W piątek po południu udałam się pociągiem Inter city do jednego z najcudowniejszych miast w jakich udało mi się do tej pory być tj do Krakowa. Nie przypuszczałam, że w pociągach IC potrafi znaleźć się aż tylu ludzi. Jak widać nie tylko w TLK (z którym mam tyle okropnych wspomnień) szaleją dzikie tłumy. Dobrze, że udało mi się kupić wcześniej bilet i mieć swoje własne miejsce z "poczęstunkiem" jak to nazywa obsługa składu.... :P.
Do Krakowa dojechałam o czasie, na peronie czekała już na mnie Ewelinka:), z którą od razu udałyśmy się na martini ze sprite musiałam odreagować :). Następnie jako, że robiło się już stosunkowo późno pojechałyśmy do domu, zjeść, pogadać, pooglądać dziwne filmy o duchach i iść spać. Cudownie, cudowny elektryczny koc który odegrał znaczącą rolę w nocnej regeneracji moich pleców sprawił, że mogłam wstać w sobotę o godzinie 5.00. Wyszykowana i najedzona wsiadłam do autobusu jadącego do Zakopanego city. O dziwo droga była przyjemna i krótka, Zakopianka dosłownie pusta tylko pogoda niestety zaczynała się psuć.
Starałam się jednak o tym nie myśleć. Liczyło się dla mnie tylko to, że po prawie dwóch latach przerwy, znowu znajdę się w tym wspaniałym miejscu, poczuję atmosferę konkursu skoków oraz zjem najlepsze frytki na świecie :).
Tego dnia dieta Dukana nie istniała miałam jeść, jeść i jeszcze raz jeść i po prostu dobrze się bawić :).
Do godziny 11:00 miałam odebrać akredytacje, dlatego też pierwszym miejscem w które się udałam była bacówka RMF fm. Następnie spacer pod skocznie i spotkanie z Kasią i jej chłopakiem. Zaproponowałam abyśmy wspólnie poszli na frytki spadolini do karczmy "Zagroda". Frytki z serem żółtym w tym lokalu są najlepsze. Super, że w końcu miałam okazję osobiście poznać Kasię :).
Po spotkaniu i przejściu zatłoczonymi Krupówkami jak za starych dobrych czasów skokowych (kibice, trąby, flagi itd, itp) umówiłam się z Dorotą. Poszłyśmy do sławnej pizzeri "Adamo". Zjadłam małą pizzę a co tam jak szaleć to szaleć :D. I udałyśmy się na skocznię.
Wchodząc miałam wrażenie, że witam wiosnę. Śnieg był tylko na samym obiekcie, trybuny obrastała już zielona trawka.... ale wyglądało na to, że konkurs powinien się odbyć bez większych problemów. Znalazłam swoje miejsce na sektorze dla fotoreporterów i obserwowałam rozwój wydarzeń. Trzeba przyznać, że tylu kibiców w Zakopanem nie pamiętam od Pucharu Świata w 2004 roku. Całą imprezę sponsorował Red Bull a przygotowaniem zajęła się TVP 1. Do godziny 16.30 wszystko wyglądało super. Na scenie pojawili się zaproszeni przez Adama Małysza najlepsi skoczkowie świata z Thomasem Morgensternem, Gregorem Schlierenzauerem i Simonem Ammannem na czele. Każdy z Nich dwukrotnie zakręcił kołem fortuny losując dla siebie odległości, do których mieli się zbliżyć w swoich skokach. Widok rozradowanego Jakuba Jandy, jedynego przedstawiciele mojego ulubionego czeskiego teamu był bezcenny.
Niestety podczas występu zespołu Wilki, który zagrał najbardziej kojarzącą się ze skokami polską piosenkę "Bohema" - "Lecę bo chcę, lecę bo wolność to zew....", zaczął padać gęsty i mokry śnieg. Powodował on zasypywanie toru najazdowego i skakanie w takich warunkach było na prawdę bardzo ryzykowne. Organizatorzy nie zdecydowali się rozpocząć konkursu i zarządzili ponad godzinną przerwę. W tym czasie na scenie występowały zaproszone zespołu między innymi: Papa D, Bracia, Blue cafe. Jednym słowem dramat.... Nie miało to większego znaczenia kiedy na scenie pojawił się zespół Zakopower (który wręcz uwielbiam) z Sebastianem Karpielem Bułecką na czele :). Chłopcy zagrali trzy piosenki "Zbuntowany anioł", "Nie bo nie" (<3) oraz "Galop". Zabawa była świetna, i udało mi się zastosować mój obowiązkowy manewr na koncerty. On na scenie, ja pod sceną, wszyscy za mną nikt przede mną :D.
Jak się domyślacie po długim oczekiwaniu, (Boże dziękuję za akredytację, bo chyba tylko dzięki niej nie zmarzłam i nie jestem teraz mega chora), konkurs się odbył, ale nie były to już skoki do celu a normalne pojedyncze skoki. Wystartować nie zdecydowała się większość przybyłych skoczków. Na belce zobaczyliśmy zaledwie kilku zawodników. Polaków, Rosjan, JAKUBA JANDĘ, Simona Ammanna i oczywiście ADAMA MAŁYSZA, inni po prostu się przestraszyli a ja pozostawiam to bez komentarza. Odległości nie miały żadnego znaczenia, chodziło o to aby podziękować wielkiemu skoczkowi, który przez tak wiele lat dostarczał tylu emocji i wzruszeń.
Po skoku koledzy Adama z kadry przygotowali dla Niego szpaler z nart pod którym Mistrz przejechał, następnie wylądował na ramionach Kamila Stocha i Stefana Huli.
Przez ten okropny śnieg cały plan benefisu, uległ zmianie Adam Małysz skoczył dopiero przed godziną 19:00 dlatego też zrezygnowano z koncertów i na zakończenie oprócz tańców do 60 tys zgromadzonych kibiców przemówił On sam. To były najbardziej wzruszające chwile całego benefisu. Piosenka "We are the champions", łzy w oczach Mistrza, ukłony kibiców i gromkie dziękuję. Przypomniało mi się całe 11 lat, tych pięknych 11 lat, które jestem związana ze skokami narciarskimi.
MISTRZ BYŁ, JEST I BĘDZIE TYLKO JEDEN!
W przerwie kiedy oczekiwano na ostatni skok Adama Małysza w Telewizji wyemitowano wydanie specjalne programu "Jaka to melodia" z moim udziałem. Muszę przyznać, że wypadło świetnie i pokazali to na czym mi najbardziej zależało czyli podziękowania jakie złożyłam Małyszowi. To dla mnie zaszczyt, że emisja odbyła się tego dnia kiedy pożegnanie Mistrza. Było to dla mnie coś na prawdę ważnego i symbolicznego. Oto kulisy programu:
Dziękuję wszystkim za miłe słowa oraz trzymane kciuki :).
Pozdravy
Ančík
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz