1 maja 2011

Koncert One Republic

Ahoj,
jakieś półtora roku temu obiecałam sobie, że jeśli zespół One Republic przyjedzie do Polski tudzież pojawi się w którymś z sąsiednich krajów (miałam na myśli oczywiście Czechy lub Słowację:)) obowiązkowo udam się na ich koncert, bez względu na cenę biletu. Zespół ten poprzez swoją muzykę pomógł mi przetrwać kilka ciężkich momentów w życiu. Nie będę ukrywała, że piosenki takie jak "All fall down" czy słynna "Apologize" wyciągnęły mnie z niejednego psychicznego załamania.
Jak się okazało długo nie musiałam czekać na spełnienie jednego z kilku moich marzeń. Po powrocie z benefisu Adama Małysza załatwiając sobie bilety na koncert Zakopower przypadkowo natknęłam się na informację, że w klubie "Stodoła" 27. kwietnia odbędzie się koncert One Republic. Byłam trochę zaskoczona, ponieważ wcześniej nigdzie nie widziałam choćby najmniejszą wzmiankę o tym koncercie. Po dokładnym zapoznaniu się z oficjalnym terminarzem koncertów na stronie zespołu, gdzie była informacja o koncercie w Warszawie ale bez sprecyzowanego miejsca uwierzyłam i udałam się do eventimu w celu nabycia biletu. Kiedy trzymałam  go w ręku poczułam się spokojna i naprawdę szczęśliwa.
Rozpoczęło się zatem odliczanie dni.... dzięki Bogu w okresie oczekiwania było kilka ważnych wydarzeń między innymi dwudniowa konferencja czy też sesja naukowa poświęcona bliskiej mojemu sercu osobie, która od pewnego czasu wywiera wielki wpływ na moje życie. Mowa o śp. Profesorze Januszu Kurtyce. Z owych sesji wyniosłam bardzo wiele ważnych informacji potrzebnych do pracy nad moim projektem. W Krakowie spędziłam 5 fantastcznych dni za które dziękuję przede wszystkim Ewelinie:).

W końcu nadeszła upragniona środa 27.04 po pracy i obiedzie w wegetariańskiej restauracji "Green way", którą uwielbiam razem z moją koleżanką Asią pojechałyśmy do klubu "Stodoła". Jeśli chodzi o miejsce to muszę przyznać, że do tej pory nie wierzę, że taki zespół jak One Republic, który na całym świecie na swoich koncertach gromadzi setki, tysiące a może nawet i miliony ludzi gra w taiej klitce. Z całym szacunkiem dla "Stodoły" trzeba powiedzieć, że nie jest to jakiś ekskluzywny klub, który jest w stanie pomieścić choćby tysiąc osób. Kiedy weszłyśmy do środka nie było jakiegoś wielkiego tłumu. W pierwszych rzędach 14 - 15 letnie szalejące fanki. Też kiedyś taka byłam, doskonale pamiętam te stare jakże sympatyczne czasy, kiedy to wierzyłam, że świat do mnie należy, że mogę wszystko. Skrzypiąca podłoga i powoli zapełniająca się sala taki obraz początku koncertu zapamiętałam. Stanełyśmy stosunkowo blisko tak aby móc zrobić kilka zdjęć a pod stopami poczuć rytm doskonale znanych piosenek. Bardzo chciałam usłyszeć na żywo jedną z piosenek mojego życia "All fall down" oraz głośno zaśpiewać "Apologize". Jak się pózniej okazało udało się zrealizować tylko część tego marzenia tudzież założenia. Zespół nie zaśpiewał piosenki na którą tak czekałam.....:(. Na początku było dość drętwo, trzy piosenki zagrane serią i zero jakiegokolwiek kontaktu Ryana Teddera (solisty) z publicznością. Byłam zdezorientowana ale niepotrzebnie... chłopcy rozkręcali się z minuty na minutę.


Zapomniałam dodać, że koncert zaczął się z jakimś ok 30 minutowym opóźnieniem, ale czym jest takie opóźnienie w przypadku zespołu na który czeka się kilka lat. Jak udało mi się ustalić w czasie koncertu na sali zgromadzonych było ok 500 osób. W mojej głowie zrodziło się zatem pytanie, czy dla zespołu One Republic był to najmniejszy koncert świata?....
Po jakichś 15 minutach zarówno na scenie jak i wśród publiczności działy się już tylko przyjemne rzeczy. Zejścia Ryana ze sceny i bezpośredni kontakt z pierwszymi rzędami pobudził ludzi do śpiewania. Hity takie jak: "Secrets", "All the right moves", "Good life" czy oczywiście "Apologize" śpiewali wszyscy na czele ze mną :).  Nie będę ukrywać, że porządnie się wczułam :).


To są tzw momenty w życiu, których długo się nie zapomina. Bynajmniej ja tak mam :). Bardzo podoba mi się styl Ryana przede wszystkim kapelusz oraz obcisła koszulka :) hmmm. Warto jednak podkreślić również płynność w ruchach jaką posiada. To wszytko sprawia, że koncert grupy jest na prawdę czymś przyjemnym nie tylko dla ucha (oceniając Jego skalę głosu po prostu chapeau bas) ale i dla oka :)



Wydarzeniem, które zaskoczyło wszystkich było małe party jakie na scenie zafundowali sobie chłopcy i ich  menager. Jak się okazało koncert w Warszawie był ostatnim z bogatej i długiej europejskiej trasy koncertowej zespołu. Szampany, konfetti i coś co mnie trochę zniesmaczyło czipendejsi. Dokładnie czterej napakowani panowie prężący swoje ciała przed chłopakami z zespołu.... Nie wiem czy było to ustalone z członkami one republic czy była to niespodzianka od klubu Stodoła ale do mnie to nie przemawiało. Tego typu występy w ogóle mnie nie wzruszają. 
Był też miły akcent, który spowodował, że jeszcze bardziej polubiłam zespół. Grupa fanów w pierwszym rzędzie przyniosła sporą biało - czerwoną flagę. W pewnym momencie Ryan zszedł i ją zabrał. Początkowo tańczył z nią oraz przytulał się do niej następnie zawiesił flagę na bębnach perkusji. 




Koncert zakończył się jakoś po 22:00 i pomimo tego, że fani czekali zarówno na bisy jak i na podpisywanie plakatów chłopcy wybrali świętowanie. W sumie ciężko im się dziwić ale z drugiej strony niedosyt pozostał szczególnie z powodu braku piosenki "All fall down" ale przynajmniej mam motywację na wybranie się na kolejny koncert ONE REPUBLIC. 
Podsumowując jest to nadal jeden z moich ulubionych zespołów i ogromnie się cieszę, że udało mi się być na ich pierwszym koncercie w Polsce:) i posłuchać jak Ryan mówi po czesku:). Nie wiem czy faktycznie ma czeskie korzenie i czy jego rodzina pochodzi z Pragi ale Jego: prosím i dobrou noc po prostu mnie rozwaliło. Podobnie jak polskie dzięki dzięki :) :).
Asiu dzięki wielkie za miłe towarzystwo i oczekiwanie wiesz pod czym :D... Brian < Ryan< BRIAN :D.




A o to piosenka, której nie zagrali.... po powrocie do domu puściłam ją sobie i była to pełnia szczęścia :).
Zdravím


Anička
  

10 kwietnia 2011

Minął rok od największej tragedii w powojennej historii Polski.

Minął rok od największej tragedii w całej powojennej historii Polski.  10. kwietna 2010 roku o godzinie 8:41 (polskiego czasu) rządowy samolot z polską delegacją lecącą na obchody uroczystości 70. rocznicy zbrodni katyńskiej rozbił się pod Smoleńskiem. W tej niewyobrażalnej tragedii zginęło 96 osób w tym Prezydent Lech Kaczyński, Jego małżonka Maria Kaczyńska, politycy, wojskowi, duchowni, kombatanci ,przedstawiciele Rodzin Katyńskich oraz członkowie załogi. 
Świadomie piszę niewyobrażalna tragedia ponieważ do tej pory nie potrafię w nią uwierzyć, ani znalezć jakiegokolwiek sensu. W moim sercu nadal znajduje się otwarta rana. 
 
Była to zupełnie zwyczajna kwietniowa sobota. Ładna pogoda, dość ciepło, słońce nieśmiało przebijało się przez spore ilości kłębiących się chmur. Tak się złożyło, że musiałam jechać do pracy co strasznie mnie złościło, ponieważ zależało mi na obejrzeniu transmisji uroczystości obchodów 70. rocznicy zbrodni katyńskiej a szczególnie komentarza historycznego mojego idola prof. Janusza Kurtyki. Cóż jednak mogłam zrobić, poleciłam mamie obejrzenie i nagranie transmisji.  Zazwyczaj wstawałam dużo wcześniej aby na spokojnie się wyszykować oraz zrobić przegląd prasy w internecie. Tym razem jednak zaspałam i zrezygnowałam z uruchomienia komputera. Doprowadziłam się do stanu używalności i udałam się na przystanek. Jadąc tramwajem słuchałam muzyki Michaela Jacksona i czytałam jakąś książkę. Już nawet nie pamiętam cóż właściwie to było. Następnie przeniosłam się na stację metra Centrum i czekając na pociąg czytałam wiadomości pojawiające się na ekranie. Podano informację odnośnie problemów z lądowaniem samolotu rządowego lecącego na obchody do Katynia. Następnie jeśli dobrze pamiętam pisano o awarii na pokładzie. Pierwszą myślą jaka przeszła mi przez głowę było coś w stylu: kiedy wreszcie wymienią nam te samoloty dla vipów. Te, wciąż się psują. Nawet nie przypuszczałam, że stało się coś poważnego. Wsiadłam zatem do metra z postanowieniem, że kiedy już dojadę na stację Stokłosy zadzwonię do mamy i spytam co się dzieje.  Jechałam zasłuchana w muzykę i z nosem w książce. Mniej więcej w połowie drogi, otrzymałam smsa, od mojej koleżanki Olimpii o treści: "Ania, Prezydent nie żyje!".  Odpisałam pomiędzy stacjami : "Jak to nie żyje?. Jakoś mnie to nie bawi". Nie dostałam odpowiedzi, kiedy wyszłam z wagonu zadzwoniła do mnie mama: "Spadł samolot, Ania Oni wszyscy nie żyją. Prezydent, Janusz Kurtyka, Zbigniew Wassermann" powiedziała. Stanęłam jak wryta i zupełnie nie wiedziałam co robić. Ludzie na ulicy zachowywali się dokładnie tak samo. Panował totalny chaos i jakaś dziwna panika. Jedna Pani płakała, kilka osób chwytało za telefony komórkowe. Weszłam do pracy, trzymając kurczowo komórkę przy uchu mimo, że z nikim nie rozmawiałam. Zapytałam szefową czy słyszała co się stało. Powiedziała, że tak i kazała mi wejść do internetu aby przeczytać kto jeszcze leciał samolotem i czy może jednak ktoś nie przeżył. Sama chciałam jak najszybciej ustalić, czy Pan Janusz Kurtyka na pewno wsiadł na pokład. Kiedy zobaczyłam Jego nazwisko nie wytrzymałam i zaczęłam płakać. Nie miałam świadomości, że tylu wspaniałych ludzi leciało do Katynia. Czytanie tych nazwisk było jak dzganie serca nożem. Niektóre dzgnięcia były mocniejsze, niektóre słabsze ale  każde bardzo bolało..... Wszystkich tych wspaniałych ludzi przecież doskonale znałam. Z niektórymi się zgadzałam, z  innymi nie, jedni mi imponowali inni mniej ale byli ważni dla Polski byli ważni dla mnie. 
Nie nadawałam się do niczego, w zasadzie drogeria i cała galeria nie funkcjonowały, pracownic i klienci stali przed telewizorem wierząc w jakiś cud. Jednak filmy z miejsca tragedii nie dawały żadnych szans ... miazga po prostu miazga tyle zostało z samolotu Tu -154M. Tego widoku nie zapomnę do końca życia. Po zamknięciu sklepu, starałam się jak najszybciej wrócić do domu.... Pierwszy raz widzialam jak ludzie w metrze i w tramwaju płakali. Nikt nie wstydził się łez. Ja również nie.... W domu dokładnie to samo i tak w kółko. Telewizja, internet, płacz. Płacz, telewizja, internet. Nie wytrzymałam poszłam pod pałac prezydencki. Nie chciałam być sama. Musiałam być z ludzmi, którzy cierpią tak samo jak ja. 
Kolejne dni to wegetacja, zero radości, zero uśmiechu, ciągłe pytania DLACZEGO i stwierdzenia NIE ROZUMIEM..... 
Największym szokiem obok informacji o katastrofie, był dla mnie widok trumien ustawionych na płycie lotniska na Okęciu oraz ich przejazd przez Warszawę. Jeszcze nigdy nie widziałam w jednym momencie tragedii tylu osób, tylu trumien. Do tej pory jak o tym myślę łzy płyną mi po policzkach. 
Chyba nie jestem gotowa aby przejść z tym do porządku dziennego, żeby o tym pisać. Choć minął rok wspomniana na początku rana w sercu wciąż krwawi.





Są rzeczy, które my jako Polacy jesteśmy winni tym, którzy zginęli. Musimy o Nich pamiętać ale również kontynuować ich dzieła oraz podążać drogą jaką nam wyznaczyli. To właśnie jest misja - MISJA naszego życia. Pewnego dnia po drugiej stronie i tak wszyscy się spotkamy.
CZEŚĆ ICH PAMIĘCI!!!!

Ania

3 kwietnia 2011

Benefis Adama Małysza i emisja odcinka specjalnego JTM.

W sobotę 26. marca w Zakopanem odbył się benefis Adama Małysza podczas którego nasz mistrz zakończył  swoją bogatą karierę sportową.  Od momentu, gdy tylko dowiedziałam się iż tego typu impreza jest planowana wiedziałam, że na nią pojadę. Innej opcji w ogóle nie było. Zamieniłam się z szefową na pracujące soboty, nabyłam bilet i po sprawie.
W piątek po południu udałam się pociągiem Inter city do jednego z najcudowniejszych miast w jakich udało mi się do tej pory być tj do Krakowa. Nie przypuszczałam, że w pociągach IC potrafi znaleźć się aż tylu ludzi. Jak widać nie tylko w TLK (z którym mam tyle okropnych wspomnień) szaleją dzikie tłumy. Dobrze, że udało mi się kupić wcześniej bilet i mieć swoje własne miejsce z "poczęstunkiem" jak to nazywa obsługa składu.... :P.
Do Krakowa dojechałam o czasie, na peronie czekała już na mnie Ewelinka:), z którą od razu udałyśmy się na martini ze sprite musiałam odreagować :). Następnie jako, że robiło się już stosunkowo późno pojechałyśmy do domu, zjeść, pogadać, pooglądać dziwne filmy o duchach i iść spać. Cudownie, cudowny elektryczny koc który odegrał znaczącą rolę w nocnej regeneracji moich pleców sprawił, że mogłam wstać w sobotę o godzinie 5.00. Wyszykowana i najedzona  wsiadłam do autobusu jadącego do Zakopanego city. O dziwo droga była przyjemna i krótka, Zakopianka dosłownie pusta tylko pogoda niestety zaczynała się psuć.
Starałam się jednak o tym nie myśleć. Liczyło się dla mnie tylko to, że po prawie dwóch latach przerwy, znowu znajdę się w tym wspaniałym miejscu, poczuję atmosferę konkursu skoków oraz zjem najlepsze frytki na świecie :).
Tego dnia dieta Dukana nie istniała miałam jeść, jeść i jeszcze raz jeść i po prostu dobrze się bawić :).
Do godziny 11:00 miałam odebrać akredytacje, dlatego też pierwszym miejscem w które się udałam była bacówka RMF fm. Następnie spacer pod skocznie i spotkanie z Kasią i jej chłopakiem. Zaproponowałam abyśmy wspólnie poszli na frytki spadolini do karczmy "Zagroda". Frytki z serem żółtym w tym lokalu  są najlepsze. Super, że w końcu miałam okazję osobiście poznać Kasię :).
Po spotkaniu i przejściu zatłoczonymi Krupówkami jak za starych dobrych czasów skokowych (kibice, trąby, flagi itd, itp) umówiłam się z Dorotą. Poszłyśmy do sławnej pizzeri "Adamo".  Zjadłam małą pizzę a co tam jak szaleć to szaleć :D. I udałyśmy się na skocznię.


Wchodząc miałam wrażenie, że witam wiosnę. Śnieg był tylko na samym obiekcie, trybuny obrastała już zielona trawka.... ale wyglądało na to, że konkurs powinien się odbyć bez większych problemów. Znalazłam swoje miejsce na sektorze dla fotoreporterów i obserwowałam rozwój wydarzeń. Trzeba przyznać, że tylu kibiców w Zakopanem nie pamiętam  od Pucharu Świata w 2004 roku. Całą imprezę sponsorował Red Bull a przygotowaniem zajęła się TVP 1. Do godziny 16.30 wszystko wyglądało super. Na scenie pojawili się zaproszeni przez Adama Małysza najlepsi skoczkowie świata z Thomasem Morgensternem, Gregorem Schlierenzauerem i Simonem Ammannem na czele. Każdy z Nich dwukrotnie zakręcił kołem fortuny losując dla siebie odległości, do których mieli się zbliżyć w swoich skokach. Widok rozradowanego Jakuba Jandy, jedynego przedstawiciele mojego ulubionego czeskiego teamu był bezcenny.




Niestety podczas występu zespołu Wilki, który zagrał najbardziej kojarzącą się ze skokami polską piosenkę "Bohema" - "Lecę bo chcę, lecę bo wolność to zew....", zaczął padać gęsty i mokry śnieg. Powodował on zasypywanie toru najazdowego i skakanie w takich warunkach było na prawdę bardzo ryzykowne. Organizatorzy nie zdecydowali się rozpocząć konkursu i zarządzili ponad godzinną przerwę. W tym czasie na scenie występowały zaproszone zespołu między innymi: Papa D, Bracia, Blue cafe. Jednym słowem dramat.... Nie miało to większego znaczenia kiedy na scenie pojawił się zespół Zakopower (który wręcz uwielbiam) z Sebastianem Karpielem Bułecką na czele :). Chłopcy zagrali trzy piosenki "Zbuntowany anioł", "Nie bo nie" (<3) oraz "Galop". Zabawa była świetna, i udało mi się zastosować mój obowiązkowy manewr na koncerty. On na scenie, ja pod sceną, wszyscy za mną nikt przede mną :D.



Uwielbiam ich i to dosłownie :).
Jak się domyślacie po długim oczekiwaniu, (Boże dziękuję za akredytację, bo chyba tylko dzięki niej nie zmarzłam i nie jestem teraz mega chora), konkurs się odbył, ale nie były to już skoki do celu a normalne pojedyncze skoki. Wystartować nie zdecydowała się większość przybyłych skoczków. Na belce zobaczyliśmy zaledwie kilku zawodników. Polaków, Rosjan, JAKUBA JANDĘ, Simona Ammanna i oczywiście ADAMA MAŁYSZA, inni po prostu się przestraszyli a ja pozostawiam to bez komentarza. Odległości nie miały żadnego znaczenia, chodziło o to aby podziękować wielkiemu skoczkowi, który przez tak wiele lat dostarczał tylu emocji i wzruszeń.


Po skoku koledzy Adama z kadry przygotowali dla Niego szpaler z nart pod którym Mistrz przejechał, następnie wylądował na ramionach Kamila Stocha i Stefana Huli.



Przez ten okropny śnieg cały plan benefisu, uległ zmianie Adam Małysz skoczył dopiero przed godziną 19:00 dlatego też zrezygnowano z koncertów i na zakończenie oprócz tańców do 60 tys zgromadzonych kibiców przemówił On sam. To były najbardziej wzruszające chwile całego benefisu. Piosenka "We are the champions", łzy w oczach Mistrza, ukłony kibiców i gromkie dziękuję. Przypomniało mi się całe 11 lat, tych pięknych 11 lat, które jestem związana ze skokami narciarskimi.
MISTRZ BYŁ, JEST I BĘDZIE TYLKO JEDEN!

W przerwie kiedy oczekiwano na ostatni skok Adama Małysza w Telewizji wyemitowano wydanie specjalne programu "Jaka to melodia" z moim udziałem. Muszę przyznać, że wypadło świetnie i pokazali to na czym mi najbardziej zależało czyli podziękowania jakie złożyłam Małyszowi. To dla mnie zaszczyt, że emisja odbyła się tego dnia kiedy pożegnanie Mistrza. Było to dla mnie coś na prawdę ważnego i symbolicznego. Oto kulisy programu:


Dziękuję wszystkim za miłe słowa oraz trzymane kciuki :).
Pozdravy

Ančík


11 marca 2011

Ania w "Jaka to melodia".

Ahoj,
ostatnio w moim życiu dzieje się wiele dziwnych rzeczy. Od chorych niedomówień, poprzez niesamowite niespodzianki aż po występ w programie "Jaka to melodia". O tym ostatnim chciałam napisać. Zatem od początku....

Wszystko zaczęło się w minioną środę wtedy też zadzwoniła do mnie Ola (osoba zajmująca się rekrutacją uczestników do "Jaka to melodia")z zapytaniem czy nie wzięłabym udziału w nagraniu specjalnego wydania programu poświęconego Adamowi Małyszowi.
Przecierałam oczy ze zdumienia jednocześnie zastanawiając się skąd oni po tylu latach (ostatni raz w JTM byłam jakieś 5 lat temu) wzięli mój numer. Ani się do nich nie odzywałam ani nie poszłam na casting hmmm :O.Okazało się, że przeszukali wiele segregatorów w archiwum wiedząc tylko tyle, że mam na imię Ania i, że podczas ostatniego nagrania opowiadałam bardzo dużo o skokach narciarskich. Po kilku dniach udało się znaleźć mój kwestionariusz stąd też telefon.
Początkowo chciałam odmówić w związku z zapaleniem krtani jakie mi doskwierało i uniemożliwiało mówienia ale pomyślałam, że do soboty (5.03 - termin nagrania) powinno mi przejść.
Czego się nie robi dla Adama, który w tak znaczący sposób wpłynął na moje życie. Generalnie był to świetny sposób aby publicznie podziękować MISTRZOWI i zakończyć tę wielką część mojego życia (ponad 12 lat) zwaną miłość do skoków narciarskich. Muszę dodać najlepszy czas jakiego do tej pory doświadczyłam.....
Czas beztroski, uśmiechu, pierwszych miłości, nowych znajomości, przyjaźni itd.....Dokładnie tak!!!, wszystko to zawdzięczam Adamowi Małyszowi. Za co jestem i będę mu wdzięczna do końca życia. Smutno, że podjął decyzję o zakończeniu kariery. Wraz z nim odchodzi kawałek, spory kawałek mnie. Pozostają tylko wspomnienia i zdjęcia. Ale przynajmniej tego co przeżyłam nikt, nigdy mi nie zabierze.
Wracając do "Jaka to melodia". Zgodziłam się i pojechałam w sobotę do telewizji.
Kazano mi być na 12:30 jak się okazało niepotrzebnie ponieważ samo nagranie rozpoczęło się o godzinie 17:00. W związku z tym, że przed nami swój odcinek nagrywali artyści a raczej "artyści": Zbigniew Zamachowski, Wojciech Malajkat i Katarzyna Piasecka. Takich apatycznych i snobistycznych ludzi już dano nie widziałam. W ogóle nie wypominam Zamachowskiemu spóźnienia, przez które siedziałam bezczynnie w bufecie starając się konwersować z rywalami (Łukaszem i Robertem). Skoro już o konkurentach mowa, wybrali młodych, sympatycznych ludzi aczkolwiek co akurat dla mnie nie było zbyt pomyślnym prognostykiem świetnych graczy. Obaj wygrali już kilka odcinków łącznie z finałami miesiąca. Patrząc na aktualną moją wiedzę muzyczną, która teraz nie jest zbyt rozległa (np w porównaniu do mojego poprzedniego występu, gdzie udało mi się wygrać prawie 1900 zł). Ostatnimi czasy inne rzeczy pochłaniały moją uwagę historia, polityka, literatura i muzyka ale na pewno nie taka serwowana w JTM. Niestety z przykrością muszę stwierdzić, że twórcy programu nie decydują się na puszczanie Linkin Park, Metallicy, Red Hot Chili Peppers o New Politics już nawet nie wspominam, a król Michael Jackson jest bardzo rzadko.
Odpadałam zatem w przedbiegach ale to nie popsuło mi dobrego humoru i chęci edukacji zgromadzonych w studio ludzi w tematyce skoków narciarskich. Nieskromnie mówiąc moja wiedza rozłożyła ich na łopatki co w związku z tym, że jestem dziewczyną jest wręcz niebywałe. Chłopcy kompletnie nic nie wiedzieli o skokach i trzeba było im na poczekaniu wymyślać historyjki dotyczące ich powiązań z Adamem Małyszem. Było przy tym oczywiście wiele śmiechu.


Zabawę przerwali nam Panowie, którzy mieli nakręcić z nami krótkie filmiki zza kulis. Ja poszłam na drugi ogień opowiadając i demonstrując na korytarzu na czym polega poprawny skok i jak powinien wyglądać ten najwyżej oceniany. Wyglądało to komicznie. Z boku stał Robert Janowski (prowadzący program) przypatrując się temu co tam wydziwiam jednocześnie bijąc brawa :D.
Po 15 minutach kręcenia udałam się do charakteryzatorni, gdzie zaczęto malować mi oczy. W między czasie, ktoś wpadł na pomysł, by namalować nam na twarzach biało - czerwone flagi aby bardziej oddać nastrój sportowy.


Zaproponowałam czy mogę mieć na twarzy biało - czerwone serduszko. Wyrażono zgodę i Pani makijażystka stworzyła wspomniane dzieło :D. Wyglądało całkiem fajnie a po ozdobieniu brokatem nawet świetnie. Następnie jeszcze poprawiono mi fryzurę i zaczęły się kolejne krótkie wywiady. Po wszystkich przygotowaniach nastąpiła przerwa obiadowa, którą wykorzystałam na obejrzenie kilku skoków z konkursu drużynowego na dużej skoczni na Mistrzostwach Świata w Oslo. Trudno w to uwierzyć ale w bufecie pojawiłam się akurat w tym momencie gdy na belce startowej zasiadał Jan Matura :). Jakże byłam szczęśliwa, że udało mi się Go zobaczyć.


Około godziny 17:00 nareszcie zaproszono nas do studia. Podpięto nam mikrofony i zaczęło się nagranie. Niestety pomimo tego, że był to odcinek poświęcony Adamowi Małyszowi, żadne piosenki związane z tematem się nie pojawiły. Muszę przyznać, że trochę nie rozumiem logiki i po prostu byłam rozczarowana. Jaki problem było dać piosenki typu: "We are the champions", "Biała armia", "Bohema", "We are need another hero" itd. No cóż pozostawiam bez komentarza.
Tak jak przypuszczałam (zresztą nie mogło być inaczej również z innych względów) odpadłam w drugiej rundzie. Rywale byli bezkonkurencyjni i walczyli ze sobą i z czasem. Ja jednak zrobiłam to po co przyszłam na Woronicza. Zaprezentowałam swoją wiedzę, i podziękowałam MISTRZOWI. Dodatkowo zarobiłam 280 zł a w zasadzie 300 zł, nawiązałam nowe znajomości i przywiozłam do domu sławny kuferek. Finał wygrał Robert ale tym razem nie chodziło o pieniądze a o dobrą zabawę. Po wyłączeniu kamer przyszła do nas Pani reżyser i ze łzami w oczach przyznała, że już dawno nie było tak ciekawego i sympatycznego odcinka. Dodatkowo rozpływała się na tym jaka to jestem fajna i jak pięknie mówiłam o skokach i Adamie Małyszu. Zdradziła też, że to ona mnie pamiętała i bardzo chciała ściągnąć do tego wydania odcinka. Gratuluję cierpliwości. Szukano informacji o mnie podobno kilkanaście dni :D.


Podsumowując zabawa była genialna a i moja samoocena znacząco wzrosła co było mi potrzebne, szczególnie w tym trudnym dla mnie okresie.
Do "Jaka to melodia" jeszcze wrócę.... muszę się tylko podszkolić i przypomnieć sobie to wszystko co jeszcze kilka lat temu dobrze wiedziałam. Wtedy też poszaleję i zmasakruję rywali. Może znowu trafię na Łukasza :P.

To tyle na dzisiaj, dziękuję Kasi i Michałowi za towarzystwo:), a Łukaszowi i Robertowi za zdrową rywalizację i dobrą zabawę.

Zdravím Vás!


Ančík


PS: Gdyby ktoś chciał zobaczyć w tv opisany odcinek.  Emisja odbędzie się 26.03.2011 najprawdopodobniej o godzinie 18:30.

7 lutego 2011

Czas powrotu...

Ahojky,
zainspirowana namowami znajomych i nieznajomych ludzi po ponad rocznej przerwie zdecydowałam się powrócić do pisania bloga.
 Jak się pewnie domyślacie przez rok wiele się wydarzyło, wiele pozmieniało.... Obiecuję, że systematycznie będę się starała wszystkie najważniejsze zmiany opisać i wyjaśnić.

Podjęłam decyzję, o poszerzeniu tematyki owego bloga oprócz moich ukochanych Czech <3, muzyki, i skoków narciarskich będę pisała również o historii (w związku z projektem życia, ale o nim później) oraz polityce, w którą zupełnie nie wiedzieć czemu się wplątałam.

Jedno jest pewne jestem tu gdzie jestem i póki co nie zamierzam tego zmieniać.

Mějte se pěkně


Ančík