Ahoj,
Ostatnie miesiące były dla mnie bardzo intensywne... zarówno jeśli chodzi o przemyślenia i zawirowania emocjonalno - uczuciowe jak i o zadania, które miałam do wykonania w związku z LOTTO 5. Warszawskim Memoriałem Kamili Skolimowskiej. Kiedy rok temu zaproponowano mi koordynowanie całego wolontariatu na tej bliskiej mojemu sercu imprezie bardzo się ucieszyłam i czułam się zaszczycona. Być istotną częścią takiego przedsięwzięcia to jest coś - pomyślałam...
Nie zdawałam sobie jednak sprawy z tego ile będzie mnie to wszystko kosztowało. Wyrzeczenia, poświęcenie, czas, stres, frustracja, w końcu rozczarowanie kilkoma osobami to tylko niektóre emocje jakie towarzyszyły mi przez ponad pół roku...
Początki były bardzo obiecujące... wiele planów, dobry scenariusz działania, świetni ludzi obok... niestety z czasem wszystko jakoś się rozmyło... zapał zmalał, wyrosła ściana i wkradł się chaos...
Kilkukrotnie chciałam zrezygnować ale danego słowa się przecież nie łamie zresztą w maju pojawił się pewien fakt, który zaczął stanowić dla mnie główną motywację... Kiedy miałam dość robienia tabelek, męczenia Moniki o kolejne grafiki, nocnego klejenia bookletu, pisnia tekstów czy walki z nadmiarem pomysłów powtarzałam sobie "robisz to bo..." i pomagało...
Czas jaki temu poświęciłam i ogrom pracy jaki włożyłam w przygotowania zaczął jednak przynosić efekty, zestawiłam świetną grupę liderów i wspólnie zaczęliśmy planować szczegóły... Pierwszy formularzowy etap rekrutacji pozwolił wyłonić interesujący team potencjalnych wolontariuszy. Czerwcowe rozmowy rekrutacyjne natomiast wyselekcjonowały najlepszych... Nie będę ukrywała, że po nich nabrałam wiatru w żagle... Trzy dni, kilkadziesiąt interesujących osób, każdy z pasją, z jakąś ciekawą historią... Zaczynałam wierzyć, że będzie dobrze, że dam radę, że wszystko się uda.
Największy przełom "podejściowy" nastąpił podczas Rajdu Polski fatalnego ale jednak jak się okazało potrzebnego... Abstrahując od prawej "rency", która tak jak szybko pojawiła się w Mikołajkach tak szybko je opuściła z Magdą mogłyśmy spędzić więcej czasu razem i sprawdzić jak reagujemy w różnych ekstremalnych :D sytuacjach (VIP/Hospitality uczy jednak pokory :P). W końcu poznałam Panią Olę, dzięki której tak naprawdę przetrwałam na Mazurach te kilka dni... Już wtedy wiedziałam, że chcę dokooptować Ją do memoriałowej ekipy liderów. Jeszcze w mazurskich, spartańskich warunkach zmusiłam Ją do wypełnienia formularza zgłoszeniowego... TVN i fakt, że wiozła najlepszych kierowców świata na konferencję prasową zdecydowały, że zajęła się transportem (hahaha)...
Cudowni ludzie, najlepsi liderzy :)
Łapkowy team w komplecie :)
Z miesiąca na miesiąc moje odczucia mieszały się jak drink w shakerze... Wielokrotnie miałam dosyć współpracy z managerką projektu ale wykazywałam się cierpliwością i wielką wyrozumiałością (bo...). Kłody rzucane pod nogi z zaskakującą gracją przeskakiwałam. Nawet nie wiedziałam, że tak potrafię ale jak się okazało zdarza mi się... Czy to odkrycie mogę traktować jako pierwszy, większy memoriałowy plus? - może...
Kolejnym krokiem w pracy była komunikacja z wybranymi wolontariuszami... Ileż to maili wysłałam, myślę, że śmiało można liczyć je w tysiącach. Wpadłam też na pomysł stworzenia bloga wolontariackiego, co uważam za jeden z lepszych swoich pomysłów jeśli chodzi o memoriał, oraz logo teamu wolontariackiego. Dzięki temu już na wczesnym etapie prac wolontariusze mogli poznać zarówno liderów, swoje obowiązki a przede wszystkim historię Kamili Skolimowskiej dla uczczenia której cały Memoriał jest przecież organizowany. Niestety nie dla wszystkich ta kwestia była oczywista dla mnie natomiast jest i zawsze będzie!
Tydzień przed samą imprezą przeprowadziliśmy szkolenie... Dzięki jednemu z naszych liderów Szymonowi mogło odbyć się one na Stadionie Narodowym. Pytanie, które samoistnie pojawia się w tym momencie brzmi jak to możliwe, że nam udało się to załatwić a managerce projektu nie?! może najzwyczajniej w świecie zabrakło chęci zresztą nie tylko w tym przypadku...
Szkolenie utwierdziło mnie w przekonaniu, że dokonaliśmy słusznego wyboru jeśli chodzi o skład teamu... Myślę, że podczas szkolenia na szczególną uwagę zasłużyła prezentacja multimedialna poświęcona Kamili, którą przygotowałyśmy wspólnie z Klaudią i Łukaszem oraz wspomniane już wcześniej booklety, którego jeden egzemplarz oprawiłam sobie w ramkę i powiesiłam na ścianie.
Prezentacja:
http://prezi.com/kcglqeu3znx-/szkolenie-wolontariuszy-lotto-5-warszawskiego-memoriau-kamili-skolimowskiej/?utm_campaign=share&utm_medium=copy
Dumna jestem zarówno z materiału, który się w nim znalazł, graficznej formy jak i samego wykonania hand made z którym również wiąże się długa i okupiona potem i łzami historia :). Z tego miejsca serdecznie dziękuję Monice, Pani Oli, Łukaszowi i Piotrkowi!!!
Sam Memoriał to dla mnie szaleńczy pęd trwający 6 dni... Jak wskazuje mój służbowy telefon przez ten czas przeprowadziłam łącznie ponad 19 godzin rozmów dotyczących transportu, wolontariuszy, bezpieczeństwa i innych tego typu dziedzin... Rozwiązałam również szereg problemów, które generalnie wyglądały na takie, których nie da się rozwiązać... Co jak co ale trzeba przyznać, że czasem popłaca być otwartą, uśmiechniętą i przygotować sobie podwaliny pod pewne relacje trochę wcześniej. Wtedy jedzie się już na dobrej opinii i ludzie są po prostu bardziej mili i chętni do pomocy. Tak było w moim przypadku właśnie przez te kilka dni... Mam na myśli środowisko hotelowo - transportowe bo stadion to trochę inna, bardziej skomplikowana kwestia.
Żeby nie było tak smutno z dnia na dzień zaczęło przybywać plusów... np wzrost samooceny, fakt, że coś trudnego udało mi się załatwić, że wszystko co miałam nadzorować działało bez zarzutów. W końcu cudni ludzie, którzy dzielnie z uśmiechem na twarzach pracowali.
Nie zabrakło również tych wydarzeń, które zostaną we mnie do końca życia... Jednym z nich jest niewątpliwie czwartek i urodziny Usaina Bolta... Akcja kubełek KFC wypełniony najlepszymi, polskimi słodyczami okazała się być moim kolejnym, dobrym pomysłem. Wolontariusze mieli frajdę, a i sam Usain docenił zarówno inicjatywę jak i to, że poczytałam trochę o Nim i wyłapałam, że za kubełek Hot wings zrobi wszystko... Po raz kolejny okazuje się, że dociekliwość to nie taka najgorsza cecha :)... No i w taki o to sposób do mojej bogatej kolekcji przybyło kolejne fajne wspomnienie i ciekawa pamiątka... Tak czy siak sam najszybszy człowiek świata nie zrobił na mnie piorunującego wrażenia... Co prawda nie miałam czasu jakoś specjalnie się Nim ekscytować bo miałam inne priorytety i bardzo dużo pracy...
Większą zajawkę niż Panem Boltem miałam Jego boską koszulką i sukcesem kubełka :)
Jeśli już o sportowcach mowa to osobiście największą frajdę sprawiła mi obecność słowackiej młociarki Martiny Hrasnovej oraz węgierskiego młociarza Krisztiana Parsa... Natomiast najbardziej brakowało mi tradycyjnie już Stevena Lewisa, ale również Tatiany Lysenko, która stała się dla mnie swoistym symbolem Memoriału... Mam nadzieję, że po przerwie spowodowanej ciążą odwiedzi jeszcze Warszawę... Szkoda również, że nie przyjechali amerykańscy biegacze: Mike Rodgers i Wallace Spearmon czy mój ulubieniec Kim Collins :P...
Jak dla mnie najlepsza ekipa 5. Memoriału... Słowacy: Martina Hrasnova, Jana Veldakova i Marcel Lomnicky
Kolejnym dużym jeśli nie największym osobistym plusem Memoriału były liczne czesko - słowackie dialogi. Dzięki Bogu w tym roku mogłam się porządnie nagadać. Oprócz konwersacji z Dyrektorem sportowym zawodów, który jest Słowakiem oraz Jego czeskim asystentem (btw uwielbiam tych Panów głównie za profesjonalizm, precyzję i pozytywne usposobienie - tacy właśnie powinni być szefowie) miałam możliwość wymiany kilku zdań z czeskimi lekkoatletami: Janem Velebou i Romanem Novotnym.
Czeska fotka to podstawa :) tutaj z Janem Velebou
Generalnie dużo lepiej pracowało mi się w hotelu niż na stadionie... spowodowane to było głównie osobami z którymi w obu tych miejscach przyszło mi obcować. Mimo wszystko również na Narodowym dwoiłam się i troiłam aby być jak najbardziej profesjonalna i jak najlepiej wykonać swoje (ale nie tylko) zadania. Niewątpliwie warto zaznaczyć, że poszerzyłam spektrum własnych umiejętności oraz wytrenowałam swoją cierpliwość. Do moich wolontariuszy nie mam żadnych zastrzeżeń wręcz przeciwnie jestem z Nich dumna!!!
Pełna profeska nawet w snapbacku :) sup, sup i wjazdówki na trening dla autokarów były załatwione...
Po raz kolejny nie udało mi się zobaczyć zawodów ale do tego zdążyłam już przywyknąć...
Z kuluarów dowiedziałam się o rekordzie polski w rzucie młotem mężczyzn, który ustanowił nasz Paweł Fajdek. Fakt, że zawodnik zadedykował ten rekord Kamie sprawił mi dodatkową radość. Tak właśnie powinno to wyglądać!
MISTRZ!
To co trzeba było zrobić zostało zrobione: autobusy pomimo problemów jeździły, Robert Harting bezpośrednio po zakończeniu konkursu rzutu dyskiem pojechał na lotnisko, wolontariusze byli na swoich stanowiskach...
Nie ustrzegliśmy się jednak kilku wpadek ale są one wpisane w ryzyko tak wielkich imprez.
Niestety nie można ubezpieczyć się na każdą ewentualność.
Cieszę się natomiast, że nie dałam za wygraną, postawiłam na swoim i wywalczyłam obecność liderów podczas imprezy! Wszystkie Panie, które operują wykutymi na pamięć pustymi schematami zachęcam do tego, żeby bardziej wnikliwie słuchały osób posiadających doświadczenie w pracy wolontarackiej przy Memoriale. Warto czasem schować swoją dumę do kieszeni i skonsultować się z kimś kto dokonał wnikliwej analizy IV Memoriału, i przygotowując plan na V zminimalizował ryzyko wystąpienia podobnych błędów. I nie nie chodzi tu o prywatne sympatie czy antypatie... Chodzi o dobro całej imprezy!
Rekapitulując pozostał niedosyt, który ciężko jest mi sklasyfikować... Własny plan nie do końca ze swojej winy wykonałam w 75 %... Jako perfekcjonistka nie akceptuję takiego wyniku...
Wyciągnęłam natomiast wnioski i wiem nad czym należy pracować...
Mimo wszystko cieszę się, że mogłam być częścią tej wspaniałej imprezy i mam nadzieję, że kolejna edycja ze mną czy beze mnie będzie jeszcze lepsza.
Anicka
i jeszcze jedna kwestia ...
Do dnia dzisiejszego niestety nie udało mi się odpowiedzieć na zasadnicze pytanie dotyczące tego kim właściwie byłam podczas całego Memoriału... Czy przyszło mi pełnić rolę wolontariusza czy może jednak pracownika?! Jeśli wolontariusza, to chyba kilkukrotnie wyraźnie rozmyły się granice jego bycia jeśli byłam pracownikiem to zdecydowanie wiele istotnych rzeczy mnie ominęło...
fotki by Klaudia Feruś (dziekuję!)