12 stycznia 2015

Tatuażowe uzależnienie

Ahoj,

Prawdą jest, że jak zaczniesz przygodę z tatuażami to tak szybko jej nie skończysz... W moim przypadku zaczęło się od czeskiej flagi w serduszku, która miała być kwintesencją wielkiej miłości do Czech i zarazem jedynym tatuażem na jaki kiedykolwiek się zdecyduję. Jeśli wierzyłam w to, że
wytrwam w takim postanowieniu byłam w wielkim błędzie. Już po zejściu z leżanki w studiu tatuażu wiedziałam, że chcę więcej... Pomimo drobnego dyskomfortu odczuwalnego przy wykonywaniu tatuażu to naprawdę jest to niesamowicie wciągające...

Drugim tatuażem  na jaki się zdecydowałam było nawiązanie do Michaela Jacksona i mojej ukochanej płyty "Bad"
W roku 2012 minęło 25-lat od jej wydania i właśnie wtedy zdecydowałam się na zrobienie tatuażu na nadgarstku lewej ręki.
Żeby była jasność nie żałuję, żadnego z dotychczas wykonanych tatuaży.  Wychodzę z założenia, że jeśli już zdecydowałam się przyozdobić swoje ciało tatuażami to będą one symbolizowały rzeczy dla mnie ważne, które odegrały w moim życiu znaczącą role. Tak było z czeską flagą, z tekstem "whos bad" i autografem Michaela Jacksona, tak też jest z trzecim tatuażem, który 7 stycznia pojawił się na bicepsie prawej ręki. Tym razem postawiłam na podrasowanie logo mojego ulubionego, czeskiego zespołu Sunshine, które od ponad roku dumnie demonstrowałam światu. Niestety po intensywnych treningach na siłowni trochę się porozlewało i potrzebny był mu mały lifting. W związku z tym, że od pewnej cudownej osoby na święta dostałam bon na tatuaż (Rob dziękuję :* :* :*) nadarzyła się okazja, żeby nareszcie coś z tym zrobić i dodać kilka elementów... Pod logo zdecydowałam się umieścić nazwę zespołu, której autorem podobnie jak i samego logo jest wokalista Suns i mój wielki życiowy mentor - Kay.  Dodałam jeszcze różowe tło, które wygląda jakby było namalowane pędzlem. Cały projekt pięknie złożyła nieoceniona Monika, której serdecznie dziękuję :) i tak właśnie powstało moje pink cudo :)
Ów tatuaż ma być początkiem rękawa, który sobie pieczołowicie jakiś czas temu zaplanowałam.
W najbliższym czasie chcę dorzucać kolejne elementy, które stworzą kolorową całość a co najważniejsze będą najlepszym podsumowaniem sporej części mojego życia...

Tatuaż robiłam w studio ART FORCE TATTOO i szybko okazało się, że był to najlepszy wybór jakiego mogłam dokonać... Dziarkę tworzył mi Wąsu, który nie dość, że jest strasznie spoko to jeszcze ma fajne wizje... Ponad 2 i pół h spędzone w studiu uważam za bardzo sympatyczne... W ogóle cała ekipa AFT to fajni ludzie z którymi klient czuje się bardzo swobodnie... Kolejne tatuaże tylko tam :)
Polecam wszystkim!



Tattoo in progress :) 


Wersja gotowa:) - aczkolwiek na żywo wygląda dużo lepiej 

Teraz pozostaje czekać aż tattoo całkowicie się wygoi, a na to potrzeba jeszcze kilku dni... Jedynym minusem new dziarki jest fakt, że musiałam zrobić sobie przerwę od siłowni. No ale jak to się mówi coś za coś... Powrót na siłownię już w piątek :) więc chyba jakoś dam radę i przetrzymam jeszcze te kilka dni a tym czasem ćwiczę sobie w domu nie obciążając rączki :) 


Żeby zamknąć temat warto wspomnieć jeszcze, że info o moim tatuażu dotarło do samego Kaya, który zareagował na niego bardzo entuzjastycznie umieszczając jego fotkę na swoim profilu na fb uzupełniając ją przy tym strasznie miłym komentarzem: "Anicka rulez :)". Kiedy Twój największy idol pisze, że rządzisz samoocena skacze o jakieś 100 pkt, a świat automatycznie staje się piękniejszy :)


Jak się okazało nie jestem jedyną osobą, która chciała uwiecznić swoją fascynację Sunshine na ciele. Zaryzykuję chyba jednak stwierdzenie, że jestem jedynym takim freakiem z poza Czech :) 
W drugim podejściu publikacyjnym Kay napisał, że jest dla niego zaszczytem, kiedy coś co wyszło z pod jego ręki ludzie umieszczają na swojej skórze. Dla mnie zaszczytem jest fakt, że miałam możliwość poznać osobiście kogoś tak fantastycznego jak Kay, który swoją postawą oraz swoją twórczością w dużej mierze odmienił moje życie. Tatuaż zawsze będzie mi o tym przypominał... Děkuju :)

Anička