4 października 2009

Praga/Praha jednak mnie urzekła :)

Ahoj!
Od wczoraj jestem już w Warszawie. Ahh te 3 dni w Czechach były naprawdę szalone. Sama się podziwiam, ze w zaledwie 72 godziny zdążyłam zrobić tyle rzeczy. Pomijam fakt, że przyjechałam kontuzjowana. Prawa stopa strasznie mnie boli i nie mogę chodzić, ale na prawdę warto było. Od samego początku było cudownie <3.

Zacznijmy od wtorku.
Po 8 godzinach spędzonych w autobusie linii „Eurolines” dotarłam do stolicy Czech – Pragi. Byłam trochę zmęczona, ale bardzo szczęśliwa, że ponownie przyjechałam do mojego ukochanego kraju. Sama podróż przebiegła bardzo spokojnie, autobus nie był pełny, dlatego mogłam swobodnie się położyć i trochę się zdrzemnąć. Całą drogę słuchałam Michaela i czułam się wspaniale. Wysadzono nas na jednym z praskich dworców autobusowych tz: UAN Florenc. W odróżnieniu od polskich dworców ten jest bardzo czysty i nowoczesny, aż przyjemnie sobie na nim posiedzieć. Szkoda, że nie zrobiłam fotki, ale jakoś na to nie wpadłam. Nadrobię następnym razem:))).
Uważam, że Polska powinna brać z Czechów przykład, oni zawsze wiedzą jak dobrze gospodarować pieniędzmi. Zwróćmy uwagę np. na drogi czy też budynki użytku publicznego (biblioteki, teatry, kina itd.) wszystko w rewelacyjnym stanie. Z dworca udałam się do metra… to chyba jedyna rzecz, która jakoś w „naszej” republice nie zbyt mi się podoba. Porównując z warszawskim metrem, praskie jest brudne, zawiłe i stare, ale do tego da się przyzwyczaić. Wsiadłam do lini B i pojechałam na Václavské náměstí, gdzie umówiłam się z moją super koleżanką Petrą. Najpierw zajrzałyśmy do Mc Donaldsa na kawę. Kawa była mi bardzo potrzebna jako, że byłam trochę die :D…Zastanawiając się co będziemy robić mając do dyspozycji kilka godzin stwierdziłyśmy, że pójdziemy na spacer by zobaczyć najciekawsze miejsca w Pradze. Przechodząc ulicą Vodičkovou wstąpiłyśmy jeszcze do fantastycznej bageterii, gdzie zjadłyśmy świetne serowe kanapki:))). Dawno nie jadłam tak dobrej kanapki.


                                     






Praskie stare miasto nigdy wcześniej mnie nie zachwycało, ba cała Praga jakoś do mnie nie przemawiała. Tym razem jednak stało się coś dziwnego. Po prostu nie wiem jak to możliwe, ale zaczęłam się odnajdować w tym mieście, wszystko zaczęło mi się strasznie podobać. Obudziła się we mnie dość spora fascynacja, nawet zamki, i zabytki, które zawsze kojarzyły mi się ze znienawidzoną Warszawą przybrały inny obraz. Chyba prawdziwe jest stwierdzenie, że prędzej czy później zakochasz się wPradze. Tak, tak nie chcę tego mówić, ale takie są fakty. Zakochałam się i to chyba bardzo. Piękne, zawiłe uliczki ahhh strasznie za nimi tęsknię i zrobię wszystko, żeby jak najszybciej ponownie tam wrócić. Jeszcze raz przemyślę, opcję studiowania wymarzonego dziennikarstwa w Pradze, na to mam jednak jeszcze cały rok:).
Błędnie zestawiałam Pragę z Warszawą to dwa zupełnie inne miasta…Praga to wycieczka do historii, oderwanie się od realiów 21 wieku. Pewnie, właśnie, dlatego tylu ludzi z różnych krajów tam przyjeżdża.. Hiszpanie, Niemcy, Polacy, Portugalczycy itd., itp.







Zdecydowałyśmy z Petrą, że udamy się jeszcze do kina. Petra jest kinomaniaczką, uwielbia oglądać filmy i ma sporą wiedzę na ten temat. Nie protestowałam, mój warunek był tylko jeden, że musimy iść na czeski film. Przejrzałyśmy repertuar, ale w godzinach popołudniowych grany był tylko jeden czeski film: „Protektor”. Film strasznie dziwny, i muszę przyznać, że trochę mnie zmasakrował i zdezorientował. Strasznie podobała mi się natomiast muzyka. Była taka rytmiczna, momentami było zabawnie, ale cała fabuła była dość ciężka i tragiczna. Opowiadała historie człowieka radiowca, który ukrywał swoją żydowską żonę - aktorkę w czasach okupacji niemieckiej, dodatkowo wielokrotnie musiał kłamać, i słowem zdradzać swój kraj. Na końcu jednak zmienia się i zaczyna doceniać Czechosłowację i zacięcie jej broni. Jednym słowem historia, ale dobrze nauczyłam się kilku nowych słów.
Po zakończeniu projekcji metrem udałyśmy się już na Černý Most, skąd odjeżdżał autobus „Student agency” do Liberca. Woow żółty autobus „Student agency” to coś wspaniałego, jeszcze nigdy nie jechałam takim ekskluziwem. Nie dość, że bilet kosztował mnie tylko 65 kc to na dodatek, mieliśmy pilotkę. Podczas jazdy, która trwała zaledwie godzinę i pięć minut, zaproponowano pasażerom gorące napoje (mieliśmy do wyboru: kawę, herbatę, herbatę owocową, lub gorącą czekoladę), prasę ( do wyboru 15 najpopularniejszych czeskich czasopism, obejmujących każdą dziedzinę, od polityki, muzyki po sport) oraz słuchawki, które pozwalały posłuchać muzyki (do wyboru czeska, zagraniczna, klasyczna). Na 6 ekranach wyświetlano także film… hehe no i to mi się podobało.

O Libercu jutro :)))).

Mějte se hezky, dobrou noc

Ančík

2 komentarze:

  1. W Pradze nigdy nie byłam, ale liczę, że uda mi się kiedyś pojawić i obczaić okolicę :P A jazda takim autobusem jak ten żółty to marzenie- w pamięci wciąż mam te pks w Wiśle i te dojeżdżające do Wisły :D. I czekam na dalszy ciąg opowieści :)
    Miluju te ;********

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciesze się że pokochałaś Prage !! :D ja tak mega tęsknie za tym miasteczkiem rany kocham je własnie zato jak to powiedziałaś oderwanie się od naszych czasów :)

    OdpowiedzUsuń