Ahoj,
ostatnio w moim życiu dzieje się sporo ciekawych, sportowych rzeczy. Korzystając z okazji, że aktualnie przebywam w Czechach pojawiłam się na Mistrzostwach Świata Juniorów w narciarstwie klasycznym w Libercu (półtora tygodnia temu) a w ponidziałek wróciłam z Harrachova gdzie w weekend odbywały się konkursy Pucharu Świata na mamuciej skoczni Certak. Relację rozpocznę od Harrachova ponieważ emocje są świeże i naprawdę jest o czym pisać.
Do Harrachova jechałam chora. Prawie 39 topniowa gorączka, katar, ból głowy a przede wszystkim gardła sprawiły, że wahałam się czy w ogóle wsiąść w autobus. Nafaszerowana lekami jednak wsiadłam.... Harrachov przywitał mnie okropną pogodą. Mokry, gęsto sypiący śnieg, minusowa temperatura i silny wiatr. Czyli w sumie harrachovska klasyka. To miasteczko słynie z tego, że pogoda w zimie zawsze jest kapryśna. Dodam, że tego samego dnia w Pradze było jakieś + 8-10 stopni i całkowity brak sniegu. Ah mój organizm doznał szoku. Szczęśliwie jednak dotarłam do hotelu Svrnost po ponad 20 min oczekiwaniu na transport. Sam hotel to mieszanka prl-owskiego stylu ze szczyptą nowoczesności ale jak to się mawia darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda. Odebrałam akredytację OC, zaniosałam rzeczy do pokoju i spotkałam się z Ondrą i Anicką. Wspólnie skoczyliśmy na kolacje najlepszą ze wszystkich jakie otrzymaliśmy podczas krótkiego pobytu w Svrnosti. Panierowany filet z ryby zdecydowanie dawał radę:).
Muszę przyznać, że atmosfera panująca u organizatorów była dość napięta. Wyczuwało się spore zdenerwowanie i podirytowanie niektórych osób. W sumie nie ma co się dziwić ten PŚ był swoistą próbą przed przyszłorocznymi Mistrzostwami w lotach a pogoda jak zawsze chciała pokrzyżować plany zaprezentowania się obiektu z jak najlepszej strony.
Czwartek skończył się dla mnie dość szybko. Z powodu wysokiej gorączki zaprzyjazniłam się najpierw z prysznicem a następnie z łóżkiem i telewizorem :). Popisałam jeszcze z George, któremu przekazałam % smutku spowodowany Jego nieobecnością w Harr a potem dość spokojna zasnęłam.
Piątkowe przedpołudnie było wolne także porządnie się wyspałam, pouczyłam się norweskiego ale niestety dalej dokuczało mi kiepskie samopoczucie. Gorączka nie dawała za wygraną ale ja nie zamierzałam się poddać. Chciałam zobaczyć skoki i żadna choroba nie mogła pokrzyżować mi planów.
Treningi i kwalifikacje odbyły się bez większych problemów. Wiadomo wiało ale skończyło się na kilku przerwach i skakało się dalej.
Niestety do Harrachova nie przyjechało wielu czołowych zawodników PŚ takich jak Andreas Kofler, Thomas Morgenstern, Anders Bardal czy Tom Hilde. W związku z tym momentami bywało nudnawo.
Kwalifikacje wygrał mój dobry znajomy z Liberca :D Jaka Hvala. Mnie jednak najbardziej ucieszył 200 metrowy skok Janka. Cieszę się również, że moja akredytacja umożliwiała mi dostęp do wszystkich zakamarków skoczni Certak. Dzięki temu przemieszczałam się i oglądałam skoki z przeróżnych miejsc i perspektyw. Akcją dnia była zdecydowanie rekacja pewnego trenera na mój widok (mina po prostu epicka). Hmm ewidentnie był zaskoczony, że widzi mnie na skoczni po prawie 3 latach :D.
Nie ma co ukrywać, że na skoczni dostrzegłam wielu starych znajomych. Z niektórymi porozmawiałam z innymi nie ale cóż rzec niewątpliwie to kolejny wyjazd z cyklu tych wspomnkowych.
Piątek dobiegł końca a ja ponownie zamiast imprezy wybrałam łóżko z nadzieją, że w sobotę obudzę się zdrowa.
Kiedy obudziłam się w sobotę faktycznie czułam się lepiej. Zaaplikowałam sobie zdwojoną dawkę leków i nareszcie nie bolała mnie głowa. Do godziny 13.00 siedzieliśmy w hotelu oglądając telewizję, przeglądając strony internetowe a ja starałam się też wygospodarować trochę czasu na norweską gramatykę.
Na skocznie razem z Anickou udałyśmy sie busem którym również podróżowali trenerzy. Ahh był taki jeden na którego miło było popatrzeć zwłaszcza wtedy gdy się uśmiechał :) ale Jego tożsamość zachowam dla siebie :). Dzień zatem rozpoczął sie bardzo ale to bardzo przyjemnie. Wychodząc z busa zauważyłam, że wiatr zaczął się wzmagać. Wierzchołki drzew kołysały się to w jedną to w drugą stronę. Niestety z minuty na minutę robiło się coraz gorzej...
Było jasne, że w takich warunkach nie będzie się skakać. Mimo wszystko z różnych przyczyn, których nie będę tutaj opisywać decyzję odkładano kilkukrotnie. Ostatecznie jednak konkurs przełożono na niedzielę na godzinę 9.00.
Szczególnie mnie to nie zmartwiło ponieważ ponownie dała o sobie znać gorączka. Najlepsi skoczkowie na czele z Jankiem weszli na skocznię aby pomachać publiczności, która o dziwo zjawiła się dość tłumnie. 80 % stanowili Polacy w większości niestety pijani ale cóż zrobić....
Udało mi się porozmawiać chwilę z Jankiem (który cóż powiedzieć jest teraz rozchwytywany) i zrobić zdjęcie na fan page, który wspólnie prowadzimy.
I ten fakt jak widać nie umknął czujnym oczom paparazzi :D
Staram się zrozumieć to wielkie zainteresowanie osobą Janka. Od kilku sezonów czeskie skoki nie miały bardzo dobrego skoczka a tu nagle niespodziewanie jakby fenix z popiołów pojawił się "doświadczony, weteran skoczek Jan Matura", jak zwykli o Nim mówić "mądrzy" komentatorzy. Wszystko pięknie ale nie mogę nie zauważyć, że jestem świadkiem strasznego zakłamania. Ludzie, którzy jeszcze do niedawna skreślali Janka, sugerowali, że powinien zakończyć karierę teraz opalają się w blasku Jego sukcesu opowiadając, że mają w tym swój udział. Ja się pytam gdzie byli, gdy Jankowi się nie wiodło?, gdzie byli gdy rozważał zakończenie kariery?, gdy musiał sam organziować sobie pieniądze żeby jechać na zawody?, gdy plątał się po konkursach pucharu kontynentalnego?.... Czy ten Pan, który teraz tak bardzo się cieszy i przypisuje sobie zasługi, których nie ma może patrzeć w lustro?... ŻENADA!!!
Jestem ciekawa co ma teraz do powiedzenia Pan Schallert, który w 2009 roku nie nominował Janka na Mistrzostwa Świata w Libercu i mówił o Nim wiele niekoniecznie miłych słów....
Sobotni wieczór spędziłam już poza hotelowym pokojem. Zdecydowałam, że skoczę na piwo a potem się zobaczy. Pierwszy przystanek Jeam Beam Bar gdzie udałam się wspólnie ze starymi znajomymi.... Był Dave był Hubert, był Mosin i reszta starej dobrej bandy.... spotkałam też Janka Mazocha i pogadałam z Luckou.... Tak jak wspominałam powrót do dawnych lat hej!
Po piwku udaliśmy się na disco... klub Appache - dziwaczne miejsce...ciemno, a wnętrze w surowym stanie. Wylany beton i tyle. Nie miało to dla mnie jednak większego znaczenia. Miałam ogromną ochotę potańczyć i się wyładować. Do Harrachova przyjechały ViVi i Socze a więc zaczęłyśmy wspólnie okupować parkiet. Mistrzem wieczoru był zdecydowanie Vitek Hacek :D i perkusista który po prostu wymiatał na bębnach. Wyskakałam się i mogłam udoskonalić swój Jackson style ;). Do hotelu wróciłam przed 3.00 i po szybkim prysznicu wskoczyłam do łóżka.
Największe emocje miały miejsce jednak w sobotę. Opłacało się wcześnie wstać, żeby zobaczyć to co na skoczni wyczyniał Janek. Nadal brakuje mi słów, żeby opisać to co czułam. Powinnam już przywyknąć do wysokich lokat zajmowanych przez Honze ale po raz pierwszy widziałam to z tak bliska. Mogłam mu pogratulować, uścisnąć dłoń, widzieć Jego uśmiech. Lol to zdecydowanie jedne z najpiękniejszych chwil w moim życiu. Po pierwszym konkursie w którym Janek zajął trzecie miejsce dzięki skokom na odległość: 206,5 m oraz 183,5 m łzy popłynęły mi z oczu. Czułam prywatną satysfakcję, ponieważ wiedziałam, że ten moment kiedyś przyjdzie. Niejednokrotnie rozmawiałam o tym z Jankiem. Teraz wiem, że warto było czekać i wierzyć...
Przed Jankiem znalezli się tylko Jego dobry kolega Robert Kranjec i niestety Gregor Schlierenzauer, który wygrał 47 raz w swojej karierze i tym samym pobił rekord Mattiego Nykaenena. To jednak kompletnie umknęło mojemu zainteresowaniu. Liczył się tylko jeden MISTRZ - JAN MATURA!!!!
Drugi konkurs zakończył się na jednej serii. Warunki atmosferyczne były ciężke oprócz wiatru zawodnikom przeszkadzał jeszcze padający śnieg. Wielu skoczków ledwo przekraczało granicę 160 m. Na szczęście Janek poradził sobie z tylnim wiatrem i skoczył 194,5 m co tym razem pozwoliło mu zająć 2 miejsce. Tuż za Gregorem Schlierenzauerem do którego stracił zaledwie 4,6 pkt.
Kolejna wielka dawka szczęścia zarówno dla Janka i Jego uroczej rodzinki jak i dla mnie :)
sport.cz
Rozpisałam się dlatego chyba już skończę resztę przemyśleń zachowując dla siebie. Honzo Děkuju!!!! - Jsi Mistř!!!
Podsumowując.... abstrahując od tego co przeżyłam dzięki Jankowi nadal nie lubię Harrachova i mam nadzieję, że minie sporo czasu zanim ponownie się tam pojawię.
Anička