w piątek i sobotę 21 i 22 czerwca wzięłam udział w bardzo sympatycznym międzynarodowym festiwalu United Islands w Pradze. Początkowo miałam robić tam zdjęcia ale ostatecznie pomagałam przy organizacji i do tego pstrykałam fotki. Oprócz bardzo ładnej koszulki w kolorze morskim otrzymałam, jedzenie z KFC hehe, akredytację medialną umożliwającą mi wejście pod samą scenę oraz stałam się przyjaciółką festiwalu. Całkiem sympatycznie zważywszy na to, że nie jestem Czeszką.
Na festiwalu występował według mnie najlepszy polski zespół Zakopower, ale niestety nie udało mi się ich zobaczyć ponieważ w tym samym czasie robiłam wywiad z Sunshine. Hmm no cóż nie można mieć wszystkiego... Nie zmienia to jednak faktu, że bardzo żałuję ponieważ zobaczyć Zako w Pradze to by było naprawdę coś.
Być może co się odwlecze to nie uciecze. Są poczynione już pewne kroki w tym kierunku aby chłopcy z Zakopower szybko do Pragi powrócili.
Piątek w parku Ladronka (bo tam odbywał się festiwal, miejsce rezerwowe w związku z powodziami)
był szaleńczy. Najpierw spotkanie z osobą zajmującą się wolontariuszami i pomocnikami. Pan delikatnie mówiąc bardzo niesympatyczny (tak, w Czechach też się zdarzają tacy ludzie :D) i nie przekazał nam w zasadzie żadnych informacji. Poznałam natomiast bardzo sympatyczną dziewczynę Klarę z którą wspólnie przechadzałyśmy się po całym parku.
Upał niemiłosierny do tego niewielu ludzi w godzinach przedpołudniowych dlatego też słuchając muzyki konwersowałyśmy sobie na ławce :). Mam nadzeję, że z Klarą pozostaniemy w kontakcie :)
Z Ladronki w zastraszająco szybkim tempie przetransportowałam się do domu (dodam, że to drugi koniec Pragi), gdzie się wykąpałam, przebrałam i spakowałam rzeczy niezbędne do wywiadu z Sunshine. Następnie pojechałam w tym samym kierunku ale odrobinę dalej.
Resztę wieczoru i kawałek nocy spędziłam na koncercie i afterze z Sunshine, ale o tym w poprzedniej notce.
Niedziela była już o wiele bardziej interesująca. Generalnie miałam zgłosić się do pracy dopiero około godziny 16:00 ale ponieważ o 11:45 grała koncert kapela, którą chciałam zobaczyć postanowiłam pojawić się dużo wcześniej. Meldując się otrzymałam zapas wody mineralnej, nową opaskę prasową i polecenie, żebym robiła zdjęcia. Wyruszyłam więc...
Zgodnie z planem o 11:45 na scenie ceske sporitelny pojawiła się czeska grupa Sunflower caravan. Jakieś dwa miesiące temu przypadkowo natrafiłam na jedną ich piosenkę. W tym czasie brali udział w konkursie na youtube na najlepszą czeską, młodą kapelę. Przesłuchałam i bardzo mi się spodobał ich styl... znalazłam kolejne piosenki i zdecydowanie większość mi odpowiadała.
Muzyka jaką grają to taki swoisty mix muzyki alternatywnej, popu, rock'n'rolla, power popu, i indie.
Bazują głównie na instrumentach klawiszowych co nadaje ich twórczości oryginalności.
Przyjemne dla ucha oraz dla oka :)
Zdecydowanie polecam SUNFLOWER CARAVAN!!!
Po koncercie przyszedł czas na obiadek. Uwielbiam jedzenie na festwalach w Czechach w odróżnieniu od Polski jest wiele rzeczy do wyboru łącznie z daniami kuchni wegetariańskiej. W miejsce KFC zaserwowałam sobie ryż z gulaszem sojowo-warzywnym mniam paluszki lizać :) do tego zimne piwko i byłam naprawdę bardzo szczęśliwa. Dzień bez piwa w Czechach jest po prostu dniem straconym.
Następnie słysząc genialne brzmienie gitar dotarłam pod scenę CS. W momencie kiedy zobaczyłam jednego z gitarzystów stwierdziłam, że zostaję mrau. Kapela Mounth Stealth bo o niej właśnie mowa pochodzi z Luksemburga. Zaprezentowali energetyczną, inspirującą muzykę i wcale nie brakowało śpiewu...Fajnie było zetknąć się z ich twórczością... pewnie gdyby nie United Islands nigdy bym się o istnieniu takiej grupy nie dowiedziała. Ah takie festiwale mają swoje plusy :)
To co z gitarą robi chłopak na zdjęciach powyżej to po prostu MISTRZOSTWO! Dawno już żaden gitarzysta tak mnie nie zafascynował oczywiście swoimi umiejętnościami :D.
Kolejny koncert, który postanowiłam zobaczyć to koncert z lekka psychodelicznej czeskiej grupy Midi Lidi. Hehehe kiedy myślę Midi Lidi od razu zaczynam śpiewać dziwaczny do granic możliwości song "Rad varim". He he he wokalista jest tak specyficzny, że drugiego takiego chyba jeszcze nigdzie nie spotkałam. Jego miny, ruchy, taniec ahhh. Muzyka jaką grają to zdecydowanie psycho-elektro.
ML byli według mnie największą czeską gwiazdą tego festiwalu. Niestety jeśli chodzi o czeskie grupy rewelacji w line-upie nie było, a szkoda bo możliwości festiwalowe były naprawdę bardzo duże.
Mimo wszystko na koncercie ML bawiłam się najlepiej... przyszło bardzo wielu ludzi a wokalista miał z nimi po prostu genialny kontakt. A ja zakręciłam się na punkcie piosenki "Rano", którą śpiewałam jeszcze kilka dni po festiwalu.
Kiedy Midi Lidi zeszli ze sceny wróciam na Ladvi aby chwilę odpocząć i sie przebrać. O 20:00 ponownie stawiłam się na Ladronce, gdzie umówiłam się z Zuzą i Viktorem :). Pogadaliśmy sobie porządnie ponieważ był to nasz ostatni meeting przed moim wakacyjnym wypadem do Polski. Siedząc na trawie, pijąc piwo i zajadając się bramborakiem, który po majalesu w Brnie po prostu uwielbiamy słuchałyśmy muzyki Aloe Blacc'a.
Wielki, kaloryczny ale przepyszny placek ziemniaczany zwany BRAMBORAKEM :)
Celowo piszę, że słuchaliśmy ponieważ z powodu dużej ilości ludzi usiedliśmy bardzo daleko. Hmm w sumie koncert bez rewelacji... faktem jest, że wszyscy znają zaledwie jedną piosenkę tego artysty mianowicie "I need a dollar" (niestety również znajduję się w tej grupie :D) także większych emocji zdecydowanie nie było :D
Festiwal zakończył się stosunkowo wcześniej bo o godzinie 23:00 rozpoczęto sprzątanie co mnie osobiscie zaskoczyło. W parku zostało wielu ludzi, piło, bawiło się, konwersowało wypadałoby aby puścili chociaż jakąś muzykę ale niestety organizatorzy o tym nie pomyśleli.
Udaliśmy się więc w miasto hahaha piwo, KFC i nieudane disco Roxy mega wieczór :)
Warta odnotowania jest również moja konwersacja z Viktorem o Vansach i polskich zboczonych piosenkach :D.
Bawiłam się świetnie, nie będę ukrywać, że lubię takie aktywne dni!
I hate nuda!!!
Anicka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz