28 sierpnia 2012

III Memoriał Kamili Skolimowskiej część druga


Ahoj,
niedziela miała być najbardziej pracowitym dniem podczas całego wolontariatu i faktycznie takim była. W hotelu pojawiłam się jakoś po 9:00.  Kasia z Anią pracowały tam dzielnie już od godziny 8:00...
Praca taka sama jak w sobotę: welcome desk, wydawanie numerów startowych i akredytacji oraz przyjmowanie ostatnich lekkoatletów. Pomijając oczywiście ciekawe rozmowy z tymi sportowcami, którzy właśnie szli na śniadanie albo chcieli przeczytać tzw. tablicę ogłoszeń. Tego ranka najbardziej rozwalił mnie Marek Plawgo pseudonim "Pan Plawgo", który przywitał się zdaniem: "Dzień dobry, Pani wygląda na taką, która wszystko wie i wszystko potrafi załatwić" ha ha ha wiedział jak rozpocząć rozmowę :)...To czego potrzebował oczywiście udało się zorganizować :)
Chwilę później na dole pojawił się Bartek Nowicki, który z wszystkich Polaków zrobił na mnie najlepsze wrażenie . Genialny facet po prostu genialny :)....
Miałam też burzliwy dialog z Ukraińcami: Maksymem Mazurykem i Olexiyem Sokyrskiyyem na temat zespołu Gogol Bordello aż dziwne, że Oni nigdy nie słyszeli o Eugene Hutzu :D

Kiedy (stricte) biuro zawodów przeniosło się na Stadion Orła, mieliśmy chwilę na obiad. Chwalę szefa kuchni z Marriottu ponieważ przez wszystkie dni ciepłe dania były naprawdę świetne.
W niedzielę zaserwowano pierś z kurczaka w sosie pomidorowym do tego małe gotowane ziemniaczki i pełno sałatek oraz oczywiście nieodłączna różowa pianka na deser :).
Cieszę się, że tym razem uniknęłam rozlania porzeczkowego soku na biały obrus.... niestety często mi się to zdarza... ot taki mały restauracyjny peszek :D.
Jeszcze zdanie komentarza co do wystroju sali w której jedli lekkoatleci. Według mnie jej wystrój przypominał zlot komunistycznej partii z czasów PRL-u... czerwone siedzenia i elementy zastawy stołowej oraz zbyt duża ilość bieli... wrrr...

Po obiedzie pojechaliśmy na stadion... biedny Marcin, który nie wiedział w co ma ręce włożyć przkeazał nam nasze zadania i z Kasią rozpoczęłyśmy działanie. Oczywiście jako dobre dziewczynki miałyśmy pracować z dzieciakami. Nadzór nad grupą "koszykową" oraz kierowanie dzieciaków i ich rodziców na specjalny sektor.
Żar lał się z nieba, zmęczenie dokuczało ale entuzjazm motywował nas do pracy. Ja jak to ja znalazłam czas również na zrobienie kilku zdjęć. Warta odnotowania na pewno była ceremonia otwarcia podczas której największe gwiazdy memoriału wjechały na bieżnię stadionu na dachu wielkiego samochodu. Był tam między innymi takie sławy jak: Pavel Maslak, Tatiana Lysenko, czy Reese Hoffa.



 Jak widać sportowcom humory dopisywały. A i nas dostrzegli Szymon Ziółkowski i przuroczy Marcin Lewandowski szeroko się do nas uśmiechając :).
Prawie przez całe zawody byłam na bieżni gdzie z niesamowicie bliskiej odległości mogłam obserwować przygotowania biegaczek i biegaczy. Ależ Oni są umięśnieni o prędkości z jaką pokonują dystans 100 czy 200 metrów już nawet nie wspominam. Do tej pory zawody lekkoatletyczne widziałam tylko w tv także nie przypuszczałam, że to jest takie tempo.


Miejsce pracy jakie mi przydzielono bardzo mi odpowiadało jeszcze z jednego powodu. Otóż znajdowałam się vis a vis areny zmagań tyczkarzy. Nie jest tajemnicą, że to właśnie ta dyscyplina na tym memoriale najbardziej mnie interesowała. To wszystko za sprawą Steve Lewisa, którego niesamowicie polubiłam i z którym (jesli chodzi o sportowców) spędziłam najwięcej czasu. 
Steve ku mojej radości wygrał konkurs skoku o tyczce i otrzymał okazałe trofeum.


Po dekoracji zabrałam Steve, który zasygnalizował, że jest głodny do pomieszczenia dla mediów gdzie był bardzo smaczny catering. Po drodze spotkaliśmy jeszcze Oscara Pistoriusa, któremu kibice po prostu nie dawali normalnie funkcjonować. Organizatorzy zadbali o to by miał On prywatnego ochroniarza, ale i On nie radził sobie z tłumem. Steve poprosił mnie aby Oscar mógł pójść z Nami. Oczywiście dało radę to zorganizować i Oscar mógł spokojnie zjeść i odetchnąć. Po ok 30 minutach załatwiłam chłopakom bus, który zabrał ich do hotelu. Oscar dziękując mi uściskał mnie a ja korzystając z mega sympatycznego dialogu ze Stevem postanowiłam zrobić sobie z nim zdjęcie.
Zdjęcia pomagają przecież utrwalić magiczne chwile z naszego życia :) a memoriał właśnie za takie uważam.


Jeśli mam być szczera to tak wkręciłam się w pracę, że nawet nie wiem kiedy skończył się memoriał. Zdążyłam wpaść jeszcze na wegetariańskiego kotleta ze szpinaku (rewelacja), napić się soku i trzeba było wracać na bieżnie. Większość sportowców bezpośrednio po zakończeniu konkursu w swojej dyscyplinie udała się do Marriottu więc i my mogliśmy na spokojnie, oficjalnie porobić sobie zdjęcia oraz przejść się po całym stadionie.
Kiedy zobaczyłam jednego z moich ulubionych biegaczy średniodystansowych Amerykanina Duane Solomona po prostu musiałam uchwycić Jego niesamowity uśmiech :)


Duane Solomon

Ah Ci lekkoatleci są zdecydowanie bardziej sympatyczni niż skoczkowie czy piłkarze. Może czas zmienić ulubioną dyscyplinę sportową?! :P

Moim prywatnym celem na memoriał było zrobienie sobie zdjęcia ze srebrną medalistką Igrzysk Olimpijskich z Londynu w rzucie młotem Anitą Włodarczyk. Od kilka lat jestem wielką fanką Jej włosów:). Ponieważ wcześniej Jej nie znałam nie mogłam wiedzieć jaka jest prywatnie chociaż obserwując zawody i wywiady można było przypuszczać, że jest sympatyczna. Teraz już wiem, że jest niesamowicie ciepłą i ambitną dziewczyną. Ha, to już druga taka osoba z Rawicza jaką przyszło mi poznać :)....
Każdy kto chciał mógł zrobić sobie z Nią zdjęcie, porozmawiać czy zdobyć Jej autograf. Z wielkiej kolejki jaka ustwaiła się przy wejściu na bieżnię po zakończeniu zmagań sportowych nikt nie został odprawiony z kwitkiem. I my wolontariusze chcieliśmy móc chociaż uścinąć Jej dłoń. Jako jedyna odważna posnawiłam zapytać czy jak już rozda wszystkim autografy poświęci chwilę naszej grupie. Zgodziła się bez wahania i po kilkunastu minutach podeszła do nas.  Ahh jestem pod ogromnym Jej wrażeniem. Swobodna, normalna chociaż niesamowicie silna i utalentowana osoba.... Pomimo kontuzji i różnych przeciwności losu zdobyła medal olimpijski... Niesamowicie imponują mi tacy ludzie.


Cel został osiągniety a kiedy stadion opustoszał zapakowaliśmy się do busa i wróciliśmy do Marriottu gdzie mieliśmy dopilnować by jak największa liczba sportowców trafiła na bankiet. Misja niemozliwa namówić zawodników aby wyszli z hotelu, wsiedli do autobusu i pojechali do restauracji oddalonej o kilka kilometrów. Po wielu perypetiach ostatecznie zebraliśmy kilkunastoosobową grupę sportowców i razem z Kasią podjęłyśmy się odstawienia Jamajczyków, Amerykanów oraz Ukraińców do samej restauracji. Z Kubą i Kasią mieliśmy tylko na chwilę wejść aby się napić a zostaliśmy prawie do samego końca... hmmm...Trzeba przyznać, że atmosfera była bardzo sympatyczna i każdy kto zdecydował się tam pojawić z pewnością wyszedł usatysfakcjonowany :)
Ja osobiście mogłam porozmawiać po czesku i słowacku z Zuzą (asystentką głównego menagera memoriału)... strasznie sympatyczna osoba, i cieszę się, że mogłam Ją poznać.
Mistrzem wieczoru a w zasadzie całego memoriału był Kenijczyk David Mutua, który delikatnie mówiąc przesadził z alkoholem i zaginął by potem odnalezć się pod Marriottem :).


Do domu dotarłam ok godziny 1:30... szybki prysznic, herbatka, i łóżko...  
Wcześniej zadeklarowałam, że w poniedziałek pomogę przy odjazdach zawodników, także trzeba było wstać ok. 6:00. Ale o tym w ostatniej części w której również podsumuję ten wspaniały wolontariat. 

Mějte se hezky

Anči

zdjęcia by Anyxx