bardzo czysty i nowoczesny, aż przyjemnie sobie na nim posiedzieć. Szkoda, że nie zrobiłam fotki, ale jakoś na to nie wpadłam. Nadrobię następnym razem:))).
Uważam, że Polska powinna brać z Czechów przykład, oni zawsze wiedzą jak dobrze gospodarować pieniędzmi. Zwróćmy uwagę np. na drogi czy też budynki użytku publicznego (biblioteki, teatry, kina itd.) wszystko w rewelacyjnym stanie. Z dworca udałam się do metra… to chyba jedyna rzecz, która jakoś w „naszej” republice nie zbyt mi się podoba. Porównując z warszawskim metrem, praskie jest brudne, zawiłe i stare, ale do tego da się przyzwyczaić. Wsiadłam do lini B i pojechałam na Václavské náměstí, gdzie umówiłam się z moją super koleżanką Petrą. Najpierw zajrzałyśmy do Mc Donaldsa na kawę. Kawa była mi bardzo potrzebna jako, że byłam trochę die :D…Zastanawiając się co będziemy robić mając do dyspozycji kilka godzin stwierdziłyśmy, że pójdziemy na spacer by zobaczyć najciekawsze miejsca w Pradze. Przechodząc ulicą Vodičkovou wstąpiłyśmy jeszcze do fantastycznej bageterii, gdzie zjadłyśmy świetne serowe kanapki:))). Dawno nie jadłam tak dobrej kanapki.
Zdecydowałyśmy z Petrą, że udamy się jeszcze do kina. Petra jest kinomaniaczką, uwielbia oglądać filmy i ma sporą wiedzę na ten temat. Nie protestowałam, mój warunek był tylko jeden, że musimy iść na czeski film. Przejrzałyśmy repertuar, ale w godzinach popołudniowych grany był tylko jeden czeski film: „Protektor”. Film strasznie dziwny, i muszę przyznać, że trochę mnie zmasakrował i zdezorientował. Strasznie podobała mi się natomiast muzyka. Była taka rytmiczna, momentami było zabawnie, ale cała fabuła była dość ciężka i tragiczna. Opowiadała historie człowieka radiowca, który ukrywał swoją żydowską żonę - aktorkę w czasach okupacji niemieckiej, dodatkowo wielokrotnie musiał kłamać, i słowem zdradzać swój kraj. Na końcu jednak zmienia się i zaczyna doceniać Czechosłowację i zacięcie jej broni. Jednym słowem historia, ale dobrze nauczyłam się kilku nowych słów.
Po zakończeniu projekcji metrem udałyśmy się już na Černý Most, skąd odjeżdżał autobus „Student agency” do Liberca. Woow żółty autobus „Student agency” to coś wspaniałego, jeszcze nigdy nie jechałam takim ekskluziwem. Nie dość, że bilet kosztował mnie tylko 65 kc to na dodatek, mieliśmy pilotkę. Podczas jazdy, która trwała zaledwie godzinę i pięć minut, zaproponowano pasażerom gorące napoje (mieliśmy do wyboru: kawę, herbatę, herbatę owocową, lub gorącą czekoladę), prasę ( do wyboru 15 najpopularniejszych czeskich czasopism, obejmujących każdą dziedzinę, od polityki, muzyki po sport) oraz słuchawki, które pozwalały posłuchać muzyki (do wyboru czeska, zagraniczna, klasyczna). Na 6 ekranach wyświetlano także film… hehe no i to mi się podobało.
O Libercu jutro :)))).
Mějte se hezky, dobrou noc
Ančík
Od wczoraj jestem już w Warszawie. Ahh te 3 dni w Czechach były naprawdę szalone. Sama się podziwiam, ze w zaledwie 72 godziny zdążyłam zrobić tyle rzeczy. Pomijam fakt, że przyjechałam kontuzjowana. Prawa stopa strasznie mnie boli i nie mogę chodzić, ale na prawdę warto było. Od samego początku było cudownie <3.
Zacznijmy od wtorku.
Po 8 godzinach spędzonych w autobusie linii „Eurolines” dotarłam do stolicy Czech – Pragi. Byłam trochę zmęczona, ale bardzo szczęśliwa, że ponownie przyjechałam do mojego ukochanego kraju. Sama podróż przebiegła bardzo spokojnie, autobus nie był pełny, dlatego mogłam swobodnie się położyć i trochę się zdrzemnąć. Całą drogę słuchałam Michaela i czułam się wspaniale. Wysadzono nas na jednym z praskich dworców autobusowych tz: UAN Florenc. W odróżnieniu od polskich dworców ten jest bardzo czysty i nowoczesny, aż przyjemnie sobie na nim posiedzieć. Szkoda, że nie zrobiłam fotki, ale jakoś na to nie wpadłam. Nadrobię następnym razem:))).
Uważam, że Polska powinna brać z Czechów przykład, oni zawsze wiedzą jak dobrze gospodarować pieniędzmi. Zwróćmy uwagę np. na drogi czy też budynki użytku publicznego (biblioteki, teatry, kina itd.) wszystko w rewelacyjnym stanie. Z dworca udałam się do metra… to chyba jedyna rzecz, która jakoś w „naszej” republice nie zbyt mi się podoba. Porównując z warszawskim metrem, praskie jest brudne, zawiłe i stare, ale do tego da się przyzwyczaić. Wsiadłam do lini B i pojechałam na Václavské náměstí, gdzie umówiłam się z moją super koleżanką Petrą. Najpierw zajrzałyśmy do Mc Donaldsa na kawę. Kawa była mi bardzo potrzebna jako, że byłam trochę die :D…Zastanawiając się co będziemy robić mając do dyspozycji kilka godzin stwierdziłyśmy, że pójdziemy na spacer by zobaczyć najciekawsze miejsca w Pradze. Przechodząc ulicą Vodičkovou wstąpiłyśmy jeszcze do fantastycznej bageterii, gdzie zjadłyśmy świetne serowe kanapki:))). Dawno nie jadłam tak dobrej kanapki.
Praskie stare miasto nigdy wcześniej mnie nie zachwycało, ba cała Praga jakoś do mnie nie przemawiała. Tym razem jednak stało się coś dziwnego. Po prostu nie wiem jak to możliwe, ale zaczęłam się odnajdować w tym mieście, wszystko zaczęło mi się strasznie podobać. Obudziła się we mnie dość spora fascynacja, nawet zamki, i zabytki, które zawsze kojarzyły mi się ze znienawidzoną Warszawą przybrały inny obraz. Chyba prawdziwe jest stwierdzenie, że prędzej czy później zakochasz się wPradze. Tak, tak nie chcę tego mówić, ale takie są fakty. Zakochałam się i to chyba bardzo. Piękne, zawiłe uliczki ahhh strasznie za nimi tęsknię i zrobię wszystko, żeby jak najszybciej ponownie tam wrócić. Jeszcze raz przemyślę, opcję studiowania wymarzonego dziennikarstwa w Pradze, na to mam jednak jeszcze cały rok:).
Błędnie zestawiałam Pragę z Warszawą to dwa zupełnie inne miasta…Praga to wycieczka do historii, oderwanie się od realiów 21 wieku. Pewnie, właśnie, dlatego tylu ludzi z różnych krajów tam przyjeżdża.. Hiszpanie, Niemcy, Polacy, Portugalczycy itd., itp.
Zdecydowałyśmy z Petrą, że udamy się jeszcze do kina. Petra jest kinomaniaczką, uwielbia oglądać filmy i ma sporą wiedzę na ten temat. Nie protestowałam, mój warunek był tylko jeden, że musimy iść na czeski film. Przejrzałyśmy repertuar, ale w godzinach popołudniowych grany był tylko jeden czeski film: „Protektor”. Film strasznie dziwny, i muszę przyznać, że trochę mnie zmasakrował i zdezorientował. Strasznie podobała mi się natomiast muzyka. Była taka rytmiczna, momentami było zabawnie, ale cała fabuła była dość ciężka i tragiczna. Opowiadała historie człowieka radiowca, który ukrywał swoją żydowską żonę - aktorkę w czasach okupacji niemieckiej, dodatkowo wielokrotnie musiał kłamać, i słowem zdradzać swój kraj. Na końcu jednak zmienia się i zaczyna doceniać Czechosłowację i zacięcie jej broni. Jednym słowem historia, ale dobrze nauczyłam się kilku nowych słów.
Po zakończeniu projekcji metrem udałyśmy się już na Černý Most, skąd odjeżdżał autobus „Student agency” do Liberca. Woow żółty autobus „Student agency” to coś wspaniałego, jeszcze nigdy nie jechałam takim ekskluziwem. Nie dość, że bilet kosztował mnie tylko 65 kc to na dodatek, mieliśmy pilotkę. Podczas jazdy, która trwała zaledwie godzinę i pięć minut, zaproponowano pasażerom gorące napoje (mieliśmy do wyboru: kawę, herbatę, herbatę owocową, lub gorącą czekoladę), prasę ( do wyboru 15 najpopularniejszych czeskich czasopism, obejmujących każdą dziedzinę, od polityki, muzyki po sport) oraz słuchawki, które pozwalały posłuchać muzyki (do wyboru czeska, zagraniczna, klasyczna). Na 6 ekranach wyświetlano także film… hehe no i to mi się podobało.
O Libercu jutro :)))).
Mějte se hezky, dobrou noc
Ančík
27 września 2009
Dobra passo trwaj - Libercu przyybywam :D
Ahojky.
Hehe dobry humor mnie nie opuszcza, to chyba prawda, że kilka dni po urodzinach, towarzyszy ci tylko ta dobra passa:)))), mnie to właśnie spotkało. Mam za sobą fantastyczny tydzień, pełen wrażeń i mądrych przemyśleń. Po pierwsze dwa spotkania z moimi wspaniałymi przyjaciółmi, którzy świętowali ze mną my Birthday – Dzięki guys:***. Po drugie wracam do mojej ukochanej drogerii.
Po dwóch miesiącach pracy na stoisku z ubraniami ponownie oddelegowano mnie do pracy na Kenie (no cóż brakuje im mojej wiedzy, i dobrych kontaktów z klientami hahahaha:)))))
Strasznie się z tego powodu cieszę:)))). Zmienią się trochę zasady i personel został minimalnie zniwelowany, ale i tak będzie fun. Przecież kocham kosmetyki, zaprzyjaźniłam się z przedstawicielami, i wypracowałam relacje z klientami. To jest to, co na prawdę mnie kręci. Najważniejsze są jednak dwie zupełnie inne rzeczy to, że jutro jadę do Liberca, na najlepsze zawody tj Mistrzostwa Czeskiej Republiki w skokach narciarskich oraz to, że cały czas wierzę!!!!. Po prostu wierzę a teraz to chyba tak jak jeszcze nigdy wcześniej !!!. Towarzyszy mi jakieś takie przekonanie i spokój, że wszystko będzie dobrze i, że jeszcze będę bardzo szczęśliwa. Optymizm i uśmiech przede wszystkim. Tego się nauczyłam.
Ahhh no i zupełnie bym zapomniała. Zarezerwowałam dzisiaj bilety na „THIS IS IT” udało się na pierwszy dzień projekcji. Razem z Karoliną udamy się do „Złotych” już 28. października. To dziwne, jeszcze nigdy wcześniej nie rezerwowałam biletów na film wyświetlany w kinie z miesięcznym wyprzedzeniem. Hehe jedno jest pewne będzie ciekawie i liczę na znalezienie w filmie kilku istotnych wskazówek. Nie mogę się doczekać.
No nic lecę pakować rzeczy… mam nadzieję, że w Lbc będzie fajnie:)))).
Pozdrawiam serdecznie
Ančík
Hehe dobry humor mnie nie opuszcza, to chyba prawda, że kilka dni po urodzinach, towarzyszy ci tylko ta dobra passa:)))), mnie to właśnie spotkało. Mam za sobą fantastyczny tydzień, pełen wrażeń i mądrych przemyśleń. Po pierwsze dwa spotkania z moimi wspaniałymi przyjaciółmi, którzy świętowali ze mną my Birthday – Dzięki guys:***. Po drugie wracam do mojej ukochanej drogerii.
Po dwóch miesiącach pracy na stoisku z ubraniami ponownie oddelegowano mnie do pracy na Kenie (no cóż brakuje im mojej wiedzy, i dobrych kontaktów z klientami hahahaha:)))))
Strasznie się z tego powodu cieszę:)))). Zmienią się trochę zasady i personel został minimalnie zniwelowany, ale i tak będzie fun. Przecież kocham kosmetyki, zaprzyjaźniłam się z przedstawicielami, i wypracowałam relacje z klientami. To jest to, co na prawdę mnie kręci. Najważniejsze są jednak dwie zupełnie inne rzeczy to, że jutro jadę do Liberca, na najlepsze zawody tj Mistrzostwa Czeskiej Republiki w skokach narciarskich oraz to, że cały czas wierzę!!!!. Po prostu wierzę a teraz to chyba tak jak jeszcze nigdy wcześniej !!!. Towarzyszy mi jakieś takie przekonanie i spokój, że wszystko będzie dobrze i, że jeszcze będę bardzo szczęśliwa. Optymizm i uśmiech przede wszystkim. Tego się nauczyłam.
Ahhh no i zupełnie bym zapomniała. Zarezerwowałam dzisiaj bilety na „THIS IS IT” udało się na pierwszy dzień projekcji. Razem z Karoliną udamy się do „Złotych” już 28. października. To dziwne, jeszcze nigdy wcześniej nie rezerwowałam biletów na film wyświetlany w kinie z miesięcznym wyprzedzeniem. Hehe jedno jest pewne będzie ciekawie i liczę na znalezienie w filmie kilku istotnych wskazówek. Nie mogę się doczekać.
No nic lecę pakować rzeczy… mam nadzieję, że w Lbc będzie fajnie:)))).
Pozdrawiam serdecznie
Ančík
23 września 2009
Wiara i nadzieja umierają ostatnie - "Keep the faith"
Ahoj!
To bardzo skomplikowane, kiedy człowiek wierzy w coś, w co nie wierzą inni. Wszyscy patrzą na ciebie jak na dziwoląga z innej planety. Ale nie można zmieniać swoich przekonań pod wpływem innych. Najważniejsze jest przecież to, co podpowiada ci serce.
Nawet, jeśli to, w co wierzysz później cię rozczaruje będziesz miał świadomość tego, że to tylko twój wybór i twoja decyzja. Analizując swój przypadek widzę, że to nie jest proste, ale ja będę trwała w swojej wierze i nikt ani nic nie jest i nie będzie w stanie mojej wiary złamać.
To jedna z rzeczy, jakich nauczyłam się od mojego największego mentora – MJ. Wcześniej nie myślałam, że piosenki a dokładnie ich teksty mogą tak bardzo wpłynąć na człowieka tak go zmienić. Jednak tak jest tylko w przypadku, gdy piosenkę piszą dobrzy ludzie i wielcy artyści..
Kocham ten fragment i zawsze, kiedy zaczynam wątpić powtarzam go sobie kilkakrotnie:
„Więc, trwaj w wierze
Nie pozwól nikomu cię omamić
Musisz wiedzieć kiedy powinieneś
sprawić, że marzenia się spełnią
Więc trwaj w wierze
Skarbie, tak.
Ponieważ, to tylko kwestia czasu
Zanim twoja pewność siebie zwycięży
Uwierz w siebie, bez względu na to, co się stanie
Możesz zwyciężyć, jednak musisz trwać w wierze.
Trwaj w tym bracie!”
Trzeba wierzyć w siebie, trzeba wierzyć w świat, trzeba wierzyć w drugiego człowieka… nawet w tych ciężkich i fałszywych czasach trzeba wierzyć. Wiara czyni cuda!!!!
Postanowiłam sporządzić listę moich ukochanych piosenek Michaela Jacksona. W przypadku tego artysty jest to jednak strasznie trudne zadanie. Kiedy ktoś mówi stwórz Top-10 to nie możliwe, Top-20 również nie. Michael napisał bardzo wiele piosenek i prawie każda jest wspaniała. Wybrałam 35 piosenek, wszystkie możecie posłuchać lub ściągnąć na moim profilu na stronie odsiebie.com. Poniżej link. Zachęcam, bo naprawdę warto poznać szczególnie te mniej popularne pioseneki króla.
http://odsiebie.com/profil/anyxx.html
1. „Give In to me”
2. „Smooth criminal”
3. „Blood on the Dance floor”
4. “On the line”
5. “Fly away”
6. “Cry”
7. “For all time”
8. “The lady in my life”
9. “Who is it”
10. “In the closet”
11. “Leave me alone”
12. “Fall again”
13. “D.S”
14. “Keep the faith”
15. “Man in the mirror”
16. “Butterflies”
17. “You are not alone”
18. “We are the world”
19. “Sunset driver”
20. “Music and me”
21. “Tabloid junkie”
22. “They dont care about us”
23. “History”
24. “Beat it”
25. “Tease me”
26. “The lost children”
27. “We’ve had enought”
28. “Never can say goodbye”
29. “Billie Jean”
30. “I’ll be there”
31. “Little Susie”
32. “Jam”
33. “Whatever happenes”
34. “If You dont love me”
35. “Dirty diana”
Mějte se hezky i nie poddawajcie się.
Ančik
To bardzo skomplikowane, kiedy człowiek wierzy w coś, w co nie wierzą inni. Wszyscy patrzą na ciebie jak na dziwoląga z innej planety. Ale nie można zmieniać swoich przekonań pod wpływem innych. Najważniejsze jest przecież to, co podpowiada ci serce.
Nawet, jeśli to, w co wierzysz później cię rozczaruje będziesz miał świadomość tego, że to tylko twój wybór i twoja decyzja. Analizując swój przypadek widzę, że to nie jest proste, ale ja będę trwała w swojej wierze i nikt ani nic nie jest i nie będzie w stanie mojej wiary złamać.
To jedna z rzeczy, jakich nauczyłam się od mojego największego mentora – MJ. Wcześniej nie myślałam, że piosenki a dokładnie ich teksty mogą tak bardzo wpłynąć na człowieka tak go zmienić. Jednak tak jest tylko w przypadku, gdy piosenkę piszą dobrzy ludzie i wielcy artyści..
Kocham ten fragment i zawsze, kiedy zaczynam wątpić powtarzam go sobie kilkakrotnie:
„Więc, trwaj w wierze
Nie pozwól nikomu cię omamić
Musisz wiedzieć kiedy powinieneś
sprawić, że marzenia się spełnią
Więc trwaj w wierze
Skarbie, tak.
Ponieważ, to tylko kwestia czasu
Zanim twoja pewność siebie zwycięży
Uwierz w siebie, bez względu na to, co się stanie
Możesz zwyciężyć, jednak musisz trwać w wierze.
Trwaj w tym bracie!”
Trzeba wierzyć w siebie, trzeba wierzyć w świat, trzeba wierzyć w drugiego człowieka… nawet w tych ciężkich i fałszywych czasach trzeba wierzyć. Wiara czyni cuda!!!!
Postanowiłam sporządzić listę moich ukochanych piosenek Michaela Jacksona. W przypadku tego artysty jest to jednak strasznie trudne zadanie. Kiedy ktoś mówi stwórz Top-10 to nie możliwe, Top-20 również nie. Michael napisał bardzo wiele piosenek i prawie każda jest wspaniała. Wybrałam 35 piosenek, wszystkie możecie posłuchać lub ściągnąć na moim profilu na stronie odsiebie.com. Poniżej link. Zachęcam, bo naprawdę warto poznać szczególnie te mniej popularne pioseneki króla.
http://odsiebie.com/profil/anyxx.html
1. „Give In to me”
2. „Smooth criminal”
3. „Blood on the Dance floor”
4. “On the line”
5. “Fly away”
6. “Cry”
7. “For all time”
8. “The lady in my life”
9. “Who is it”
10. “In the closet”
11. “Leave me alone”
12. “Fall again”
13. “D.S”
14. “Keep the faith”
15. “Man in the mirror”
16. “Butterflies”
17. “You are not alone”
18. “We are the world”
19. “Sunset driver”
20. “Music and me”
21. “Tabloid junkie”
22. “They dont care about us”
23. “History”
24. “Beat it”
25. “Tease me”
26. “The lost children”
27. “We’ve had enought”
28. “Never can say goodbye”
29. “Billie Jean”
30. “I’ll be there”
31. “Little Susie”
32. “Jam”
33. “Whatever happenes”
34. “If You dont love me”
35. “Dirty diana”
Mějte se hezky i nie poddawajcie się.
Ančik
Subskrybuj:
Posty (Atom)