wczoraj oficjalnie rozpoczęły się Mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Święty miesiąc dla wszystkich kibiców. Nie ukrywam, że dla mnie też....
Poczatkowo moje Euro miało wyglądać trochę inaczej ale niestety wszystko się pokomplikowało...No cóż organizacja, ale nie ma tego złego co na dobre by nie wyszło.
Nie jest żadną tajemnicą komu na tych Mistrzostwach kibicuję. Oczywiście drużynie najbliższej mojemu sercu - Czechom.
Niestety los sprawił, że o awans do dalszej fazy turnieju rywalizują Oni z Polską. Z drugiej strony to może dobrze. Polacy (z małymi wyjątkami) tak mało wiedzą o swoich południowych sąsiadach, że może Euro pomoże w jakimś lepszym poznaniu. Chyba jestem zbyt wielką optymistką ale na to właśnie liczę.
Jeśli chodzi o Warszawę nareszcie to miasto zaczęło żyć, nareszcie coś tu się dzieje. Uwielbiam atmosferę gdy ulicami ciągnął tłumy kibiców odziane w barwy narodowe (PŚ w Zakopanem x 10). Lol nawet nie wiedziałam, że Polacy posiadają tyle koszulek, flag, i innych biało - czerwonych gadżetów. Szkoda tylko, że tak rzadko je eksponują np. w święta narodowe.... Abstrahując idąc wczoraj przez centrum czułam się fantasycznie. Paradując w swojej koszulce czeskiej reprezentacji z tatuażem czeskiej flagi za uchem kilkanaście razy zostałam nazwana Czeszką hmm boskie uczucie :). Dodam, że w strefie kibica byłam jedyna w takiej kosuzlce. W ogóle zagraniczni kibice póki co nie dopisali. Kilku Greków, Włochów, Chińczyków i Irlandczyków ginęli w gigantycznej grupie dziwacznych polskich osobników. Najlepszy był zdecydowanie mistrz piwa + góralskiego sera potocznie zwanego warkoczem, kapelusza w polskich barwach oraz jeansach dosłownie obczepionych polskimi flagami. Miał ich tam chyba z 15 :D... jakby jedna nie starczyła...
Jeśli mam coś dodać jeśli chodzi o oranizację największej strefy kibica (Warszawa) no cóż jest przyzwoicie. Pomijając wpuszczanie nietrzezwych na obszar strefy, mało przyjemny zapach (nie wnikam skąd się wziął) oraz błoto i woda w podziemiach (ale to przecież wina deszczu) aha no i zero informacji w innym języku niż polski.... Brawa dla Pani ochroniarz, która krzyczała do Greków po polsku :D
Przejdzmy jednak do pierwszych boiskowych emocji. Mecz otwarcia Polska - Grecja zakończony remisem 1-1... no cóż fantastyczny gol Roberta Lewandowskiego i dobra gra trio z Dortmundu (Piszczek - Błaszczykowski - Lewandowski) a to zaskoczenie :D. Reszta jak zawsze czyli słabo... Emerytowana reprezentacja Grecji dała sobie radę i wyrównała. Po głupim zachowaniu polskiego bramkarza Wojtka Szczęsnego mogli prowadzić ale karnego nie wykorzystał Giorgos Karagounis...a propos urodzony w 1977 roku a momentami na boisku był lepszy niż o wiele, wiele młodsi Polacy. Końcówka meczu należała do Greków także remis uważam za sprawiedliwy rezultat chociaż wolałabym jednak zwycięstwo Polaków. Wrażenie robił pełen ludzi stadion :)
Ha ha ha motto meczu - Alexander Payne patrzy :D
Zdecydowanie większe emocje wzbudził u mnie drugi mecz gdzie Rosja niestety pokonała CZECHY aż 4 - 1 :(
Do tej pory bolą mnie ręce od trzymania kciuków. Nie urkywam, że grałam z chłopakami na boisku :)... strasznie przeżywałam. Niestety nie pomogły moje oznaki wsparcia, nie pomogła nawet koszulka, tatuaż ani głośne odśpiewanie hymnu na środku pokoju (przepraszam sąsiadów za śpiew i niecenzuralne słowa).
Skład Czechów: Petr Cech, Michal Kadlec, Tomas Sivok, Roman Hubnik, Theo Gebre Selassie, Petr Jiracek (76 min Milan Petrzela), Jaroslav Plasil, Jan Rezek (46 min Tomas Hubschman), Tomas Rosicky, Vaclav Pilar, Milan Baros (85 min David Lafata)
Mimo wszystko tempo meczu było zaskakujące. Pierwsza połowa a szczególnie jej początek należał do Czechów. Świetna gra skrzydłami. Rewelacyjny Vasek Pilar, Theo Gebre Selassie i Petra Jiracka.
Petr Jiracek
Niestety brakowało cwanego napastnika, który skończyłby którąś z pieczołowicie przygotowanych wcześniej akcji. Nie rozumiem dlaczego na boisku nie pojawił się Marek Suchy grający na co dzień w Spartaku Moskwa a więc doskonale zna rosyjską taktykę i sposób gry. Nie rozumiem też ustawienia z wysuniętym do przodu Milanem Barosem... z całym szacunkiem dla tego piłkarza i Jego wyglądu :D ale prędkość już nie ta co kiedyś....i jeszcze ta kontuzja z ostatnich dni.
W 15 minucie Rosjanie strzelili pierwsza bramkę, która jednak nie załamała Czechów. Dalej rozgrywali mecz w bardzo szybkim tempie ale brakowało wykończenia...Rosjanie to zespół niebezpieczny nie na środku boiska za to pod bramką rywala wyczyniają straszliwe rzeczy. Trzeba przyznać, że fatalnie w bramce zachowywał się Petr Cech, co mnie osobiście bardzo załamało. Po świetnym meczy w finale Ligi Mistrzów liczyłam, że będzie On jednym z najmocniejszych filarów Czeskiej Reprezentcaji :(... Jeśli już omawiam grę piłkarzy grających w klubach angielskich po kontuzji nie ma już śladów u mojego ukochanego Tomasa Rosickiego (uwielbiam Jego oczy i to jak szaleje z piłką na boisku)...niesamowity po prostu niesamowity.
Tomas Rosicky
Do przerwy Rosjanie prowadzili 2-0... mimo wszystko Czesi nadal wyglądali na zdeterminowanych.
W drugiej połowie od samego początku atakowali.
Na boisku pojawił się doświadczony Tomas Hubschman, który wszedł za Honze Rezka co było bardzo dobrą zmianą ale jak dla mnie zbyt pózno trener Bilek się na nią zdecydował.
W 52 minucie po podaniu Jiracka rewelacyjny Vaclav Pilar strzelił bramkę. Co zarówno na boisku, trybunach oraz u mnie w domu wywołało wielką euforię. Wróciliśmy z dalekiej podróży i każdy miał tego świadomość. Wyglądało na to, że bramka dodała skrzydeł czeskiej drużynie. Coraz śmielej poczynał sobie Pilar, rywali ogrywał też Gebre Selassie rozpędzali się Kadlec i oczywiście Jirasek.
Petr Jiracek, Vaclav Pilar
W 76 minucie trener zdecydował się na zmianę ustawienia. Boisko opuścił Petr Jiracek w Jego miejsce pojawił się mój ukochany czeski piłkarz Milan Petrzela. Ah jak ja Go uwielbiam... bezpośredni z Niego facet i do tego ta Jego fryzura :)... zaczęłam wzdychać do telewizora.
Milan Petrzela
Radość nie trwała jednak długo nadzieja zdradliwa nadzieja na remis umarła w 79 minucie kiedy to strzelec pierwszej bramki dla Rosjan Alan Dzagoev ponownie mocnym strzałem wpakował piłkę do bramki Petra Cecha. Co się działo tego dnia z Cechem to chyba pytanie zadawane na całym świecie kilkukrotnie. Czesi jednak nie rezygnowali, próbowali dalej. Na kilka niezwieńczonych bramką akcji Czechów Rosjanie odpowiadali jedną ale za to perfekcyjną. Było zatem 3-1 a ja omal nie dostałam zawału.
Na boisku nadal przebywał bezradny Baros i nawet gwizdy czeskiej publiczności nie zmotywowały trenera Bilka do wprowadzenia do gry jednego z młodych napastników np. Necida czy Pekharta.
W 82 minucie zdezorientowanie czeskiej obrony wykorzystał Pavlyuchenko i gwoźdź do trumny zwanej porażką został wbity... 4-1 jak to okropnie brzmi :(.
Dopiero w 85 minucie Bilek zdjął Barosa ale w Jego miejsce wprowadził weterana Davida Lafate (wtf?) co w sumie i tak nie miało większego znaczenia.
Smutek, że pomimo naprawdę dobrej gry Czechów przegrali z Rosją (to boli podwójnie) tak wysoko.
Jeśli chodzi o wnioski to napewno ustawienie 4-2-3-1 było fatalnym pomysłem. Późna zmiana Barosa, i zdecydowanie zbyt późne wprowadzenie na boisko agresywnego i szybkiego Petrzeli (warto odnotować, że strzelił bramkę ale niestety był na pozycji spalonej) brak Suchego oraz słaby bardzo słaby dzień Cecha.... to są powody tej porażki tak bardzo przykrej dla mnie.
Vaclav Pilar
Generalnie mecz mógł się podobać zauważalne było niesamowite tempo. Wierzę, że kolejne spotkanie z emerytowaną i pasywną Grecją będzie dla Czechów szansą. Czuję, że chłopcy dadzą sobie radę. Jeszcze jest szansa na wyjście z grupy. Najlepszym zawodnikiem czeskiej drużyny co warto odnotować był niewątpliwie strzeleć bramki Vaclav Pilar, który btw jest po prostu uroczy :).
Kluci do Toho!!!
Anci