15 września 2009

Ahojky!!!
Wczoraj powróciłam do domu… w odróżnieniu od Zakopanego muszę napisać NIESTETY WRÓCIŁAM :((((((. Wisła (ponieważ właśnie tam byłam) to wspaniałe, malownicze miasteczko położone na południu Polski tuż, tuż przy granicy z moimi Czechami <3.
Wcześniej Wisła kojarzyła mi się tylko i wyłącznie z miastem, w którym urodził się i mieszka najlepszy skoczek w historii tj Adam Małysz.
Czwartkowa podróż była dwuetapowa; Warszawa – Katowice i Katowice – Wisła. Hmm wszystko przebiegło jakoś tak zaskakująco szybko i z wielkim uśmiechem na twarzy powitałam zawiłe uliczki Wisły. Miasto jest naprawdę bardzo piękne… trzeba pochwalić czystość i to, że tamtejsi ludzie są bardzo sympatyczni. Po przejściu przez centrum udało się nam zlokalizować nasz apartament… troszkę żeśmy się przespacerowały, ale to nic, co nas nie zabije to nas wzmocni jak to mawia mój świetny przyjaciel B.
Apartament po prostu fantastyczny, duży ekskluzywny nic dodać nic ująć… bilard, siłownia, grill, satelita itd. itp chociaż raz miałam nosa i znalazłam fajne miejsce.
Po wstępnym rozpakowaniu i skontrolowaniu skrzynek mailowych udałyśmy się na zapoznawczą procházku oraz pierwszy ciepły posiłek :). Pizza była bardzo smaczna i chłopak, który ją przygotowywał heheh też całkiem całkiem :)))0. Centrum podobnie jak i obrzeża bardzo mnie zafascynowały… jedyny minus tej miejscowości to fakt iż wszędzie jest dość daleko… a komunikacja miejska no cóż nie należy do najlepiej rozwiniętych… dodatkowo przymus kupna biletu u kierowcy pojazdu oraz to, że za przejechanie zaledwie 2 km musisz płacić ok. 3,90 no i o częstotliwości kursowania autobusów już nie wspominam. Jednak z tym naprawdę można sobie jakoś poradzić, nie przyjeżdża się tam na objazdówki ale na plenerowe spacery hehe :P.
Wieczorkiem rozegrałyśmy kilka meczy bilardowych oczywiście nie będę mówiła kto wszystko wygrał :D hahah poor girls :D, obejrzałyśmy wszystkie najbardziej seksowne teledyski Michaela Jacksona wypiłyśmy piwka i breezery i szybko Sup, Sup do łóżka:))).

Piątek to jak dla mnie najlepszy dzień. Rano odbiór akredytacji (ja w odróżnieniu od innych nie miałam z tym najmniejszego problemu), szybkie zakupy i wyjazd na skocznie..
Sam obiekt bardzo mi się podoba aczkolwiek te małe trybuny nie wyglądają zbyt zachęcająco aha i brak domków dla zawodników (ale nad tym podobno cały czas się jeszcze pracuje).
Gdy dotarłyśmy na skoczni byli już wszyscy zawodnicy haha z wyjątkiem teamu na który zawsze trzeba najdłużej czekać = Czechów :D, ale do tego już się przyzwyczaiłam. Minęło ok. 30 min, i na parking podjechał czerwono wiśniowy bus „Dukla Liberec” stanęłam sobie w dość sporej odległości aby przyjrzeć się jaki ostatecznie przyjechał skład. Ogromnie ucieszyłam się, kiedy po kolei zaczęli wysiadać Honza, Borek, Jandys, Cesta i Tonda, nie było tylko Mazdy ale jak się potem okazało został w hotelu ponieważ się rozchorował. Całe treningi przestałam sobie przy domku gdzie swoje rzeczy mieli min Norwegowie i Austriacy hahah a czemu tam stałam??? hmmm ponieważ właśnie tam było tego dnia najciekawiej.. można było się pośmiać z „Heya Norge” albo jak kto woli „Heya geja’ hahahah, po prostu rozwaliły mnie jej wyznania miłosne w stosunku do kilkunastu przechodzących obok niej skoczków :D… jakie panna musi mieć wielkie serce SzAcUnEk normalnie :D.
Co do Czechów to ich też nieźle wymęczyła głównie Borka, ale on jak zwykle na poziomie wybrnie z każdej sytuacji
Pomiędzy seriami udałam się na chwilkę na zewnątrz obiektu wracając spotkałam wszystkich Czechów siedzących na krawężniku hehe jakoś tak nie chciało mi się tam podchodzić, ale przez S wyszło zupełnie inaczej i nie miałam wyjścia… ale może i dobrze się stało. Umówiłam się z chłopakami na oblewanie moich urodzin, (które notabene już niedługo) także o 20.00 miałam się stawić w „Alcatras’. Skoki Czechów w treningach były bardzo dobre, szczególnie ucieszyła mnie tendencja zwyżkowa u Honzika, tak długo czekaliśmy na jego lepsze skoki:)))).


Uhu cały czas gdzie bym nie była i co bym nie robiła towarzyszyły mi piosenki Michaela… sorry girls, że was tak męczyłam, ale mam nadzieję, że dostrzegłyście w muzyce Mike głębie… songiem wyjazdu było „Billie Jean” haha chyba wszyscy już teraz znają tą piosenkę na pamięć :D.

Przeanalizowałam wyniki serii treningowych, jeszcze raz dokładnie dogadałam się z Borkiem apropos spotkania (hmm dziękuję jakimś dziewczynom, które nagrywały naszą rozmowę na kamerę poproszę o ten filmik chętnie obejrzę :O) .. i trzeba było się zbierać…prosto ze skoczni udałam się do tego pubu. Byłam tam punkt 20.00 na wejściu spotkałam uradowanego Radka hahaha…. Chwilkę później weszli Borek i Tonda… Jandys niestety musiał jechać do domu (jako, że mieszka bardzo blisko) a Česta i Mazda byli chorzy… po 10 min przyszedł jeszcze Janek, także wszyscy moi ulubieni skoczkowie byli heheh :D. Zamówiliśmy piwo, wino i zaczęliśmy kilkugodzinną rozmowę.. hehe zdążyliśmy przelecieć chyba każdy temat począwszy ode mnie, heji geji i skoków :D. Nie muszę chyba pisać, że było po prostu FaNtAsTyCzNie. To w moim przypadku logiczne. Bardzo dziękuję chłopakom za to, że przyszli no i w ogóle za wszystko :))))). Tak zakończył się drugi dzień w Wiśle o dwóch kolejnych napiszę jutro.

I love You guys :)))) and love You king.

Ančik

3 komentarze:

  1. Kurcze, można było jeszcze trochę pobajerować tego pana od frytek :D
    Piotr Kupicha is the best (Dzień doooobry!) a jeżeli faktycznie okaże się że M.J żyje to złożę ci osobiście pokłony :)
    Ogólnie to pozdro z krk ;***

    OdpowiedzUsuń
  2. " przez S wyszło zupełnie inaczej i nie miałam wyjścia"

    Cicho byc!:P Hhah wybacz musiałam ;p
    Ja teraz tez przez Ciebie love Michaela :)
    Przechodzę na diete x)

    Taxa

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej bo przecież ty ich nie znasz! :D
    Michael żyje i rządzi !! :)
    A Heia Geja jest bardzo "miłościwa" w stosunku do skoczków. :))

    OdpowiedzUsuń