11 listopada 2014

Pieprzone rozterki

Ahoj,

Trochę inaczej miał wyglądać listopad w moim wykonaniu. Miałam być już w Pradze, miałam szaleć, miałam pracować i układać sobie dorosłe życie u naszych południowych sąsiadów... a gdzie jestem? hmm nadal jestem w Warszawie i do tego robię a w zasadzie będę robiła rzeczy, których zupełnie nie planowałam. Do marca miałam mieć spokój nic nie tworzyć nic nie wymyślać, jak się jednak okazało życie ponownie zweryfikowało moje misternie przygotowane plany. Pozornie mnie to cieszy ale jakaś cząstka mnie jest najzwyczajniej w świecie wkurzona...
W kwestii Czech no cóż niby sama podjęłam taką a nie inną decyzję ale nie przypuszczałam, że zaledwie po kilku dniach będzie mi tak ciężko. Aktualnie towarzyszy mi bardzo dziwne uczucie kiedy tylko pomyślę o Pradze i o tym ile fajnych rzeczy związanych z muzyką bym tam robiła dosłownie ściska mnie w klatce piersiowej. Zamienić swoją największą miłość tzn Czechy i taką fajną szansę na coś co właściwie jest mega ulotnie i niepewne to trzeba być głupkiem...
F**k zaczęłam dostrzegać jak bardzo brakuje mi: moich czeskich przyjaciół, Tomasa, czeskiego klimatu, czeskiej muzyki, koncertów, imprez, miasta, tramwaju nr 10, klubu Chapeau Rouge, zelenej, pezów, niebieskiej bramy, zizkova, bounce bounce, czeskiego piwa, pizzy na Ladvi, uroczych uliczek, kulajdy, oświetlonego Vaclavaku, przystojnych Czechów z tunelami w uszach i snapbackach na głowach itd itp...
Zamienić to wszystko na coś co właściwie jest mega ulotne i niepewne to trzeba być głupkiem...
Niestety wpadłam w ten stan, który prześladował mnie już wielokrotnie. Otóż kiedy przemierzam warszawskie ulice jestem przygnębiona i smutna. Nie pomaga nawet siłownia i endorfiny, które aktywują się podczas potężnego wysiłku fizycznego jaki kilka razy w tygodniu sobie serwuję. Skoro już o tym mowa poniekąd jestem z siebie dumna, ponieważ łamię własne granice i z dnia na dzień poszerzam spektrum ćwiczeń o te bardziej skomplikowane oraz zwiększam liczbę spalanych kalorii. Muszę przyznać, że nie mam nawet tak złej kondycji jak obawiałam się, że mam.


Początki były ciężkie, ale 500 kalorii na bieżni pękało :) 

Po prawie miesiącu widoczne są już nawet pierwsze efekty tej męki, ale liczę na zdecydowanie więcej. Najmniej przyjemnym aspektem zdrowszego trybu życia jaki sobie narzuciłam jest odmawianie sobie dobrego jedzenia. Praktycznie całkowicie zrezygnowałam ze słodyczy, rzeczy smażonych i słonych... Smutek to bo frytki, placki ziemniaczane czy pizza z kukurydzą śnią mi się po nocach i dodatkowo mają rączki i nóżki :D... zaczyna się to robić takie trochę creepy ale jak się chce zrzucać nagromadzone wcześniej kilogramy i zwałki tłuszczyku potrzebne są wyrzeczenia. Trenuję zatem nie tylko ciało ale i silną wolę! Kolokwialnie rzecz ujmując trzeba było nie żreć to teraz nie trzeba by było się katować... ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem... walczę!


Po miesiącu ciężkiej pracy i wyrzeczeń coś zaczęło się dziać :) 

Abstrahując od siłowni generalnie ostatnio chodzę jakaś podirytowana... ludzie, których wcześniej ceniłam i lubiłam zaczęli mnie drażnić, do tego porzuciłam sentymenty i stałam się bardzo nieufna i złośliwa. Doszłam też do wniosku, że kończę ze stawaniem na wyżynach wyrozumiałości, pracą charytatywną i zarywaniem nocy dla zasady... NEVER MORE! Człowiek się stara, próbuje być cierpliwy, chce dla innych jak najlepiej i nic to nie wnosi... inni nawet nie kwapią się, żeby zapytać jak ja się mam, jak ja się czuję... Wszystkim się wydaje, że jestem silna i rewelacyjnie sobie radzę, że mnie problemy nie dotyczą... Nic bardziej mylnego... Kiedy zostaję sama dużo myślę i analizuję... często łapię dołki i mam problem z wiarą w siebie i co za tym idzie z samooceną... To, że tego nie okazuje nie znaczy, że mnie to nie prześladuje. Pozory (nie mylić z tymi czeskimi) niestety czasem mylą... Dobrze, że jest kilka osób, które przynajmniej jak do nich napiszę to chociaż wysłuchają... W dzisiejszych czasach powinnam to doceniać. No i of course staram się doceniać...

Reasumując obawiam się, że kolejny raz podjęłam złą decyzję..., że drugiej tak fantastycznej okazji jak praca u K nie dostanę, że już nie będę mieszkać w Czechach no i, że bezpowrotnie straciłam Tomasa a z tym pogodzić jest mi się chyba najtrudniej...

Zobaczymy jednak co przyniosą kolejne dni...

Anča

7 października 2014

27...

Ahoj,

Urodziny nastrajają mnie zazwyczaj bardzo refleksyjnie... Ów dzień tradycyjnie już bogaty jest w różnorakie przemyślenia, i podsumowania...
Upłyną kolejny rok, jestem starsza... czas zastanowić się co udało mi się osiągnąć, co się zmieniło w końcu co jeszcze chcę i powinnam zrobić w swoim życiu.
W tym roku świętowanie trwało tydzień...Spowodował to fakt, że 22 wrzesień wypadał w poniedziałek. Kto normalny oblewa urodziny w poniedziałek?! - no właśnie...
Sam birthday dzień potraktowałam zatem bardzo lightowo. Do południa relax i domowe spa wieczorem natomiast wybrałam się z Panią Olą na omlet i piwo do Jeff'sa. Jak zwykle było bardzo nice... Pokonwersowałyśmy na tematy projektowo obuwnicze i zaplanowałyśmy jak będzie wyglądał weekendowy piknik. W między czasie spływały liczne życzenia wysyłane metodą tradycyjną (sms) oraz metodą innowacyjną czyli za pośrednictwem facebooka. Zdarzyło się również kilkanaście miłych telefonów... Największą radość sprawiła mi wiadomość od mojego czeskiego guru K, który w moim życiu odgrywa niesamowicie ważną rolę. Skoro ktoś taki o mnie pamięta to własna samoocena skacze w górę o jakieś 100 pkt :)
To idealne miejsce i moment na to, żeby wszystkim serdecznie podziękować. Mam nadzieję, że życzenia się spełnią i, że rok 2015 będzie dla mnie przełomowy.
Jeśli chodzi o wnioski z wspomnianych przemyśleń były one trochę brutalne ale cóż… to, że jestem dość skomplikowaną personą nie jest już chyba żadną tajemnicą. Miło natomiast, że w mojej głowie zaczęły pojawiać się również życiowe refleksje. Chęć posiadania dziecka, zluzowania tempa jakie kilka lat temu sobie narzuciłam i tym podobne rzeczy. Czyżby normalność i prawdziwa dorosłość? – na to wygląda…


Dostojnie z torcikiem by Pani Ola :) 

Wracając do świętowania to balowanie z prawdziwego zdarzenia rozpoczęło się w piątek, ale cały tydzień ktoś wyciągał mnie na piwo/wódeczkę itp...
Nie licząc wtorku ale o tym dniu zdecydowanie chcę zapomnieć...
Żeby być precyzyjną ranek był spoko, porządnie wyżyłam się na siłowni ale wieczór hmm... W kwestii komentarza napiszę może tylko tyle, że:
Inteligentny człowiek też czasem robi z siebie kretyna – ważne natomiast aby robił to z klasą. Mi to się chyba udało i z jakże kompromitującej sytuacji wyszłam z twarzą i co najważniejsze chyba nie będzie to niosło za sobą żadnych konsekwencji… Na dzień dzisiejszy nie niesie i oby tak zostało. Mimo wszystko czuję się teraz dużo lepiej i stałam się jakaś taka bardziej pozytywna i swobodna... Chyba sprawdza się kolejna czeska maksyma: "Všechno špatné vede k něčemu dobrému"... Zobaczy się jak będzie dalej...

Weekend był super - Komorów, piękna pogoda, fantastyczni ludzi i pyszne jedzonko :). Grill i długie rozmowy o Memoriale, życiu i planach na najbliższy rok...wszystko oczywiście z laczkiem w tle ;). Ekipa liderska dopisała a wieczór zakończył się grą w Tabu :D. Jak zwykle przegrałam ale podobno kto nie ma szczęścia w grach ten ma w miłości... hahaha czyżby? :P
Zabrakło jedynie naszego fotografa Klaudii ale jest usprawiedliwiona, ponieważ pokonała ją choroba.
Nieoceniona Pani Ola zadbała również o smaczny, czekoladowy tort. Zdmuchnęłam świeczki i wypowiedziałam tajnie - tajne życzenia. Patrząc na cały anturaż imprezy nie ma opcji wszystkie muszą się spełnić. Mistrzostwem dnia a w zasadzie dni okazała się być obuwnicza koszulka, którą wykonała dla mnie Pani Ola :) motyw vansów i laczków zniszczył mnie doszczętnie lepsza była chyba tylko grafika podsumowująca Memoriał :D...


Fotki na nowej kanapie być musiały :) 


Memoriałowe akcenty obecne być musiały :)

Skoro zrobiło się już tak refleksyjnie muszę napisać, że nie przypuszczałam, że z 5 Memoriału wyniknie tak wiele dobrego, że wyklaruje nam się taka fajna paczka znajomych, którzy lubią spędzać ze sobą czas i mają kreatywne pomysły. Przypuszczam, że razem możemy zrobić wiele wielkich rzeczy :) Jestem bardzo szczęśliwa, że poznałam tych cudownych ludzi i liczę na to, że będziemy razem nie tylko pracować ale również szaleć w wolnych chwilach :) 

Reasumując cały urodzinowy tydzień był genialny... wszystkim serdecznie dziękuję, głównie za to, że pomimo pewnych rozterek uśmiech nie schodzi z mojej twarzy...
A co do postanowień na najbliższe miesiące to zostaję w Warszawie, zapuszczam włosy z boku i regularnie odwiedzam siłownię. Czas poważnie o siebie zadbać...

Anička


15 września 2014

LOTTO 5. Warszawski Memoriał Kamili Skolimowskiej - podsumowanie

Ahoj,

Ostatnie miesiące były dla mnie bardzo intensywne... zarówno jeśli chodzi o przemyślenia i zawirowania emocjonalno - uczuciowe jak i o zadania, które miałam do wykonania w związku z LOTTO 5. Warszawskim Memoriałem Kamili Skolimowskiej. Kiedy rok temu zaproponowano mi koordynowanie całego wolontariatu na tej bliskiej mojemu sercu imprezie bardzo się ucieszyłam i czułam się zaszczycona. Być istotną częścią takiego przedsięwzięcia to jest coś - pomyślałam...
Nie zdawałam sobie jednak sprawy z tego ile będzie mnie to wszystko kosztowało. Wyrzeczenia, poświęcenie, czas, stres, frustracja, w końcu rozczarowanie kilkoma osobami to tylko niektóre emocje jakie towarzyszyły mi przez ponad pół roku...

Początki były bardzo obiecujące... wiele planów, dobry scenariusz działania, świetni ludzi obok... niestety z czasem wszystko jakoś się rozmyło... zapał zmalał, wyrosła ściana i wkradł się chaos...
Kilkukrotnie chciałam zrezygnować ale danego słowa się przecież nie łamie zresztą w maju pojawił się pewien fakt, który zaczął stanowić dla mnie główną motywację... Kiedy miałam dość robienia tabelek, męczenia Moniki o kolejne grafiki, nocnego klejenia bookletu, pisnia tekstów czy walki z nadmiarem pomysłów powtarzałam sobie "robisz to bo..." i pomagało...
Czas jaki temu poświęciłam i ogrom pracy jaki włożyłam w przygotowania zaczął jednak przynosić efekty, zestawiłam świetną grupę liderów i wspólnie zaczęliśmy planować szczegóły... Pierwszy formularzowy etap rekrutacji pozwolił wyłonić interesujący team potencjalnych wolontariuszy. Czerwcowe rozmowy rekrutacyjne natomiast wyselekcjonowały najlepszych... Nie będę ukrywała, że po nich nabrałam wiatru w żagle... Trzy dni, kilkadziesiąt interesujących osób, każdy z pasją, z jakąś ciekawą historią... Zaczynałam wierzyć, że będzie dobrze, że dam radę, że wszystko się uda.

Największy przełom "podejściowy" nastąpił podczas Rajdu Polski fatalnego ale jednak jak się okazało potrzebnego... Abstrahując od prawej "rency", która tak jak szybko pojawiła się w Mikołajkach tak szybko je opuściła z Magdą mogłyśmy spędzić więcej czasu razem i sprawdzić jak reagujemy w różnych ekstremalnych :D sytuacjach (VIP/Hospitality uczy jednak pokory :P). W końcu poznałam Panią Olę, dzięki której tak naprawdę przetrwałam na Mazurach te kilka dni... Już wtedy wiedziałam, że chcę dokooptować Ją do memoriałowej ekipy liderów. Jeszcze w mazurskich, spartańskich warunkach zmusiłam Ją do wypełnienia formularza zgłoszeniowego... TVN i fakt, że wiozła najlepszych kierowców świata na konferencję prasową zdecydowały, że zajęła się transportem (hahaha)...


Cudowni ludzie, najlepsi liderzy :)


Łapkowy team w komplecie :) 

Z miesiąca na miesiąc moje odczucia mieszały się jak drink w shakerze... Wielokrotnie miałam dosyć współpracy z managerką projektu ale wykazywałam się cierpliwością i wielką wyrozumiałością (bo...). Kłody rzucane pod nogi z zaskakującą gracją przeskakiwałam. Nawet nie wiedziałam, że tak potrafię ale jak się okazało zdarza mi się... Czy to odkrycie mogę traktować jako pierwszy, większy memoriałowy plus? - może...

Kolejnym krokiem w pracy była komunikacja z wybranymi wolontariuszami... Ileż to maili wysłałam, myślę, że śmiało można liczyć je w tysiącach. Wpadłam też na pomysł stworzenia bloga wolontariackiego, co uważam za jeden z lepszych swoich pomysłów jeśli chodzi o memoriał, oraz logo teamu wolontariackiego. Dzięki temu już na wczesnym etapie prac wolontariusze mogli poznać zarówno liderów, swoje obowiązki a przede wszystkim historię Kamili Skolimowskiej dla uczczenia której cały Memoriał jest przecież organizowany. Niestety nie dla wszystkich ta kwestia była oczywista dla mnie natomiast jest i zawsze będzie!
Tydzień przed samą imprezą przeprowadziliśmy szkolenie... Dzięki jednemu z naszych liderów Szymonowi mogło odbyć się one na Stadionie Narodowym. Pytanie, które samoistnie pojawia się w tym momencie brzmi jak to możliwe, że nam udało się to załatwić a managerce projektu nie?! może najzwyczajniej w świecie zabrakło chęci zresztą nie tylko w tym przypadku...
Szkolenie utwierdziło mnie w przekonaniu, że dokonaliśmy słusznego wyboru jeśli chodzi o skład teamu... Myślę, że podczas szkolenia na szczególną uwagę zasłużyła prezentacja multimedialna poświęcona Kamili, którą przygotowałyśmy wspólnie z Klaudią i Łukaszem oraz wspomniane już wcześniej booklety, którego jeden egzemplarz oprawiłam sobie w ramkę i powiesiłam na ścianie.

Prezentacja:

http://prezi.com/kcglqeu3znx-/szkolenie-wolontariuszy-lotto-5-warszawskiego-memoriau-kamili-skolimowskiej/?utm_campaign=share&utm_medium=copy

Dumna jestem zarówno z materiału, który się w nim znalazł, graficznej formy jak i samego wykonania hand made z którym również wiąże się długa i okupiona potem i łzami historia :). Z tego miejsca serdecznie dziękuję Monice, Pani Oli, Łukaszowi i Piotrkowi!!!

Sam Memoriał to dla mnie szaleńczy pęd trwający 6 dni... Jak wskazuje mój służbowy telefon przez ten czas przeprowadziłam łącznie ponad 19 godzin rozmów dotyczących transportu, wolontariuszy, bezpieczeństwa i innych tego typu dziedzin... Rozwiązałam również szereg problemów, które generalnie wyglądały na takie, których nie da się rozwiązać... Co jak co ale trzeba przyznać, że czasem popłaca być otwartą, uśmiechniętą i przygotować sobie podwaliny pod pewne relacje trochę wcześniej. Wtedy jedzie się już na dobrej opinii i ludzie są po prostu bardziej mili i chętni do pomocy. Tak było w moim przypadku właśnie przez te kilka dni... Mam na myśli środowisko hotelowo - transportowe bo stadion to trochę inna, bardziej skomplikowana kwestia.
Żeby nie było tak smutno z dnia na dzień zaczęło przybywać plusów... np wzrost samooceny, fakt, że coś trudnego udało mi się załatwić, że wszystko co miałam nadzorować działało bez zarzutów. W końcu cudni ludzie, którzy dzielnie z uśmiechem na twarzach pracowali.
Nie zabrakło również tych wydarzeń, które zostaną we mnie do końca życia... Jednym z nich jest niewątpliwie czwartek i urodziny Usaina Bolta... Akcja kubełek KFC wypełniony najlepszymi, polskimi słodyczami okazała się być moim kolejnym, dobrym pomysłem. Wolontariusze mieli frajdę, a i sam Usain docenił zarówno inicjatywę jak i to, że poczytałam trochę o Nim i wyłapałam, że za kubełek Hot wings zrobi wszystko... Po raz kolejny okazuje się, że dociekliwość to nie taka najgorsza cecha :)... No i w taki o to sposób do mojej bogatej kolekcji przybyło kolejne fajne wspomnienie i ciekawa pamiątka...  Tak czy siak sam najszybszy człowiek świata nie zrobił na mnie piorunującego wrażenia... Co prawda nie miałam czasu jakoś specjalnie się Nim ekscytować bo miałam inne priorytety i bardzo dużo pracy...


Większą zajawkę niż Panem Boltem miałam Jego boską koszulką i sukcesem kubełka  :) 

Jeśli już o sportowcach mowa to osobiście największą frajdę sprawiła mi obecność słowackiej młociarki Martiny Hrasnovej oraz węgierskiego młociarza Krisztiana Parsa... Natomiast najbardziej brakowało mi tradycyjnie już Stevena Lewisa, ale również Tatiany Lysenko, która stała się dla mnie swoistym symbolem Memoriału... Mam nadzieję, że po przerwie spowodowanej ciążą odwiedzi jeszcze Warszawę... Szkoda również, że nie przyjechali amerykańscy biegacze: Mike Rodgers i Wallace Spearmon czy mój ulubieniec Kim Collins :P...


Jak dla mnie najlepsza ekipa 5. Memoriału... Słowacy: Martina Hrasnova, Jana Veldakova i Marcel Lomnicky

Kolejnym dużym jeśli nie największym osobistym plusem Memoriału były liczne czesko - słowackie dialogi. Dzięki Bogu w tym roku mogłam się porządnie nagadać. Oprócz konwersacji z Dyrektorem sportowym zawodów, który jest Słowakiem oraz Jego czeskim asystentem (btw uwielbiam tych Panów głównie za profesjonalizm, precyzję i pozytywne usposobienie - tacy właśnie powinni być szefowie) miałam możliwość wymiany kilku zdań z czeskimi lekkoatletami: Janem Velebou i Romanem Novotnym.


Czeska fotka to podstawa :) tutaj z Janem Velebou

Generalnie dużo lepiej pracowało mi się w hotelu niż na stadionie... spowodowane to było głównie osobami z którymi w obu tych miejscach przyszło mi obcować. Mimo wszystko również na Narodowym dwoiłam się i troiłam aby być jak najbardziej profesjonalna i jak najlepiej wykonać swoje (ale nie tylko) zadania. Niewątpliwie warto zaznaczyć, że poszerzyłam spektrum własnych umiejętności oraz wytrenowałam swoją cierpliwość. Do moich wolontariuszy nie mam żadnych zastrzeżeń wręcz przeciwnie jestem z Nich dumna!!! 


Pełna profeska nawet w snapbacku :) sup, sup i wjazdówki na trening dla autokarów były załatwione...

Po raz kolejny nie udało mi się zobaczyć zawodów ale do tego zdążyłam już przywyknąć... 
Z kuluarów dowiedziałam się o rekordzie polski w rzucie młotem mężczyzn, który ustanowił nasz Paweł Fajdek. Fakt, że zawodnik zadedykował ten rekord Kamie sprawił mi dodatkową radość. Tak właśnie powinno to wyglądać!


MISTRZ!

To co trzeba było zrobić zostało zrobione: autobusy pomimo problemów jeździły, Robert Harting bezpośrednio po zakończeniu konkursu rzutu dyskiem pojechał na lotnisko, wolontariusze byli na swoich stanowiskach...
Nie ustrzegliśmy się jednak kilku wpadek ale są one wpisane w ryzyko tak wielkich imprez. 
Niestety nie można ubezpieczyć się na każdą ewentualność.
Cieszę się natomiast, że nie dałam za wygraną, postawiłam na swoim i wywalczyłam obecność liderów podczas imprezy! Wszystkie Panie, które operują wykutymi na pamięć pustymi schematami zachęcam do tego, żeby bardziej wnikliwie słuchały osób posiadających doświadczenie w pracy wolontarackiej przy Memoriale. Warto czasem schować swoją dumę do kieszeni i skonsultować się z kimś kto dokonał wnikliwej analizy IV Memoriału, i przygotowując plan na V zminimalizował ryzyko wystąpienia podobnych błędów. I nie nie chodzi tu o prywatne sympatie czy antypatie... Chodzi o dobro całej imprezy!

Rekapitulując pozostał niedosyt, który ciężko jest mi sklasyfikować... Własny plan nie do końca ze swojej winy wykonałam w 75 %... Jako perfekcjonistka nie akceptuję takiego wyniku...
Wyciągnęłam natomiast wnioski i wiem nad czym należy pracować... 
Mimo wszystko cieszę się, że mogłam być częścią tej wspaniałej imprezy i mam nadzieję, że kolejna edycja ze mną czy beze mnie będzie jeszcze lepsza.

Anicka


i jeszcze jedna kwestia ...

Do dnia dzisiejszego niestety nie udało mi się odpowiedzieć na zasadnicze pytanie dotyczące tego kim właściwie byłam podczas całego Memoriału... Czy przyszło mi pełnić rolę wolontariusza czy może jednak pracownika?! Jeśli wolontariusza, to chyba kilkukrotnie wyraźnie rozmyły się granice jego bycia jeśli byłam pracownikiem to zdecydowanie wiele istotnych rzeczy mnie ominęło...


fotki by Klaudia Feruś (dziekuję!)



Instagram

23 maja 2014

Lotto 5. Memoriał Kamili Skolimowskiej - can't wait!

Ahoj,

Tak jak wspominałam niesamowite rzeczy się dzieją. Kolejną dobrą informacją, która ostatnimi czasy ujrzała światło dzienne jest fakt iż na 5. Memoriał Kamili Skolimowskie do Warszawy przyjedzie sam Usain Bolt - rekordzista świata na 100 i 200 metrów. Nie żebym była jakoś niesamowicie nim zafascynowana ale z pewnością jego obecność sprawi, że na Stadionie Narodowym pojawi się bardzo dużo ludzi. A to obok upamiętnienia Kamili przecież najważniejszy cel.
Nie jest żadną tajemnicą, że ta impreza sportowa jest bardzo bliska mojemu sercu i, że od ponad dwóch lat dokładam swoją małą cegiełkę do jej organizacji. W tym roku czeka mnie jeszcze większa odpowiedzialność ale to tylko bardziej mnie motywuje i sprawia, że już nie mogę się doczekać tych kilku magicznych dni pełnych przygód, wspaniałych ludzi i różnorakich wyzwań.
Pierwszy raz impreza odbędzie się na tak dużym stadionie co automatycznie sprawia, że Memoriał zyskuje nowy wymiar. Ahhh aż ciarki mnie przechodzą jak sobie pomyślę jak będzie fajnie.
Wczoraj oficjalnie ruszyła sprzedaż biletów i mam nadzieję, że będą się one sprzedawać jak ciepło bułeczki :). Wszystkie szczegóły można znaleźć na stronie: www.memorialkamili.pl

Fundacja Kamili Skolimowskiej główny organizator imprezy opublikował również oficjalny spot i plakaty promujące wydarzenie. Warto się z nimi zapoznać i skorzystać z promocji jakie przygotowano dla najszybszych.




Emocji jak widać z pewnością nie zabraknie :) 
"Będzie, będzie zabawa, będzie się działo..." :)

 Anička 

9 maja 2014

Projekt za projektem z bardzo czeskim zabarwieniem.

Ahoj,
długo się nie pisze, długo się nie pisze ale to dlatego, że dużo się dzieje... hmm dużo? nie!!! B.a.r.d.z.o d.u.ż.o.

Ha, może to jest właściwy moment aby napisać tutaj o kilku projektach w które się ostatnimi czasy zaangażowałam.
Nie jest chyba żadną tajemnicą jak bliskie mojemu sercu są Czechy. Świadczy o tym mój tatuaż z czeską flagą ukryty za lewym uchem oraz hmm właśnie co jeszcze o tym świadczy? właściwie chyba po prostu sama ja. Od ponad 8 lat (LOL), żyję naszymi południowymi sąsiadami i choć w większości stacjonuję w Warszawie bije ode mnie miłość do Czeskiej Republiki... Ostatnio usłyszałam pod swoim adresem takie sformułowanie, które bardzo mnie ubawiło... Brzmiało: "hej, bije od ciebie czeskość" hahaha trudno się nie zgodzić i chociaż brzmi to straszliwie niepoprawnie to podoba mi się :).
A więc jako, że bije ode mnie czeskość, postanowiłam coś z tym zrobić i jakoś to wykorzystać.
Kilka miesięcy temu wpadłam zatem na pomysł stworzenia polskiej strony internetowej poświęconej czeskiej muzyce a przede wszystkim czeskim zespołom, które co też nie jest tajemnicą uwielbiam.
Stronka hula i całkiem niezle sobie poczyna. Dobra grafika dzięki mojej friend Monice - jest!, materiału dzięki czeskim bandom nie brakuje... Ludzie wchodzą miejmy nadzieję, że czytają a przede wszystkim, że odpalą choćby na chwilę którykolwiek z teledysków, polecanych i opisywanych przez nas zespołów. Tak!,  pełna czeska, muzyczna indoktrynacja hehe. Jeśli będzie się wam chciało to serdecznie zapraszam na www.pozorczechy.pl.



Staramy się zadbać o różnorodność jeśli chodzi o style reprezentowane przez zespoły, które opisujemy. Systematycznie również, będziemy pisać o najciekawszych koncertach i festiwalach odbywających się u naszych południowych sąsiadów. Do Czech daleko nie mamy więc może zachęci i zmotywuje to kogoś do zwiedzenia tego wspaniałego kraju. Ho ho to się chyba nazywa misja :) i poniekąd tak właśnie to traktuję.
Drugim projektem, który dopiero wkracza w fazę realizacji jest radio... Od dziecka marzyłam o pracy w radio a skoro zupełnie przypadkiem otrzymałam taką możliwość to grzechem byłoby z niej nie skorzystać. Póki co nie jest to żadna komercyjna stacja (miejmy nadzieję, że kiedyś będzie :)) a radio studenckie jednej z największych warszawskich uczelni. Aktualnie wdrażam się w prace opowiadając o skokach narciarskich i innych sportach zimowych. Czasem szepnę coś o piłce nożnej... Jednak już niedługo wszystko powinno się zmienić i powinnam mieć swoją własną audycję poświęconą czeskiej i słowackiej muzyce :) ... czyli tym na czym znam się najlepiej.
Szczerze to już nie mogę się doczekać... pomysły na minimalnie kilkanaście własnych audycji mam więc powinno być ciekawie. Pisząc o muzyce nie zachęcę wszystkich do jej odnalezienia i odsłuchania radio daje mi dużo większe pole do popisu.

Dalsze projekty na najbliższy czas to: koncerty czeskich zespołów w Polsce oraz przygotowanie wolontariatu na kolejny lekkoatletyczny Memoriał Kamili Skolimowskiej.
Pracy jest sporo ale jest to niesamowicie przyjemne i mam nadzieję, że przyniesie same pozytywne efekty. Bo przecież w życiu nie ma nic ważniejszego niż realizacja własnych marzeń i celów.

Kończąc notkę, którą traktuję jako formę usprawiedliwienia mojego długiego niepisania obiecuję poprawę i regularne wrzucanie notek.

Trzymajcie się ciepło i pamiętajcie walczcie o swoje marzenia i wierzcie w siebie.

Anička