22 sierpnia 2012

III Memoriał Kamili Skolimowskiej część pierwsza


Ahoj,
ostatnie 4 dni mego życia były bardzo ale to bardzo pasjonujące i z pewnością jeszcze długo będę je przeżywać. W niedzielę (19. sierpnia) w Warszawie na stadionie Orła odbył się III lekkoatletyczny Memoriał Kamili Skolimowskiej a ja już od sobotniego poranka pomagałam przy jego organizacji.
Sam pomysł wolontariatu wyszedł bardzo spontanicznie ponad tydzień temu. Na memoriał chciałam się wybrać jako zwykły widz ale po odwiedzeniu strony internetowej Fundacji Kamili Skolimowskiej postanowiłam napisać do organizatorów memoriału i zaoferować pomoc grupy Eaglesowych wolontariuszy :)...


Na odpowiedz nie czekałam długo a moja propozycja spotkała się z bardzo sympatycznym odbiorem. Razem z Marcinem (głównym organizatorem) omówiliśmy  telefonicznie wszelakie szczegóły. I tak odpowiadałam za odbiór zawodników a dokładniej tyczkarzy z lotniska, i ich transport do hotelu Marriott.


Otrzymałam prywatnego kierowcę Pana Krzysztofa (który okazał się być znanym trenerem ale o tym pózniej). Zawodników do hotelu transportowała jeszcze dwójka moich znajomych i chociaż wszyscy kierowcy byli bardzo sympatyczni ja trafiłam na tego najfajniejszego :).
Pierwszym sportowcem jakiego musiałam odszukać na lotnisku był srebrny medalista Mistrzostw Europy z 2010 roku Ukrainiec Maksym Mazuryk. Bardzo sympatyczny zawodnik, który nie bał się nosić koszulek z różowymi elementami (yeah).
Poczatkowo byłam bardzo zestresowana ponieważ nigdy wcześniej nie odbierałam sportowców z lotniska, ale wystarczyło 20 min i zaczęło mi się to podobać.
Kolejną osobą, którą polecono mi przetransportować do Marriottu był polski biegacz średniodystansowy, uroczy Bartosz Nowicki niestety Jego lot był lekko opózniony i odwiózł Go Kuba a ja poczekałam na przylot dwóch czeskich begaczy.


Chyba nikogo nie dziwi fakt, że z ich przyjazdu najbardziej się cieszyłam. Oprócz ogromnej frajdy: "bo to Czesi" liczyłam na rozmowę po czesku (i się nie przeliczyłam) :). Jakub Holuša biegacz średniodystansowy oraz sprinter Pavel Maslák (Mistrz Europy na dystansie 400 m Helsinki 2012) okazali się być świetnymi chłopakami z któymi od razu złapałam wspólny język. Oczywiście jednym z pierwszych pytań jakie mi zadali było "czy to jest prawdziwy tatuaż"? ha ha ha już się przyzwyczaiłam.

 Po przyjezdzie do hotelu okazało się, że pokój dla chłopaków nie jest jeszcze gotowy. Nie będę tego szerzej komentować ale uważam, że jeśli w tak znanym hotelu zakwaterowani są sportowcy biorący udział we sporej imprezie pokoje powinny być przygotowane od razu. No nic musieliśmy coś wymyślić by zagospodarować im czas... Chłopcy zostawili bagaże w przechowalni i poszliśmy do Złotych tarasów coś zjeść. Wybraliśmy włoską restaurację i wszyscy zamówiliśmy pizze. Opowiadali mi o Igrzyskach, lekkoatletyce w Czechach a ja o sporcie w Polsce i mojej fascynacji Czechami. Zdecydowanie najbardziej uroczy widok to Pavel karmiący wróble grissini :)
Po prawie dwóch godzinach odprowadziłam ich do hotelu i posiedziałam trochę z Kasią i Anią na welcome desku. O 13:30 umówiłam się z moim kierowcą i pojechaliśmy na lotnisko Modlin po jednego z najważniejszych gości :) Memoriału - angielskiego tyczkarza Steve'a Lewisa.

Droga do Modlina była dłuższa niż ta na Okęcie więc rozpoczęła się rozmowa z "kierowcą". Najpierw opowiadałam coś o sobie i o zawodniku po którego jedziemy (tak, tak wcześniej porządnie się w tym temacie przygotowałam), następnie rozmowa o Igrzyskach i wyczynach Polaków (zdziwiło mnie ile kuluarowych szczegółów zna Pan Krzysztof ale uznałam, że albo się tym interesuje ale jest czyimś znajomym) dalej poopowiadałam o Czechach i słuchaliśmy Queen'a, którego to p. Krzysztof posiadał w aucie kompilację największych hitów. Okazało się, że jest On wielkim fanem zarówno F.Mercury jak i Briana Maya. Miałam zatem pole do popisu ponieważ zespół Queen jest bliski mojemu sercu już od kilkunastu lat...

Niestety nie uniknęłam zaliczenia wpadki i była to wielka wpadka. Pan Krzysztof okazał się być Krzysztofem Kaliszewskim trenerem Anity Włodarczyk...tak, tak srebrnej medalistki IO z Londynu. Nie wiem jak mogłam Go nie poznać. Dalej trwałabym pewnie w niewiedzy gdyby do trenera nie zadzwoniła Anita... kiedy skończyli rozmawiać zapytałam nieśmiało: "Pan jest trenerem"....Odpowiedział "tak, trenuję Anitę Włodarczyk" .....
Ałłłłłłć w głowie zaczęłam się sama przed sobą tłumaczyć a to, że nie miał brody a to, że był szczuplejszy niż ten trener z telewizji... Nie zmienia to jednak faktu, że najzwyczajniej w świecie się nie popisałam. Było mi bardzo głupio ale po chwili znowu zaczęła się swobodna rozmowa. Skoki tematyczne polityka, historia, muzyka... Trzeba przyznać, że dobrze Nam się rozmawiało (Pan trener ma wielką wiedzę i jest bardzo inteligentną osobą)... Mam nadzieję, że mimo wszystko udało mi się wyjść z twarzą z tej jakże krępującej sytuacji :D.
Kiedy dojechaliśmy do Modlina było jeszcze trochę czasu do przylotu Steve'a więc poszliśmy obejrzeć lotnisko oraz startujące i lądujące samoloty.
Samo lotnisko wygląda bardzo ładnie i z pewnością znacząco odciąża małe przecież Okęcie. Wydaje mi się, że po zagospodarowaniu okolicy, która póki co jest pusta będzie tam na prawdę bardzo przyjemnie.
Po 40 minutach w drzwiach wyjściowych pojawił się Steve nie trudno było Go dostrzec ponieważ niósł ze sobą 5 metrowe tyczki. Pomogłam mu z bagażem i rozpoczęliśmy z trenerem trudną batalię z przyczepieniem tyczek na dach samochodu.
Telewizja i internet nie kłamał Steve jest bardzo ale to bardzo przystojny i do tego nieziemsko wysoki i sympatyczny. Podczas gdy trener męczył się z taśmami my sobie pogadaliśmy :)


Po przyjeździe do hotelu, pomogłam S. Lewisowi z zameldowaniem i miałam chwilkę by udać się na kolację. Początkowo miałyśmy z Pauliną opory przed wejściem do sali gdzie zebrało się wielu zawodników ale byłyśmy głodne więc w sumie było nam wszystko jedno. Hmm cukinia w sosie pomidorowym wymiatała podobnie jak różowa pianka i Pan kelner, który mówił do mnie po angielsku  :).
Po dość wczesnej kolacji miałam jeszcze jeden kurs tym razem na Okęcie. Do odebrania pozostał ostatni tyczkarz Kubańczyk Lázaro Borges. Razem z Nim przyjechał przesympatyczny trener :) ta podróż była zdecydowanie najbardziej egzotyczna i muzyczna zarazem i nie mam tu na myśli Queena a jakieś dziwne rytmy. Kubańczyk w pewnym momencie założył mi na uszy swoje słuchawki i bardzo głośno puścił mi jakiś rap i spytał czy mi się podoba... Powiedzmy, że była ok :P
Kubańczycy zostali oficjalnie odstawieni do hotelu ja pożegnałam się z Panem trenerem i do 22:30 siedziałam z Kasią i Anią na welcome desku. Ileż było śmiechu, szczególnie kiedy przyszli do nas polscy lekkoatleci... Marcin Lewandowski  Jego koszulka wymiatała :)

Spakowałyśmy numery startowe i zawinęłyśmy się do domu ponieważ następnego dnia czekało nas jeszcze więcej pracy.
Ale o tym już w drugiej części.

Mějte se hezky

Anči