11 listopada 2013

Sunshine "Back To The Roots" + Niceland + Imodium

Ahoj,
kocham zbiegi okoliczności... a ostatnimi czasy zdarza mi się trafiać na nie bardzo często.
22 października udałam się na trzydniowe szkolenie do Pragi. Nie będę ukrywać, że intensywnie poszukuję pomysłu na to co w Pradze właściwie mogłabym robić. Istnieje kilka fajnych możliwości ale zważywszy na to, że i w Polsce zaczęło się dziać kilka niesamowicie interesujących rzeczy cały czas kursuję między Warszawą a Pragą i nie wiem na co tak naprawdę się zdecydować. Pocieszające jest natomiast to, że wszystko się ze sobą wiąże, że pracując nad pewnymi projektami w Wawie walczę o czeską sprawę i to dosłownie ale o tym napiszę kiedy indziej. W tym poście chciałabym się skupić na kilku niesamowitych bonusach, które w Czechach miałam możliwość ogarnąć:). Pierwszym był koncert świetnej indie - rockowej kapeli No Distance Paradise pochodzącej z Olomouca. Odbywał się On we wtorek, także zaraz po przyjeździe do Pragi, wspólnie z moją koleżanką Barou udałyśmy się do Rock Cafe. NDP są genialni a ja oprócz muzyki zachwycałam się głosem i bluzą wokalisty :).



Najbardziej zakręcona była jednak środa. O 17:00 w Bontonlandzie (coś na kształt naszego Empiku) odbywał się chrzest najnowszej płyty rockowego zespołu Imodium pt: "Valerie". Ponieważ Imodium, to zdecydowanie jeden z najlepszych czeskich zespołów oczywiście nie mogło mnie tam zabraknąć. zwłaszcza, że przygotowuję się do napisania porządnego artykułu na temat chłopaków z Broumova. Tym razem do plecka spakowałam aparat, ponieważ uznałam, że fotki mogą mi się przydać.
Sam chrzest był super, oprócz podpisywania płyt, rozmów z fanami był również mini koncert unplugged...


Bardzo żałuję, że nie mogłam zostać do końca ale podpisaną płytę posiadam więc w sumie nie mam co narzekać :). Powodem dla którego w pośpiechu wybiegałm z Bontonlandu był wywiad z Nicelandem, na który umówiłam się dwa tygodnie przed wyjazdem do Czech.  Ehh byłam niesamowicie podekscytowana, ponieważ Michal Motycka to jeden z tych artystów, których szanuję najbardziej i w którego twórczości jestem wręcz zakochana. Do wywiadu pieczałowicie się przygotowałam układając 38 wnikliwych pytań. Wychodzę z założenia, że jak już coś robić, to robić to dobrze... Wywiad miał się odbyć o godzinie 18:00 w muzycznym klubie Roxy. Z Michalem umówiliśmy się pod wejściem... kiedy dotarałam pod wskazany adres charyzmatyczny artysta już na mnie czekał. Wywiad był niesamowicie miły a sam przepytywany naprawdę przsympatyczny. Cieszę się, że stworzyłam kilka pytań, których jeszcze nigdy nikt mu nie zadał. Chyba zaczyna to być moim znakiem rozpoznawczym... Przesłuchując nagranie z wywiadu i przygotowując z niego relację odnoszę wrażenie jakby rozmawiała ze sobą dwójka dobrych kumpli. Po wyłączeniu dyktafonu pogadaliśmy sobie jeszcze na wiele tematów i pojawił się pomysł wspólnego projektu... ale nad scenariuszem trzeba jeszcze popracować. Hmm kolejna osoba z czeskiej sceny muzycznej, która wywarła na mnie bardzo świetne wrażenie.

A propos Nicelanda polecam serdecznie przesłuchać... genialny głos i wielki talent autorski.



Kwintesencją tego bogatego w emocje dnia były jednak premiera dokumentu oraz koncert mojej ukochanej czeskiej grupy SUNSHINE :).
A propos grupy, jeśli ktoś jeszcze o niej ode mnie nie słyszał, co jest chyba niemożliwe bo od kilkunastu miesięcy mówię o niej non stop :D serdecznie polecam artykuł, który popełniłam kilka tygodni temu:

http://alternation.pl/sunshine_-_indie_rock_prosto_z_czech,id,1262,artykuly.html 

Tak się składa, że to na co czekałam od kilku miesięcy odbywało się w Pradze dokładnie 23.10 cudownie, po prostu cudownie :) Zatem stało się oczywistym, że wezmę udział w tym ważnym dla każdego fana wydarzeniu :) Kogo jak kogo ale największej polskiej wielbicielki Suns nie mogło tam zabraknąć hehe.



Lucerna Music Bar to w Pradze miejsce wręcz kultowe. Odbywają się tam praktycznie wszystkie, najważniejsze koncerty... tak czy siak piwo za 45 kc oraz cola za 39 kc to istna przesada... Dobrze, że mam ocenić Sunshine, dokument: "Back To The Roots" i oczywiście koncert a w tym przypadku było już zdecydowanie lepiej. 
Emisja dokumentu miała nastąpić o godzinie 21:00 niestety jednak opóźniła się o ok. 40 min... Zważywszy na to, że trzeba było stać zgromadzeni ludzie nie byli zachwyceni. Jak się później okazało dokument do ostatnich minut był poprawiany, co jest jako takim wytłumaczeniem... 
Hmm jeśli mam ocenić sam dokument to w sumie oprócz tego, że bardzo słabo było słychać to nie było najgorzej. Kilka razy głośno się zaśmiałam, w innych momentach stałam jak wryta a w jeszcze innych zastanawiałam się co ja tam właściwie robię. Otoczona dziewczętami, które opowiadały jak to bardzo podoba im się wokalista Kay starałam się skupić i uzupełnić wiedzę na temat historii zespołu. Jestem przekonana, że już niebawem będzie mi ona bardzo potrzebna :).
Hmm swoją drogą pisząc artykuł o Suns nie przypuszczałam, że niejaki producent i kreator sukcesu grupy w USA Sonny Kay jest tak bardzo przystojny :D. Ah ta moja fascynacja starszymi mężczyznami :D.
Warto zaznaczyć, że w dokumencie był również polski akcent a w zasadzie warszawski (co potraktowałam jako sprawę osobistą :)) 
Myślę, że oficjalne zdanie o filmie wyrobię sobie dopiero wtedy kiedy na spokojnie usiądę i obejrzę go w domowym zaciszu. Mam nadzieję, że chłopcy dotrzymają słowa i w najbliższym czasie faktycznie wyjdzie dvd :)... 
Bezpośrednio po filmie rozpoczął się koncert, który cóż rzec był genialny... Kay i spółka po prostu wymiatali... i chociaż ponownie nie zagrali żadnej z moich ulubionych piosenek (z wyjątkiem "Astrogen Nostalgia") bawiłam się doskonale. 



Setlista składała się z osiemnastu piosenek do tego dorzucono dwa bisy... Nie będę ukrywać, że nareszcie porządnie sobie pośpiewałam jednocześnie łapiąc się na tym, że znam wszystkie piosenki na pamięć. Podczas koncertu zapragnęłam wrócić do grania na gitarze. Od kilku lat tego nie robiłam i teraz widze, że był to błąd. Aktualnie poszukuję dla siebie optymalnej gitary akustycznej, która pozwoli mi przypomnieć sobie to co jeszcze kilka lat temu było dla mnie tak ważne. 
Kolejnym krokiem będzie przejście z akustyka na elektryk :) zobaczymy co z tego wyjdzie...
Wracając do koncertu, byłam już na kilku koncertach Suns ale ten był zdecydowanie najlepszy. Mega energetyczny, Kay miał świetny kontakt z fanami a dedykacje miażdżyły system :).
Cieszę się, że mogłam przeżyć koncert będąc pomiędzy fanami a nie gdzieś pod sceną z aparatem... zdecydowanie taka swobodna forma najbardziej mi odpowiada.


Powrót z koncertu to kolejna śmieszna opcja :D jadąc nocnym tramwajem numer 55 uśmiałam się kiedy grupa ludzi jak się pózniej okazało również wracająca z koncertu Suns siadała na kolanach bardzo pijanemu a może i martwemu człowiekowi :D... Hehehe wyglądało to przekomicznie. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że następnego dnia dziewczyna z tramwaju odnajdzie mnie na facebooku i, że się zakolegujemy :). Takie rzeczy tylko w Czechach...

Kolejne dni również były pełne miłych niespodzianek oraz nowych znajomości, które jestem przekonana już niedługo przyniosą bardzo przyjemne korzyści :) 

Cóż mam na koniec napisać? może tradycyjnie już I love Czech Republic :) 

A.n.č

Instagram

zdjęcia: iklik.cz

6 października 2013

Tylova leta i najlepsze urodziny ever!

Ahoj,
swoje 26 urodziny spędziłam w Pradze co w gruncie rzeczy jest oczywiste. Tak się świetnie złożyło, że 20 września miałam rozmowę, która miała zdecydować o mojej przyszłości w czeskiej stolicy. Również 20 września w mieście Hradec Kralowe oddalonego od Pragi zaledwie o 116 km odbywał się festiwal muzyczny Tylova leta. W związku z tym, że grały tam dwa zespoły, których słucham: Sunshine i Airfare było oczywiste, że się tam udam :). Kolejnym przyjemnym zbiegiem okoliczności był fakt, że 21 września w klubie Chapeau Rouge Kay z Tvzexem rozkręcali imprezę zwaną Bounce Bounce. Czy można sobie wyobrazić lepszy sposób na świętowanie urodzin? Ne Ne zdecydowanie NE :) szczególnie jak ma się wjazd za free :).
Oj zakręcone były te dni bardzo zakręcone...

Jak już zapewne wiecie w Czechach po prostu nie można się nudzić. Jak nie jakiś interesujący koncert, to dobra impreza na którą warto się wybrać ze znajomymi.
Zacznę zatem od napisania kilku słów o Tylovych letech...
Ten mini festiwal bo chyba tak należy go nazwać odbywał się już po raz siódmy. Organizowany jest przez absolwentów Gimnazjum im. Josefa Kajetana Tyla, współtwórcy czeskiego hymnu. Festiwal odbywa się każdegeo roku pod koniec września w sali Domu Kultury Strelnice. Nie jest to zatem klasyczny outdoorowy festiwal... co sprawia, że charakteryzuje go specyficzny klimat.
W tym roku na Tylovkach zagrali: piosenkarz Niceland, zespoły: Sunshine, Airfare, Mandrage oraz słowacki From Our Hands.

Do Hradce pojechałam kilka godzin wcześniej w związku z tym, że chciałam jeszcze przejść się po mieście. Dawno tam nie byłam a skoro nadarzyła się okazja to grzechem byłby z niej nie skorzystać. Miasto jest bardzo specyficzne, dziwnie rozmieszczone ale zarazem bardzo sympatyczne. Co ciekawe jest tam wiele pubów, restauracji i innych miejsc stricte rozrywkowych. Niesamowitym plusem jest fakt, że wszędzie jest blisko. Bynajmniej w te miejsce, które podczas tego jednodniowego pobytu miałam dotrzeć.
Przed festiwalem zjadłam smaczny obiad w jednej z włoskich restauracji oraz skoczyłam zakupić Semtex :D
Podczas roku spędzonego w Czechach uzależniłam się od cukierków PEZ Hroznovy cukor :D oraz od napoju energetycznego Semtex właśnie.


Kiedy dotarłam na miejsce festiwalu odebrałam akredytację oraz miętową opaskę, która btw pasowała do koloru mojej koszulki, bluzy, czapeczki i lakieru do paznokci :) hehe.
W oczekiwaniu na rozpoczęcie występów udałam się na piwo. Klasyka będąc w Czechach po prostu nie mogę się temu rytuałowi oprzeć. Zwłaszcza kiedy dobre piwo kosztuje zaledwie 4 zł. 
Na pierwszy ogień poszedł niesamowity piosenkarz Niceland. Na początku posta wspominałam, że z występujących na TL słucham Sunshine i Airfare ale Nicelanda też bardzo lubię. 
Michal Motycka nie miał niestety łatwego i przyjemnego zadania ponieważ podczas swojego występu na sali było zaledwie kilkadziesiąt osób. 

źródło: tyloveleta.cz

Większość osób w tym czasie znajdowała się na balkonie skąd obserwowała występ i popijała piwo oraz inne alkoholowe napoje. Dopiero kiedy Niceland zagrał swoje dwa największe hity "Come On" oraz "Leave Me Out" publiczność zaczęła gromadzić się w tzw kotle czyli pod sceną. 
Artysta podczas 45-minutowego, klimatycznego koncertu raczył się winem i opowiadał krótkie historie każdej z zaśpiewanych piosenek. Ah co jak co ale głos to On ma niesamowity.


Kolejnym zespołem był słowacki, rockowy band From Our Hands. Niestety wcześniej nie słyszałam o chłopakach z Bratysławy no może z wyjątkiem tego, że zespół o tej nazwie supportował kiedyś koncert Sunshine. Z zainteresowaniem zatem przysłuchiwałam się kolejnym piosenkom. 

źródło: tyloveleta.cz

Energetyczny występ i mocne gitarowe brzmienie przypadło do gustu zarówno mi jak i pozostałym przybyłym. Warto zaznaczyć, że ludzi z minuty na minutę przybywało. Pod koniec koncertu sala była właściwie w połowie wypełniona. Zaczynał się tworzyć bardzo sympatyczny klimat. Nie licząc kilku pijanych młodych chłopców, którzy pod sceną zaczęli trochę rozrabiać...


Trzecim zdecydowanie najbardziej oczekiwanym (oczywiście nie przeze mnie) koncertem był występ popularnego szczególnie w kręgach młodzieży gimnazjalnej zespołu Mandrage. Jeśli o mnie chodzi widziałam ich już tyle razy, że ów koncert potraktowałam jako czas na kolejne piwo i spojrzenie na scenę z góry. Pod sceną dostrzegłam nawet mamy z kilkuletnimi dziewczynkami... Analizując teksty większości piosenek ta obecność jest zastanawiająca. Żeby nie pastwić się nad zespołem, którego przecież sama kiedyś namiętnie słuchałam a i teraz raz na jakiś czas odtworzę sobie np. piosenkę "Uz me vickrat neuvidis" docenię kunszt ich perkusisty Matysa. Chłopak jest po prostu genialny!!!

źródło: tylovaleta.cz


Show jako show nie było najgorsze, kilka fajnych songów, dym wypuszczany w rytm piosenki "Mechanik"i nawet sobie trochę pośpiewałam ale odliczałam już minuty do występu Airfare i Suns. 

Czekałam, czekałam i się doczekałam. Kolejny koncert to już Airfare. Pierwszy raz widziałam ten zespół na żywo. Ou yeah i muszę przyznać, że brzmią identycznie jak na płytach. Wokalista Thomas Lichtag, Amerykanin od wielu lat mieszkający w Pradze jest po prostu genialny. Oprócz wspaniałego głosu i niesamowitego brzmienia uwielbiam Jego sposób mówienia po czesku. 

źródło: tylovaleta.cz



Oj zrobili na mnie wielkie wrażenie. Dodatkowo przesympatyczny gitarzysta Lukas... według mnie zdecydowanie najlepszy koncert dnia. Miło, że zespół zagrał kilka kawałków, które mają znaleźć się na nowej płycie. Już nie mogę się jej doczekać.

Ostatni koncert, grany o nieludzkiej porze bo o przed godziną 00:00 to występ mojej ulubionej grupy Sunshine. O zespole nie będę się rozpisywać, bo właściwie wszystko już napisałam. Podczas godzinnego występu Suns zagrali mix nowszych i starszych kawałków. Nie zabrakło hitów takich jak: "Top! Top! The Radio", "K.I.D.S" czy "Ghetto" ale również piosenek pochodzących z ery "Velvet Suicide" czy "Moonshower And Rezorblades".
Mnie najbardziej ucieszył fakt, że nie zapomnieli również o "Pull The Trigger", której tak dawno nie słyszałam.

zródło: tylovaleta.cz

Niestety podobnie jak i na trzech poprzednich koncertach Suns na których miałam przyjemność być nie usłyszałam moich ulubionych kawałków takich jak "Moon Rats" czy "Tokyo Bassline". Wierzę jednak, że jeszcze będzie mi dane usłyszeć na żywo te utwory :).

Smutnym akcentem była bardzo niska frekwencja podczas koncertu Suns. Najprawdopodobniej wynikała ona z bardzo później pory ale to nie powinno być żadnym tłumaczeniem. Ja bawiłam się jak zwykle świetnie i cieszę się, że nareszcie mogłam w 100% poczuć ten niesamowity klimat nie musząc biegać z aparatem :). Do tego dwa dni przed urodzinami... Meeeeega :)
Podsumowując cały festiwal był bardzo sympatyczny. Świetne zespoły, tanie piwo i sympatyczna atmosfera... Gdyby jeszcze było więcej ludzi... Gdyby...

Po festiwalu oczywiście afterparty z moją koleżanką Martiną :) i jej znajomymi... Ho ho dobrze było :) Pan kebab, młodzi chłopcy dający mi 22 lata, pomyłka związana z odjazdem autobusów i jeszcze kilka spektakularnych akcji... Oj długo by wymieniać :D
Tak czy siak zarówno dzień jak i noc bardzo ale to bardzo udane :) 
Do Pragi wróciłam o 9 rano hehehe podróż pociągiem rocks... potem kąpiel, i kilka godzin snu :) 
Brutalne przebudzenie nastąpiło ok godziny 13:00, kiedy to pewna osoba bombardowała mnie telefonami... God why??!!

O godzinie 18:30 meeting z Klarą potem zgarnięcie Adasia z Florenci i go na Bounce Fu*** Bounce :) ... Hem, hem tej nocy zdecydowanie nie należy opisywać :D CHAPEAU ROUGE this is it :)
Powiem tylko, że wytańczyłam się za wszystkie czasy, uświadomiłam sobie pewne rzeczy licząc, że będzie kontynuacja... no i przeżyłam najlepszy urodzinowy melanż ever... Bawiłam się tak dobrze, że zupełnie zapomniałam, że jestem już taka stara... 26 to brzmi zdecydowanie nie najlepiej :/


Jeszcze słowo o B!B!, Kay z Tvzexem są niesamowici... rozkręcają takie party, że nie ma opcji, żeby nie tańczyć. Do godziny 5:00 nie zeszłam z parkietu nie licząc kilku dialogów, które przeprowadziłam. 
Ahh mam nadzieję na powtórkę takiego party w najbliższym czasie... Bounce F**** Bounce Bit** !!!

Wielkie dzięki dla wszystkich, którzy umilili mi ten wieczór ;) dziękuję również, za wszelakie życzenia urodzinowe jakie otrzymałam :) 

Mejte se deti 
Anicka

Instagram

6 sierpnia 2013

Letnia, warszawska sesja zdjęciowa

Ahoj,
korzystając z letniej pogody wspólnie z Michałem postanowiliśmy wziąć aparat i zapędzić się do jednego z warszawskich parków popstrykać trochę fotek.
Zazwyczaj to ja robię zdjęcia więc tych na, których jestem nie ma zbyt wiele (nie licząc tych robionych telefonem). Pomyślałam, że skoro mam czas to może warto by to zmienić. Pogoda sprzyjała, słońce świeciło, wiał przyjemny wiatr także można było szaleć. Drzewa, trawa, woda to zdecydowanie najlepszy plener...



Nareszcie nadarzyła się okazja zrobienia kilku fajnych zdjęć w mojej ukochanej czapeczce Vans. Nie wiem czemu ale mam na jej punkcie jakąś dziwną obsesję. Chodzenie w niej sprawia mi wielką frajdę a szeroki daszek pozwala ukryć twarz, kiedy np. widzi się coś lub kogoś dziwnego na ulicy :D. Ah fajna i funkcjonalna :D no i jest to Vans bitch :D


Od trzech miesięcy dziwne rzeczy dzieją się z moimi włosami. Nie wiedzieć czemu mogę z nimi zrobić właściwie wszystko. Zaczesane,  postawione, przyklepane nie ma rzeczy niewykonalnych... i to bez żadnych wspomagaczy. Jedynie przed ew. prostowaniem stosuję odrobinę jedwabiu aby nie poddawać nadmiernemu paleniu biednych końcówek. Nie narzekam ponieważ codziennie mogę wyglądać inaczej :) a wiadomo nie od dzisiaj, że rutyna jest FAUX PAS...


Zaczeska, miętowe paznokcie i mój coraz częściej używany znak. Tzw znak firmowy :D. Co oznacza? Wiem to ja! wie osoba, której jest dedykowany i to zdecydowanie wystarczy:)


Trzeba przyznać, że Park Szczęśliwicki jest naprawdę bardzo urokliwym miejscem. Z tej perspektywy przypomina trochę Mazury i tamtejsze jeziora. Miło po ciężkim dniu w centrum miasta wybrać się na zimne piwo ze znajomymi i odpocząć właśnie w takim otoczeniu :)


A tu już wyprostowane włosy i mina grzecznej dziewczynki :) hehehe czasem trzeba a wygolony bok dalej uważam za pro i jakoś nie mogę zdecydować się na to, żeby pozwolić włosom odrosnąć. W Czechach wytrzymałam prawie trzy miesiące ale po tym jak włosy zaczęły odstawać i sprawiać problemy z ułożeniem poddałam się i ponownie je ogoliłam. 

Cała sesja bardzo przyjemna... udało się zrobić kilka naprawdę niezłych fotek. Muszę przyznać, że dobrze jest od czasu do czasu stanąć po drugiej stronie obiektywu :) niewątpliwie w najbliższej przyszłości ponownie dam się sfotografować :)

Ancik

Instagram


28 lipca 2013

Czeska vs polska muzyka alternatywna ... Czech Indie Rock ROCKS !

Ahoj,
za oknami niewyobrażalny upał ale mamy przecież lato więc nie powinno nas to w żaden sposób dziwić a tym bardziej martwić. Korzystajmy, póki możemy bo już niedługo zawita do nas jesień a potem zima i kolejne powody do narzekania... Ot taka już typowa polska cecha... niczym nie umiemy się cieszyć... upał źle, zimno źle...

Mnie osobiście lato nastraja do dwóch rzeczy pierwszą jest zwiększenie częstotliwości dbanie o siebie, poświęcanie czasu na lżejszą dietę, ćwiczenia i sesje z pasem wibrującym. Każdy ma przecież jakieś mankamenty ważne, żeby potrafić je dostrzec i próbować coś z nimi zrobić.
Drugą rzeczą jest poszukiwania nowych fascynacji muzycznych. Jak wspominałam wcześniej, mieszkając w  Pradze trochę nie do końca ze swojej winy, trafiłam w sam środek wiru zwanego czeską muzyką... Tak czy siak bardzo mi się to podoba i od kilku tygodni zaczęłam ten temat porządnie drążyć. To, że u naszych południowych sąsiadów różnorodność gatunków muzycznych jest przeogromna pisałam już niejednokrotnie ale nawet ja nie przypuszczałam, że muzyka alternatywna stoi tam na tak wysokim poziomie. Ok, grupa Sunshine jest po prostu genialna!!! ale nie spodziewałam się, że znajdę kolejne zespoły, które grają tak dobrze i które zwrócą moją uwagę. Poniżej tylko kilka przykładowych piosenek, które potwierdzają moje słowa. Zacznę oczywiście od trzech,  kawałków pochodzących z repertuaru mojej ulubionej grupy Sunshine następnie dwie piosenki (w tym najnowsza  "Too Young") młodego zespołu A Banquet pochodzącego z Pragi.
Do tego dorzucam jeszcze dwa songi praskiej kapeli, noszącej lekko kontrowersyjną nazwę The Prostitutes :).
Zdecydowanie polecam...

Sunshine - Tokyo Bassline



Sunshine - Moon Rats



Sunshine - Keith Avenue 9 PM




A Banquet - Too Young



A Banquet - Glass Clouds



The Prostitutes - She's dead



The Prostitutes - Sunshine



Ciężko uwierzyć, że są to czeskie grupy... gdyby zestawić je z polskimi zespołami... a właściwie nie róbmy tego, ponieważ nie ma z kim zestawiać.
Pewien popularny polski portal internetowy opublikował ostatnio ranking najlepszych polskich zespołów. Hmm w wymienionej 20-tce nie ma żadnego młodego zespołu sama stare często nieaktywne już grupy... Smutne, że w tym kraju nie daje się szans młodym, utalentowanym ludziom. Polską scenę muzyczną chyba dożywotnio zarezerwowały dla siebie grupy takie jak: Perfect, Budka Suflera czy Kombi. Żeby nie było, że jestem złośliwa doceniam wkład tych grup w historię polskiej muzyki ale...
Niestety odnoszę wrażenie, że wizytówką polskiej sceny muzycznej już na zawsze pozostanie Maryla Rodowicz, która aby utrzymać swoją popularność wskoczy w kolejne ciuszki rodem z innego wymiaru. Na dobrą, polską muzykę alternatywną nie ma co liczyć...

Anicka

27 lipca 2013

Obóz PRZEtrwania - Zloukovice 2013

Ahoj,
kiedy zaproponowano mi wyjazd na obóz z dzieciakami potraktowałam to jako swoiste wyróżnienie oraz szansę na zdobycie nowych doświadczeń. W Czechach nauczyłam się tylu nowych rzeczy i nabyłam dodatkowych umiejętności więc liczyłam, że dwa tygodnie spędzone w Zloukovicich również poszerzą moje horyzonty.
Czy tak się stało? hmm nie wiem. Mam nadzieję, że poniższa analiza pozwoli mi odpowiedzieć na to pytanie.

Zacznijmy od tego, że w Czechach każdy Dom dzieci i młodzieży posiada swój własny ośrodek wypoczynkowy Ulita również... Co roku organizowanych jest kilka turnusów obozowych. Wszystkie są tematyczne…Ten na który pojechałam był pierwszym tegorocznym turnusem a tematem przewodnim byli "Trosecnicy" czyli po polsku rozbitkowie.
Na pierwszy rzut oka wszystko ładnie, pięknie … niestety oprócz zdawkowych informacji nie bardzo wiedziałam co w zasadzie mnie tam czeka.
Tak czy siak powtarzałam sobie, że to dodatkowe dwa tygodnie spędzone w Czechach (termin obozu bardzo mi odpowiadał ponieważ wyjeżdżało się 29. Czerwca a wracało 13. Lipca) Wszystko tak sobie pozgrywałam, że po powrocie do Pragi od razu wsiadłam do autobusu, który zawiózł mnie do Warszawy, gdzie spędzam okres wakacyjny.


Wróćmy jednak do samego obozu. Kiedy po ponad godzinie jazdy autobusem dotarliśmy na miejsce, tzn do lasu byłam zaskoczona tym co tam zobaczyłam. Kilkanaście drewnianych chatek rozmieszczonych w okręgu, na środku boiska do koszykówki i siatkówki oraz wielki budynek w którym znajdowała się stołówka. Nie będę ściemniać, że jestem przyzwyczajona do takich warunków. Hmm ostatni raz na koloniach byłam kilkanaście lat temu. Miałam wtedy jakieś 10 lat i niezbyt interesowało mnie gdzie będę spała i co będę robiła.

Na szczęście chatki o wiele lepiej niż na zewnątrz wyglądały w środku. Po kilku kombinacjach ostatecznie chatkę nr. 1 dzieliłam z Katką i jej ponad 3-letnim synem Adamem. Ta alternatywa była dla mnie o wiele lepsza niż gnieżdżenie się w jednej chatce z 4 dziewczynami (opiekunkami – instruktorkami), które nie będę ukrywała od początku jakoś nie przypadły mi do gustu. Różniło nas wiele, zbyt wiele...

Zadanie jakie otrzymałam to opieka (wspólnie z Katką – pracownicą recepcji z Ulity) nad grupą najmłodszych dzieciaków tzw prvnim oddilem. Takie decyzje podjęłyśmy wspólnie z Evą, szefową całego obozu jeszcze długo przed wyjazdem.


Grupa składała się z jedenaściorga dzieciaków w wieku 6-8 lat. Muszę przyznać, że były naprawdę urocze i bardzo otwarte, szczególnie dziewczynki, które były w zdecydowanej większości. Do ich ulubionych zajęć należało robienie mi przeróżnych fryzur. No cóż moje frywolne, stojące włosy stwarzały dziewczynkom wiele możliwości :P. Nie powiem, było z tym sporo FUNu.


Terezka i Bara vel Opicka (najwieksza "wielbicielka" Prezydenta CR Milosa Zemana :D)

Czymś co naprawdę mnie zaskoczyło był fakt, że w Czechach nie trzeba mieć odbytego żadnego kursu na instruktora kolonijnego. Hmm nie wiem jak się do tego ustosunkować, ponieważ opieka nad dziećmi to naprawdę bardzo duża odpowiedzialność. Teraz, kiedy słucham o wypadkach, jakie zdarzyły się na koloniach w Polsce, jestem szczęśliwa, że u nas nic złego się nie wydarzyło. Na szczęście ja pomimo iż nie posiadam żadnego papierka to doświadczenie w pracy z dziećmi mam już spore i wiem jak zachować się w różnych, niekiedy skomplikowanych sytuacjach.

Z dzieciakami na obozie szybko złapałam kontakt. Katka zajmowała się przygotowaniem oddziałowego programu a ja byłam tą osobą do której dzieciaki zawsze mogły przyjść. To ja z nimi rysowałam, rozmawiałam, grałam w gry, pilnowałam porządku podczas kąpieli, organizowałam piżamowe party czy układałam do snu. To również ja odgrywałam rolę trochę przewrażliwionej opiekunki, która doszukiwała się kleszczy, wybierała dłuższą ale bezpieczniejszą drogę oraz kilkukrotnie liczyła dzieciaki podczas wycieczki. Trochę zdezorientowało mnie luźny stosunek opiekunów do bezpieczeństwa. Ja z kolonii w których uczestniczyłam pamiętam zupełnie inne zasady. Moje podejście delikatnie mówiąc nie podobało się pozostałym instruktorom. Do tego doszły takie aspekty jak moje przesadne dbanie o siebie, zupełnie inne poczucie humoru oraz to, że wieczorami zamiast spędzać czas z Nimi chodziłam spać. Warto zaznaczyć, że byli oni ze sobą bardzo zżyci. Jeżdżą na obozy w tym składzie już od kilku lat... A ja ostatnimi czasy wolno się aklimatyzuję i przyzwyczajam do nowego środowiska. Są oczywiście pewne wyjątki ale... zawsze są wyjątki od reguły :D
Podsumowując z powodu wymienionych powyżej powodów nie zaskarbiłam sobie ich sympatii.

Zupełnie inaczej było natomiast w kręgach dzieci. Nie tylko maluchy z pierwszego oddziału ale również i starsze dzieci zaczęły spędzać ze mną dużo czasu.


Kristyna, Anicka, Bara, Misa, Niky to tylko kilka super dziewczynek z którymi konwersowałam i grałam w badmintona.

Furorę robiły moje rysunki… z dnia na dzień otrzymywałam coraz więcej próśb o narysowanie królików, psów czy kotów.
Lubię rysować, dlatego w każdej wolnej chwili brałam papier i ołówek. Nie chciałam, żeby żadne dziecko było zawiedzione.


Pierwszy tydzień walczyłam z męczącym, mokrym kaszlem, katarem oraz bólem głowy. Na szczęście dzięki lekom i lżejszemu reżimowi funkcjonowania szybko się z tymi dolegliwościami uporałam :).

Najbardziej niepokoiły mnie kleszcze, które były dosłownie wszędzie. Pomimo iż szczepiłam się na zapalenie opon mózgowych wywoływanych przez zakażone kleszcze... pozostawało jeszcze ryzyko zachorowania na boleriozę... no i generalnie kleszcze to obrzydliwe stworzenia. Na szczęście zupełnie nie wiem dlaczego te robactwo na mnie nie lezie. Oczywiście zachowywałam nadmierne środki ostrożności oprócz pryskania się różnego rodzaju Offami nawet w upały zapuszczając się w leśne chaszcze ubierałam długie spodnie, i bluzę z kapturem. No cóż przezorny zawsze ubezpieczony :) no i kaptur jest cool :D


Las generalnie bardzo piękny, i przyjemny ale kleszcze były dla mnie wystarczającym straszakiem. Jeden z chłopców podczas dwóch tygodni spędzonych w Zloukovicich zebrał 24 kleszcze HMM... Abstrahując od obrzydzenia nauczyłam się szybko usuwać te małe krwiożercze bestie. 
Oprócz gigantycznych siniaków na nogach i rękach, które pojawiły się nie wiem skąd nie odniosłam większych uszczerbków na zdrowiu. Może poza kilkoma centymetrami tłuszczu na brzuchu, które były efektem ciężkiego czeskiego jedzenia...Skoro już o jedzeniu mowa to pierwszy raz w życiu jadłam kluski z ziemniaczanego ciasta na kopytka z czekoladą i bitą śmietaną... trzeba przyznać, że ciekawe połączenie...


Czechy co nie jest żadną tajemnicą KOCHAM ale co, do czeskiego tłustego i ciężkiego jedzenia niestety nie mogę się przekonać. Zdecydowanie wolę warzywa, oraz kuchnię włoską czy indyjską. 

Z wszystkich dzieciaków najbardziej polubiłam 8-letnią Nikolę, w której dostrzegłam wiele podobieństw do siebie, kiedy byłam w tym samym wieku. Niki gra w piłkę nożną (jest bramkarzem w Sparcie), uwielbia śpiewać (robi to naprawdę dobrze), jest otwarta, przebojowa i fajnie tańczy. 


Genialna i charyzmatyczna dziewczynka. Silne osobowości ROCK!!!

Czymś czego niewątpliwie najbardziej mi brakowało była muzyka i stały dostęp do internetu. Wolny internet w telefonie niesamowicie mnie irytował... pomimo iż pozytywna wiadomość, której zupełnie się nie spodziewałam zdołała do mnie dotrzeć :). Ależ sprawiła mi radość...

Podczas całego obozu targałam ze sobą aparat i robiłam zdjęcia. W efekcie powstało ich ok. 700. Nie musiałam się przy tym zbytnio wysilać czeskie dzieciaki są strasznie pozytywne a na ich buziach prawie zawsze gości wielki uśmiech. Była to zatem prawdziwa przyjemność móc obserwować i dokumentować te wszystkie sympatyczne obozowe momenty. 

Oprócz specyficznych opiekunów, irytująca była jeszcze jedna postać a mianowicie wystajlowany 15-latek, który uważał się za wielką gwiazdę. Podczas rozmów z nim czułam się mega zawstydzona. Chłopak stosował wyrafinowane metody podrywu... 
Szczytem bezczelności było nazywanie mnie prdelkou tzn dupcią yyyy gówniarz jeden :D


Kolejnym przyjemnym aspektem była również całodniowa wycieczka do popularnego 12 - wiecznego zamku Křivoklát. Trochę nietrafionym pomysłem natomiast zwiedzanie zamku z przewodnikiem. Dzieciaki były stanowczo za małe, żeby cokolwiek zrozumieć i co za tym idzie przejawiały niezainteresowanie. Tego nie można powiedzieć o mnie... Pani przewodnik słuchałam z wielką uwagą a wiele z rzeczy o których mówiła doskonale wiedziałam i znałam z przeczytanych książek. Uwielbiam średniowiecze szczególnie to co wtedy działo się na ziemiach czeskich. Była to dla mnie porządna lekcja czeskiej historii, szkoda, że tak krótka!


Podsumowując , chociaż nie były to najprzyjemniejsze dwa tygodnie w moim życiu nie uważam ich za zmarnowany czas. Nauczyłam się kilku nowych rzeczy, stałam się jeszcze bardziej odpowiedzialna i ostrożna. Miałam okazję potrenować robienie zdjęć, poznałam specjały czeskiej kuchni dotychczas całkowicie mi nieznane, porysowałam a przede wszystkim poznałam te wszystkie niesamowite dzieciaki, które sprawiły, że i na mojej buzi zagościł uśmiech.  Wszystkie pozytywne opinie na mój temat, przemiłe listy i rysunki, które otrzymałam naprawdę wiele dla mnie znaczą i są najlepszym dowodem na to, że na obozie spisałam się nie najgorzej :)

Anicka

17 lipca 2013

Divokej Bill - 15 Praga

Ahoj,
właśnie wróciłam z dwutygodniowego, czeskiego obozu i mogę nadrobić blogowe zaległości. O obozie jeszcze będzie okazja napisać ale najpierw o tym co przyjemniejsze tzn. o ostatnim koncercie w Pradze na którym miałam okazję robić zdjęcia.
Pierwotnie praski koncert grupy Divokej Bill będący cześcią jubileuszowej trasy koncertowej "15" miał się odbyć 5. czerwca ale z powodu powodzi został przełożony na 25. czerwca. Zmianie uległo również miejsce w którym koncert się odbywał. Po pierwsze cieszę się, że w ogóle udało się znalezć termin rezerwowy i, że mogłam się na niego wybrać.
Grupa Divokej Bill ewidentnie nie miała szczęścia do pogody w Pradze. Również 25. czerwca cały dzień okropnie lało. Nie było też zbyt ciepło. Na szczęście wieczorem deszcz zdecydowanie zmalał i w nieprzemakalnej kurtce można było spokojnie szaleć pod sceną.
Już dużo wcześniej miałam załatwioną opaskę prasową, która podobnie jak na kilku poprzednich koncertach umożliwała mi robienie zdjęć pod samą sceną.
Szkoda, że na koncercie nie było Adama ale rozumiem Jego decyzję. Są rzeczy ważne i ważniejsze a samoloty to przecież Jego największa miłość. W związku z tym, że przez cały koncert miałam robić zdjęcia nie było sensu, żebym szła tam z kimś bo i tak nie miałabym czasu.
Koncert miał się rozpocząć o godzinie 19:30 a ja na miejscu pojawiłam się ok 19:00 było więc jeszcze sporo czasu na piwo. Hmm zdecydowanie nie umiem sobie już wyobrazić dnia bez piwa. Ahhh te Czechy, co one ze mną zrobiły :D.


Warto podkreślić, że podobnie jak grupy Sunshine, Mig 21, Vypsana Fixa, Mandrage, itd  również grupa Divokej Bill należy do jednych z pierwszych czeskich zespołów z którymi zetknęłam się kiedy rozpoczęła się moja wielka fascynacja Czechami. Skutkiem wieloletniego słuchania jest to, że znam  prawie wszystkie piosenki na pamięć. Często wracam pamięcią do sytuacji z PŚ 2008 z Zakopanego kiedy to wspólnie z czeskim skoczkiem narciarskim Borkiem Sedlakiem śpiewaliśmy Jego ulubioną  piosenkę "Plakala" z repertuaru DB idąc dość pózną porą Krupówkami :D.

Nowa jubileuszowa płyta DB zatytuowana po prostu "15" (od tylu lat istnieje grupa Divokej Bill) również zyskała moją sympatię. Energetyczne, pozytywne piosenki szybko wpadły mi w ucho.


Bezpośrednio przed rozpoczęciem koncertu miałam możliwość obserwowania przygotowań grupy do występu. Za kulisami zazwyczaj dzieją się ciekawe rzeczy tutaj nie było inaczej. Pogoda zaczęła się poprawiać dlatego też przeniosłam się pod scenę, żeby zając dogodne miejsce.
Ludzi było sporo jak na tak kapryśną pogodę. Większość wyposażona w płaszcze przeciwdeszczowe i kalosze. Hehe zabawny widok...
Jak w każdym zespole i w przypadku DB mam swojego ulubieńca. Jest nim grający na skrzypcach Adam Karlik, który ma naprawdę niesamowity uśmiech.


Aż miło robić mu zdjęcia. W ogóle cały zespół wygląda na bardzo pozytywny. Po raz pierwszy widziałam ich na żywo i muszę przyznać, że są świetni. Dobry kontakt z fanami, ciekawe wstawki tekstowe między piosenkami i dowcipny Stepan tworzą perfekcyjną całość. 
Zespół sprytnie łączy kilka gatunków muzycznych...wiodący to pop rock ale znaczącą rolę odgrywa również spora domieszka folku oraz co ciekawe celtic rocku. 
Ten mix brzmi naprawdę bardzo ciekawie a charakterystyczny głos głównego wokalisty Vaclava Blahy robi wrażenie. 




Kiedy rozbrzmiewały kawałki takie jak "Plakala", "Malovani", czy "Sit" miałam ochotę śpiewać. Niestety opaska prasowa ma jeden minus mianowicie nie należy śpiewać, nie należy poruszać się w rytm muzyki tzn po prostu nie można odpowiednio przeżyć koncrtu.  Ale jak to w życiu bywa coś za coś...
Nagięłam trochę zasady i ukradkiem zaśpiewałam prawie całą piosenkę "Malovani" hmm nie mogłam się oprzeć. Niestety zauważył to jeden z członków zespołu Roman i "skomentował" to uśmiechem... 
Zawstydziłam się i postanowiłam się pohamować i nie śpiewać kolejnych piosenek :).

Korzystając z okazji, że można było robić zdjęcia przez cały czas trwania koncertów testowałam różne ustawienia aparatu. W oświetleniu wykorzystano kilka rodzaji świateł i żeby zrobić wyrazne zdjecia trzeba się było trochę nagimnastykować. Nie pomagał również deszcz, który padał ze zmienną siłą. 



Pomimo tego, że dopadła mnie już depresja związana ze zbliżającym się wielkimi krokami wyjazdem najpierw na obóz a potem do Warszawy bawiłam się całkiem dobrze. Miło było powrócić do początków swojej fascynacji Czechami a sam koncert skłonił mnie do głębokich przemyśleń. W następstwie doszłam do wniosku, że fakt iż zakochałam się w Czechach to najlepsze co mnie w życiu spotkało. Wszelakie konsekwencje tej miłości sprawiły, że jestem aktualnie szczęśliwym człowiekiem z celami i priorytetami oraz swoim miejscem na ziemi. A to przecież kwintesencja egzystencji!



Koncert skończył się ok. godziny 22:00. Chłopcy dwukrotnie bisowali ponieważ fani nie chcieli wypuścić ich ze sceny. W przerwie miał miejsce chrzest albumy "15" w którym wziął udział punkowy zespół Rybicky 48 oraz wokalista zespołu Wohnout. Nie zabrakło również alkoholu :).

Na koniec jeszcze jedna z moim zdaniem najlepszych piosenek z albumu "15".


Mejte se hezky 
Anicka

Instagram


29 czerwca 2013

United Islands Prague 2013

Ahoj,
w piątek i sobotę 21 i 22 czerwca wzięłam udział w bardzo sympatycznym międzynarodowym festiwalu United Islands w Pradze. Początkowo miałam robić tam zdjęcia ale ostatecznie pomagałam przy organizacji i do tego pstrykałam fotki. Oprócz bardzo ładnej koszulki w kolorze morskim otrzymałam, jedzenie z KFC hehe, akredytację medialną umożliwającą mi wejście pod samą scenę oraz stałam się przyjaciółką festiwalu. Całkiem sympatycznie zważywszy na to, że nie jestem Czeszką.
Na festiwalu występował według mnie najlepszy polski zespół Zakopower, ale niestety nie udało mi się ich zobaczyć ponieważ w tym samym czasie robiłam wywiad z Sunshine. Hmm no cóż nie można mieć wszystkiego... Nie zmienia to jednak faktu, że bardzo żałuję ponieważ zobaczyć Zako w Pradze to by było naprawdę coś.
Być może co się odwlecze to nie uciecze. Są poczynione już pewne kroki w tym kierunku aby chłopcy z Zakopower szybko do Pragi powrócili.

Piątek w parku Ladronka (bo tam odbywał się festiwal, miejsce rezerwowe w związku z powodziami)

był szaleńczy. Najpierw spotkanie z osobą zajmującą się wolontariuszami i pomocnikami. Pan delikatnie mówiąc bardzo niesympatyczny (tak, w Czechach też się zdarzają tacy ludzie :D) i nie przekazał nam w zasadzie żadnych informacji. Poznałam natomiast bardzo sympatyczną dziewczynę Klarę z którą wspólnie przechadzałyśmy się po całym parku.
Upał niemiłosierny do tego niewielu ludzi w godzinach przedpołudniowych dlatego też słuchając muzyki konwersowałyśmy sobie na ławce :). Mam nadzeję, że z Klarą pozostaniemy w kontakcie :)
Z Ladronki w zastraszająco szybkim tempie przetransportowałam się do domu (dodam, że to drugi koniec Pragi), gdzie się wykąpałam, przebrałam i spakowałam rzeczy niezbędne do wywiadu z Sunshine. Następnie pojechałam w tym samym kierunku ale odrobinę dalej.
Resztę wieczoru i kawałek nocy spędziłam na koncercie i afterze z Sunshine, ale o tym w poprzedniej notce.

Niedziela była już o wiele bardziej interesująca. Generalnie miałam zgłosić się do pracy dopiero około godziny 16:00 ale ponieważ o 11:45 grała koncert kapela, którą chciałam zobaczyć postanowiłam pojawić się dużo wcześniej. Meldując się otrzymałam zapas wody mineralnej, nową opaskę prasową i polecenie, żebym robiła zdjęcia. Wyruszyłam więc...
Zgodnie z planem o 11:45 na scenie ceske sporitelny pojawiła się czeska grupa Sunflower caravan. Jakieś dwa miesiące temu przypadkowo natrafiłam na jedną ich piosenkę. W tym czasie brali udział w  konkursie na youtube na najlepszą czeską, młodą kapelę. Przesłuchałam i bardzo mi się spodobał ich styl... znalazłam kolejne piosenki i zdecydowanie większość mi odpowiadała. 
Muzyka jaką grają to taki swoisty mix muzyki alternatywnej, popu, rock'n'rolla, power popu, i indie.
Bazują głównie na instrumentach klawiszowych co nadaje ich twórczości oryginalności. 
Przyjemne dla ucha oraz dla oka :) 





Zdecydowanie polecam SUNFLOWER CARAVAN!!!

Po koncercie przyszedł czas na obiadek. Uwielbiam jedzenie na festwalach w Czechach w odróżnieniu od Polski jest wiele rzeczy do wyboru łącznie z daniami kuchni wegetariańskiej. W miejsce KFC zaserwowałam sobie ryż z gulaszem sojowo-warzywnym mniam paluszki lizać :) do tego zimne piwko i byłam naprawdę bardzo szczęśliwa. Dzień bez piwa w Czechach jest po prostu dniem straconym. 
Następnie słysząc genialne brzmienie gitar dotarłam pod scenę CS. W momencie kiedy zobaczyłam jednego z gitarzystów stwierdziłam, że zostaję mrau. Kapela Mounth Stealth bo o niej właśnie mowa pochodzi z Luksemburga. Zaprezentowali energetyczną, inspirującą muzykę i wcale nie brakowało śpiewu...Fajnie było zetknąć się z ich twórczością... pewnie gdyby nie United Islands nigdy bym się o istnieniu takiej grupy nie dowiedziała. Ah takie festiwale mają swoje plusy :)



To co z gitarą robi chłopak na zdjęciach powyżej to po prostu MISTRZOSTWO! Dawno już żaden gitarzysta tak mnie nie zafascynował oczywiście swoimi umiejętnościami :D.


Kolejny koncert, który postanowiłam zobaczyć to koncert z lekka psychodelicznej czeskiej grupy Midi Lidi.  Hehehe kiedy myślę Midi Lidi od razu zaczynam śpiewać dziwaczny do granic możliwości song "Rad varim". He he he wokalista jest tak specyficzny, że drugiego takiego chyba jeszcze nigdzie nie spotkałam. Jego miny, ruchy, taniec ahhh. Muzyka jaką grają to zdecydowanie psycho-elektro. 
ML byli według mnie największą czeską gwiazdą tego festiwalu. Niestety jeśli chodzi o czeskie grupy rewelacji w line-upie nie było, a szkoda bo możliwości festiwalowe były naprawdę bardzo duże. 



Mimo wszystko na koncercie ML bawiłam się najlepiej... przyszło bardzo wielu ludzi a wokalista miał z nimi po prostu genialny kontakt. A ja zakręciłam się na punkcie piosenki "Rano", którą śpiewałam jeszcze kilka dni po festiwalu. 


Kiedy Midi Lidi zeszli ze sceny wróciam na Ladvi aby chwilę odpocząć i sie przebrać. O 20:00 ponownie stawiłam się na Ladronce, gdzie umówiłam się z Zuzą i Viktorem :). Pogadaliśmy sobie porządnie ponieważ był to nasz ostatni meeting przed moim wakacyjnym wypadem do Polski. Siedząc na trawie, pijąc piwo i zajadając się bramborakiem, który po majalesu w Brnie po prostu uwielbiamy słuchałyśmy muzyki Aloe Blacc'a.


Wielki, kaloryczny ale przepyszny placek ziemniaczany zwany BRAMBORAKEM :)

Celowo piszę, że słuchaliśmy ponieważ z powodu dużej ilości ludzi usiedliśmy bardzo daleko. Hmm w sumie koncert bez rewelacji... faktem jest, że wszyscy znają zaledwie jedną piosenkę tego artysty mianowicie "I need a dollar" (niestety również znajduję się w tej grupie :D) także większych emocji zdecydowanie nie było :D
Festiwal zakończył się stosunkowo wcześniej bo o godzinie 23:00 rozpoczęto sprzątanie co mnie osobiscie zaskoczyło. W parku zostało wielu ludzi, piło, bawiło się, konwersowało wypadałoby aby puścili chociaż jakąś muzykę ale niestety organizatorzy o tym nie pomyśleli. 
Udaliśmy się więc w miasto hahaha piwo, KFC i nieudane disco Roxy mega wieczór :)
Warta odnotowania jest również moja konwersacja z Viktorem o Vansach i polskich zboczonych piosenkach :D.

Bawiłam się świetnie, nie będę ukrywać, że lubię takie aktywne dni!
I hate nuda!!!

Anicka

Instagram