10 marca 2013

CoC Liberec 2013

Ahoj,
kolejne po Wiśle konkursy Pucharu Kontynentalnego odbyły się w moim ukochanym Libercu. Zważywszy na to, że w Wiśle bawiłam się świetnie oraz na to, że z Pragi do Liberca jest tylko godzina drogi nie mogło mnie tam zabraknąć. Ten wyjazd w odróżneniu od Wisły planowałam od bardzo dawna. Do Liberca pojechałam w piątek najwcześniej jak tylko mogłam tzn. o godzinie 10:00. Prawda jest taka, że w tym mieście zawsze mam co robić... Po godzinie byłam już na miejscu trochę zdenerwowana bo nie wiedziałam co przyniesie los ale z uśmiechem na twarzy poszłam do hotelu. Po zameldowaniu się i oczywiście skontrolowaniu facebooka udałam się do mojej ulubionej wegetariańskiej restauracji "Anandy", gdzie zjadłam kilka niesamowicie smacznych obiadów podczas Mistrzostw Świata Juniorów. Ahh karbanatki s pecenymi bramborami i miska wymyślnych sałatek po prostu palce lizać. Jak widać bezmięsne jedzenie może być naprawdę smaczne a człowiek nie przyczynia się do zabijania świnek i krówek :)
W drodze powrotnej urządziłam sobie długi spacer.... Skoro w tym dniu na skoczni nie odbywały się żadne treningi mogłam sobie na to pozwolić. 
Wieczór spędziłam w towarzystwie mojej koleżanki Misi, (którą poznałam na MSJ) oraz jej znajomych. Bar Panda kilka piw i sympatyczne a zarazem inteligentne historyczne rozmowy a przed tym jak wyładowała mi się bateria w telefonie również słodka konwersacja z prywatnym George na facebookowym czacie :D... Ok godziny 1:00 wróciłam do hotelu,  długi prysznic a następnie zasłużony odpoczynek.

W sobotę obudziłam się o godzinie 7.00 stosunkowo wcześnie ale emocje nie dawały pospać dłużej. O 10:00 wraz z Danni pojechałyśmy samochodem na skocznię. Muszę przyznać, że droga na górę była bardzo niebezpiczna i w ogóle nie przygotowana. Ahhh kocham organizację tego Pucharu kontynentalnego  . Wszyscy robili co chcieli, nie było akredytacji o kibicach już nawet nie wspominam. Puste trybuny do których przejście torował wysoki na kilkadziesiąt centymetrów śnieg.



Po kilkudziesięciu minutach na skocznie dotarła Agnieszka razem ze swoją siostrą. Po krótkiej konwersacji rozpoczęłyśmy operację o nazwie - robienie zdjęć.
Naszą największą radość wzbudziła obecność na skoczni Floriana Liegla. Aktualnie trenera austriackiej kadry B a kilka lat temu świetnego skoczka. Dodam, że jednego z moich ulubionych. Zawsze fascynowała mnie Jego niebanalna uroda oraz specyficzne poczucie humoru. Kiedy tylko dowiedziałam się, że pojawi się w Libercu wiedziałam, że jedną z misji tego wyjazdu będzie zrobienie sobie z Nim zdjęcia. Misja została zrealizowana!!!



Muszę przyznać, że niewiele się zmienił. Nadal tak samo przystojny, nadal tak samo sympatyczny i strasznie wysoki. Było mi niezmiernie miło móc Go spotkać po tylu latach. Ahh skokowych wspomnień ciąg dalszy.

W wirze dziwnej fascynacji koreańskim zawodnikiem Heung Chul Choiem, która trwa od PK w Wiśle i z Nim musiałam zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie. Zdecydowanie kolejny przeuroczy skoczek.


Po zrobieniu kilku zdjęć skupiłam się na obserwowaniu konkursu. Kiedy na belce startowej zasiadł Vegard Swensen mocno zacisnęłam kciuki. Niestety na niewiele się to zdało.... W pierwszej serii Vegard skoczył 92,5 metra co dało mu 23 pozycję. W drugiej serii poprawił się zaledwie o metr i ostatecznie był 24.
Mimo to bawiąc się aparatem Agnieszki udało mi się zrobić mojemu ulubionemu Norwegowi kilka fajnych zdjęć.




Mina Vegarda po zepsutym skoku jest zdecydowanie sweet.  Konkurs wygrał Niemiec Marinus Kraus, dla którego było to drugie zwycięstwo w konkursie PK w karierze. Drugie miejsce zajął Norweg Kim Rene Elverum Sorsell a trzeci był Słoweniec Matic Kramarsic. Trzeba przyznać, że Słoweńcy w tym sezonie spisują się rewealacyjnie nie tylko w Pucharze Świata ale również i Pucharze Kontynentalnym. 




Marinus Kraus


Kim Rene Elverum Sorsell

Po konkursie wspólnie z redaktorką naczelną portalu skoky.net Simonou poszłysmy na pizze. Było bardzo sympatycznie i mogłyśmy sobie nareszcie porządnie porozmawiać. Cóż utwierdziłam się w przekonaniu, że sytuacja w czeskim związku narciarskim jest bardzo skomplikowana, ale to nie mój problem.
Po konsumpcji szybko wróciłam do hotelu, żeby porozmawiać z George :). Jak zwykle było bardzo miło tylko musieliśmy walczyć ze złym sygnałem internetowym ahh.

W niedziele wstałam jakaś bardzo zestresowana. Nie miałam jednak dużo czasu żeby się nad tym zastanawiać. Zebrałam się i wspólnie z Agnieszką pojechałam na skocznie. Niestety pogoda nie była dla nas już tak łaskawa jak w sobotę. Słońce tym razem zapomniało o Jestade ale za to pojawił się wiatr, który sprawił, że nastąpiły małe zmiany w programie. Zrezygnowano z rozegrania serii próbnej i postanowiona od razu rozpocząć konkurs. Zamysł generalnie dobry tylko, że wiatr i tak przeszkadzał zawodnikom. Pierwsza seria ciągnęła się niemiłosiernie a mi było coraz zimniej. W duszy modliłam się, żeby jury odwołało drugą serię. Tak też się stało. Jednoseryjny konkurs wygrał ponownie Niemiec Marinus Kraus, drugie miejsce ex aequo zajęli Norweg z genialnymi włosami Fredrik Bjerkeengen oraz Słoweniec Matic Kramarsic. 


Błahahaha a mogłam poprosić o fotkę ze stojącymi włosami :D

Niestety jeszcze gorzej niż w sobotę spisał się Vegard. Po skoku na 91 metrów zajął dopiero 34 miejsce     tym samym nie zdobywając żadnych punktów do generalnej klasyfikacji :(
Po konkursie udało mi się zamienić z Nim kilka słów i uświadomił mnie, że trafił na naprawdę niesprzyjające warunki :( 
Następnie pobawiłam się jeszcze trochę w paparazzi korzystając z okazji, że miałam w ręku dobrą lustrzankę :)



Ossi - Pekka Valta


Danny Queck

Niewątpliwie wróciła mi frajda z robienia zdjęć. Teraz już wiem, że następną rzeczą w jaką zainwestuję będzie właśnie lustrzanka. 
Zamykając temat pobytu na skoczni serdecznie dziękuję Agnieszce i Eli za towarzystwo, świetne fotki i oczywiście transport :). 

Niedzielny wieczór to jeden z najlepszych wieczorów w moim życiu. Spędzony w najukochańszym mieście z cudowną osobą u boku. Jestem pewna, że jeszcze długo będę go wspominać. 
Ten wyjazd potwierdził, że w Libercu spotykają mnie same magiczne rzeczy. To zdecydowanie moje miejsce na świecie. 


Prawie zapomniałam.... z Liberca przywiozłam fajny gadżet, który sprawił mi wielką radość. Mianowicie od jednego z norweskich skoczków otrzymałam opaskę, którą teraz z dumą noszę. 


Niestety cztery dni w Libercu zleciały bardzo szybko :( -  za szybko... 
Moje wyjazdy skokowe dobiegły końca i teraz przyszedł czas na marazm i stagnację... ale cóż zrobić mam nadzieję, że kolejne akcje sportowe w które już niebawem się zaangażuję przyniosą mi następną dawkę pozytywnych emocji i radości. 

Mejte se hezky 
Anicka

"Kto wymyślił naszą miłość, kto ją w środku nocy wyśnił. Czy to wszystko się zdarzyło czy tak było rzeczywiście"