6 maja 2013

Odwiedziny pod znakiem konia :D

Ahoj,
wielką niespodziankę w czwartkowe popołudnie sprawiła mi koleżanka Agnieszka, która zadzwoniła i zakomunikowała, że za godzinę przybędzie do Pragi.  Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że w ogóle się Jej nie spodziewałam. Nie ma co dziewczyna zadziałała na spontanie.... Będąc w Libercu, wspólnie ze swoim austriackim kolegą Lukasem postanowiła zahaczyć również o le Pragę :).
Agnieszka podobnie jak ja lubi skoki narciarskie a aby być precyzyjną czeskie skoki narciarskie :D. Pewnie dlatego złapałyśmy wspólny język.... Mieszka blisko polsko - czeskiej granicy, dlatego bardzo często pojawia się na czeskich konkursach krajowych.
Bardzo się cieszę, że akurat trafiło mi się wolne popołudnie i mogłam spędzić z miłymi goścmi kilka godzin. Najperw skoczyliśmy na smaczną włoską pizzę do znanej pizzerii na moim Ladvi.
Skoro już o pizzerii Giovani mowa to masełko czosnkowe z bułeczką serwowane jako przystawka po prostu paluszki lizać :)
Po pysznym obiedzie zaproponowałam, że przejdziemy się trochę po Pradze. Był to dobry pomysł ponieważ Agnieszka po raz pierwszy odwiedziła czeską stolicę.
Spacer niestety niezbyt długi ale mieliśmy ograniczenia czasowe. Vaclavske namesti i obowiązkowa sesja fotograficzna pod pomnikiem świętego Vaclava i jego konia. Właśnie skoro o koniu mowa, to zważywszy na moje ostatnimi czasy wielkie zamiłowanie do tegoż zwierzęcia stał się on motywem przewodnim szalonego czwartku. Wszędzie szukaliśmy koni, i w sumie cały czas prowadziliśmy o nich dyskusję. Ihaaaa i do przodu tak brzmiało motto dnia :D


Ah Aga i jej aparat. Mam takie wrażenie, że Ona chyba nigdy się z nie rozstaje. Są tego jednak ogromne plusy np. taki, że mam ładne zdjęcia, których by mi pewnie nikt inny nie zrobił, ponieważ to zazwyczaj ja biegam z aparatem. Takie już życie...


Przechadzając się urokliwymi uliczkami Pragi, dywagowałyśmy nie tylko o koniach ale również o dietach, skokach i przytojniakach, których mijałyśmy na ulicy. Kolega Lukas trochę się nudził ale musiał mi wybaczyć. Dość długo nie mówiłam po polsku (nie licząc krótkich rozmów telefonicznych i pisania wiadomości) więc po prostu musiałam się nagadać :D. 
Czwartek to w Pradze istny natłok turystów. Nie da się spokojnie przejść przez centrum... jakoś za tym nie przepadam dlatego podczas swojego kilkumiesięcznego pobyty jak nie musiałam nie pojawiałam się w tamtych okolicach.
Najbardziej irytują mnie te sklepiki z pamiątkami... badziewnymi dodam. Zastanawiam się czemu wszystkie są prowadzone przez Cyganów, Turków itp...
Podobnie jak sklepy spożywcze prowadzone przez Wietnamczyków hmm. To coś bardzo dziwnego i niespotykanego w Polsce, ale do tego przyzwyczaiłam się już podczas swoich częstych wypraw do Harrachova czy Liberca.
Ahhh nie ma to jak moje spokojne, lekko odizolowane Ladvi. Tutaj żyje się jakoś inaczej :).



Najładniejsze fotki wyszły w niebieskiej bramie jak zwykłam ją nazywać. Uwielbiam to miejsce. Zawsze gdy jestem zła albo smutna udaję się właśnie tam i zapominam o wszystkim co negatywne. To takie moje miejsce w Pradze :). Dopasowałam się swetrem :D
Dość fascynacji koniami, końmi (zważywszy na zastosowania obu form w języku polskim) i fotkami. 
Cieszę się, że Agnieszka mnie odwiedziła i, że mogłam poznać Jej przesympatycznego kolegę. Szkoda tylko, że nie zostali dłużej... 
Wielkie dzięksy za świetne fotki i miłe czwartkowe popołudnie :) 

Ihaaaaaaaaaaa :)

Anicka


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz