12 maja 2013

Brněnský Majáles 2013

Ahoj,
tak jak sobie zakładałam po niesamowitych przeżyciach na prazskym majalesu w miniony wtorek wybrałam się do Brna na kolejną odsłonę tegoż festiwalu. Tym razem w trochę innej roli, ponieważ udało mi się załatwić akredytację a w zasadzie opaskę medialną. Zabrałam więc ze sobą aparat i szalałam pod scenami ale o tym pózniej.
Brno od Pragi dzieli zaledwie dwie i pół godziny, także nie jest to jakoś bardzo daleko. Jechałam autobusem student agency, więc droga upłynęła pod znakiem psychodelicznego czeskiego filmu "Skritek" oraz muzyki i gorącej czekolady :). Btw uwielbiam jezdzić student agency :)

Jeśli chodzi o samo Brno, to naprawdę bardzo sympatyczne miasto posiadające specyficzny klimat. Jedno z moich ulubionych miejsc w Czechach oczywiście nie licząc Liberca...
Na majales wybrałam się z moją fantastyczną słowacką koleżanką Zuzi. Uwielbiam ją, jest prawie tak samo zakręcona jak ja. Na miejscu spotkałyśmy się z Jej bratem Palim i wspólnie szaleliśmy na brnenskym vystavisti.



my w obiektywie smileboxa :) 

Program był jeszcze lepszy niż ten w Pradze. Oprócz moich ukochanych zespołów: MIG 21 i Fast Food Orchestra występowali min. Sunshine czy Cocotte minute. Było to dodatkową motywacją, żeby jechać. Zarówno z mojej jak i z Zuzu strony decyzja o wyjezdzie była mega spontaniczna. Stwierdziłyśmy jednak, że należy nam się chwila odpoczynku. Z pewnością nie żałujemy tej decyzji, ponieważ zabawa była przeeeednia :). Oj jeszcze długo będę wspominać ten długi dzień. Wyjechałyśmy o 10:30 a o 13:00 byłyśmy już na miejscu. Szybki obiad, piwko, odbiór biletu dla Zuzu i spacer na miejsce gdzie odbywał się festiwal. Swoją drogą to vystaviste jest gigantyczne. Byłam w szoku kiedy je zobaczyłam. No ale w sumie gdzieś trzeba było rozstawić 8 staeagów. Trzy mniejsze umieszczono w zadaszonych pawilonach, reszta znajdowała się na zewnątrz.


Brnenske vystaviste zdecydowanie robi wrażenie. 

Jedynym dostrzegalnym mankamentem była zmienna pogoda. Przez 10 minut padał deszcz, następnie przez 20 minut świeciło słońce. Wieczorem się ochłodziło ale na szczęście przestało padać. 
Pierwszy koncert na który się wybrałam to oczywiście Fast Food Orchestra. Nie wiem czemu ale chłopcy zawsze grają dość wcześnie. Tym razem koncert rozpoczął się o godzinie 15:00. Zuzu udała się na występ jakiegoś słowackiego zespołu. Wyciągnęłam zatem z plecaka aparat i wbiłam pod samą scenę robiąc fotki. Przez pierwsze trzy piosenki mogłam stać dosłownie pod sceną. To umożliwiała mi wspomniana wcześniej opaska prasowa. Po trzech songach przetransportowałam się za barierki i zaczęłam się bawić. Śpiewałam, tańczyłam a kiedy rozbrzmiały pierwsze nuty piosenki "Fire" strasznie się ucieszyłam. Ahh uwielbiam ten bicik "I still remember da fire, da fire in your eyes" hell yeah!.




FFO jest po prostu genialna a w połączeniu z Doktorem Karym ahhh fenomenalna. Ich muzyka zdecydowanie pozytywnie mnie nastraja i pozwala zapomnieć o wszystkich problemach a o to chyba w tym chodzi. 
Po FFO odnalazłam Zu i Paliego i wspólnie wypiliśmy piwko z wymiennych kubków. Te kubki zdecydowanie wymiatały. Dwa zabrałam ze sobą ponieważ nie dość, że to fajna pamiątka to jeszcze  bardzo praktyczna rzecz.


A tak Pali pozbywał się z mojego piwka zbędnej piany :D przelewanie z kubka do kubka hahahaha...

Następny koncert to występ trash metalowej grupy Sunshine. Od kilku lat namiętnie słucham ich kawałków np: "K.I.D.S", "Tokyo Bassline", "Moon Rats" czy "Top! Top! The Radio!" nie wszystkie z wymienionych zagrali w Brnie ale i tak koncert był rewelacyjny! Solista Kay jest genialny, chociaż nie jest już pierwszej młodości :D ma świetny styl i pro tatuaże. Dodatkowo jest wysoki i szczupły. Ahhhhh a Jego głos cóż powiedzieć brzmi zawodowo :) mrauu. Jestem wręcz zakochana  w piosence "Astrogen Nostalgia" ciemne klimaty rządzą....




Po koncercie przyszedł czas na kolejne piwo + jedzenie ahhh festiwalowe bramboraky to jest to. Puste kalorie ale raz na jakiś czas można sobie pozwolić. Wielki ziemniaczany placek z sosem śmietanowym, zimne piwko 11, świetni ludzie obok i rewelacyjna muzyka w tle czegóż chcieć więcej?!
Gdy uporaliśmy się już z plackami poszliśmy jeszcze na kawałek koncertu Xindla - X. Niby nie moje klimaty ale piosenki nie wiedzieć czemu doskonale znam. Kawałek "Hele, hele" do dzisiaj podśpiewuję. 


Dodatkowo muszę wyznać, że uwielbiam czeski Xindla. Jest jak dla mnie perfekcyjny. Mogłabym słuchać jak mówi godzinami :).

O 17.00 rozpoczynał się koncert chłopaków z Mandrage. Tym razem poszłam pod scenę tylko po to, żeby porobić fotki i popróbować różnych ustawień aparatu przed koncertem MIG 21. Koncert Machacka i spółki był priorytetem tego wyjazdu. Btw pstrykanie fotek z pod sceny to bardzo fajna opcja. Pod stopami czuje się rytm a zespół jest dosłownie na wyciągnięcie ręki. 




Nie wiem czemu ale fascynuje mnie ten typ :D

Po trzech piosenkach, udałam się na spacer po całym arealu. Odebrałam kolejne piwko, pochodziłam po stoiskach partnerów festiwalu i zatrzymałam się pod sceną AVG gdzie swój koncert kończyła właśnie grupa Skyline. Wcześniej w ogóle o niej nie słyszałam ale strasznie spodobało mi się jak grają. Po powrocie do Pragi porządnie przesłuchałam wszystkie płytki i muszę przyznać, że są świetni. Takie pomieszanie kilku stylów ale najważniejsze, że pozytywne no i śpiewa tam dziewczyna. 


Około godziny 20:00 zaczynałam odczuwać pierwsze oznaki zmęczenia. Mimo wszystko szalałam dalej. Miałam małą przerwę zważywszy na to, że kolejny zespół, który chciałam zobaczyć grał dopiero o 21:40 uległam zatem namowom Zu i wbiłam do jednego z pawilonów, w którym grała słowacka grupa Puding Pani Elvisovej. Jak się potem okazało członkowie grupy pochodzą z miasta w którym urodziła się Zu tzn z Kosic. Początkowo byłam sceptyczna ponieważ nie przepadam za graniem elektro. Z minuty na minutę było jednak lepiej. W momencie kiedy zagrali piosenkę, której motywem przewodnim był Michael Jackson nie miałam już żadnego ale. 


Dokładnie przyjżałam się scenie ponieważ za dwie godziny właśnie tam miał grać Mig 21 także musiałam wybrać sobie optymalne miejsce. Kolejne półtorej godziny to trochę mocniejsze granie. Zespół Cocotte minute to jeden z nielicznych nu-metalowych zespołów w Czechach. Świetne teksty, mocny vocal i rewelacyjne gitary. To chyba dlatego kilka lat temu przykuli moją uwagę. Płyta "Sado disco vol 2" po prostu genialna. Jeśli chodzi o koncert, w pawilonie było bardzo gorąco to po pierwsze. Po drugie solista ostry do granic możliwości. Cięty język i sprośne dowcipy. Mimo wszystko skala głosy powalała. Byłam usatysfakcjonowana.


Do konceru Mig 21 pozostało jeszcze trochę ponad godzine. Wyszłam więc na świeże powietrze, wypiłam kolejne piwko i dotarłam pod bus red bulla gdzie trwał koncert słowackiego rapera Majka Spirita. Słowacki rap mnie przerasta ale pogibałam się chwilę w rytm zapodanego beata. Nie było najgorzej. Chwilkę przed 23.00 przetransportowałam się do pawilonu G2. Przy barierkach stała już spora grupa ludzi mimo wszystko udało mi się zająć dogodne miejsce w pierwszym rzędzie. Tym razem świadomie zrezygnowałam z wykorzystania prasowej opaski i nie poszłam na trzy pierwsze piosenki pod scenę. Było to spowodowane tym, że potem nie miałabym dobrego miejsca ponieważ pawilon dosłownie pękał w szwach. Zupełnie nie rozumiem dlaczego koncert tak popularnego zespołu odbywał się wewnątrz... no ale cóż.
Było niesamowicie gorąco i ten ścisk uhh. Zaledwie po 20 minutach moja koszulka była już zupełnie mokra. Odezwały się też moje nogi, które po kilku godzinach pracy miały naprawdę dość. Na szczęście Jiri Machacek bardzo szybko rozruszał całą publiczność w tym mnie:). Odpoczywałam robiąc zdjęcia. Swoją drogą jestem z nich zadowolona... zważywszy na fatalne światło są naprawdę ok. 



Cóż rzec o Migu ahh kocham ich koncerty. Są mega energetyczne i ta nutka sarkazmu... a Jirka Machacek jest taki uroczy, że nie da się od Niego oderwać oczu. Charakterystyczny głos i atrakcyjna nieporadność tak chyba należy podsumować Jego osobę. Nie jest może zbyt przystojny ale czy to jest najważniejsze? - zdecydowanie NIE!. Mnie się podoba i jak się okazuje nie tylko mnie. Z rzędów za mną padały stwierdzenia "asi jsem se zamilovala" hehehe nic w tym dziwnego. 
Kolejną osobą w Migu, która po prostu mnie rozbraja jest Pavel Hrdlicka. Gra na trąbce i syntezatorze...To może nie jest zbyt oryginalne ale to w jaki sposób tańczy, porusza się po scenie i jakie robi miny to już zdecydowanie. Czegoś takiego jeszcze nigdy nie widziałam. Strasznie mnie to bawi i nie wiedzieć czemu mam ochotę widzieć więcej i więcej :D.
Ten człowiek zdecydowanie ma coś w sobie... a we wtorek miał też świetną koszulę :D.


Pavel Hrdlicka

Porządnie sobie pośpiewałam i poskakałam. Przypuszczam, że podczas tej półtoragodzinnej zabawy spaliłam cały placek, który zjadłam kilka godzin wcześniej :D. Ile kilogramów stracił Machacek? hmm z pewnością sporo ponieważ pot lał się z Niego dosłownie strumieniem :P. Czarna koszula to zdecydowanie nie był najlepszy pomysł. 
Skoro już podsumowuję muszę dodać, że kontakt Jirki z publicznością jest rewelacyjny, rozmawia, uśmiecha się, skacze po głośnikach aby być bliżej no i tańczy. Jak już wspominałam nieporadnie, wręcz prześmiewczo ale patrzy się na to z niesamowitą przyjemnością. W pawilonie nie było chyba osoby, która by nie tańczyła i nie była to bynajmniej spowodowane ilością wypitego piwa :D.



Do moich ulubionych piosenek zespołu MIG 21 należą "Tancim", "Slepic pirka", "Malokratem", "Jestli jsem stastnej", "Chci Ti rict", "Na zotavenou" a przede wszystkim "Ho-ka-he" (szczególnie w wykonaniu live). 


O co chodzi w tej piosence? - nie mam pojęcia! co to jest za język? - nie wiem... ale wpadła mi w ucho i nie chce wypaść. Śpiewam "Hyama Mahata Hyama Mahata". Na powyższym video widać wszystko co oferuje zespół MIG 21 podczas swoich występów. Ahh i ten taniec Pavla yeah!
Panowie bisowali trzykrotnie, ponieważ nie pozwalaliśmy im zejść ze sceny. Niesamowity moment gdy razem z tłumem śpiewałam po czesku " Ne, ne, ne, ne, ne, ne, ne nemel jsem tu cikanskou holku potkat za lesem" co jest fragmentem piosenki "Slepic pirka". Polska dziewczyn, na koncercie czeskiej grupy i śpiewająca po czesku hmm dziwna mieszanka :D.   


Niestety to co dobre szybko się kończy i po koncercie w zasadzie bezpośrednio razem z Zuzu udałyśmy się na dworzec autobusowy skąd o godzinie 2:45 jechał autobus do Pragi. Podróży nie pamietam ponieważ ze słuchawkami w uszach usnęłam i obudziłam się dopiero jak wjeżdżaliśmy do Pragi. 

Wtorek w Brnie był naprosto uzasny. Miło spędziłam czas z Zuzu, wybawiłam się, popstrykałam fotki, zjadłam placka i miałam przyjemność zobaczyć zespoły MIG 21, Sunshine i Fast Food Orchesta. 
Majales to naprawdę fantastyczny festiwal i jeśli tylko będę miała możliwość z pewnością pojawię się na nim za rok zarówno w Pradze jak i w Brnie. 

Zu, Pali dekuju za vsechno :) jste nejlepsi! ne, jsme nejlepsi :) 

Mejte se hezky 
Ancik

Instagram


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz