5 marca 2013

CoC Wisła 2013


Ahoj,
właśnie wróciłam do Pragi z Liberca i korzystając z wolnej chwili postanowiłam, że napiszę kilka słów o zeszłym weekendzie, który spędziłam w Wiśle. Pojechałam tam na Puchar Kontynentalny w skokach narciarskich. Zdecydowanie był to jeden z najbardziej ekstremalnych wyjadów na skoki ever. Po pierwsze dlatego, że dosyć późno w ogóle się na niego zecydowałam. Po drugie dlatego, że wszystko załatwiłam dosłownie w dwa dni. Bilety na pociąg do Katowic o których cenie nawet nie będę wspominać bo jest to jakieś totalne nieporozumienie, kwaterę oraz wolne w pracy. Na szczęście wszystko udało się jakoś ogarnąć. Prawda jest taka, że ja po prostu musiałam tam być :D....
W dość długą podróż wyruszyłam w piątek rano. Po ponad pięciu godzinach spędzonych w pociągu dojechałam do Katowic. Na szczęście przyjazd pociągu idealnie zgrał się z odjazdem busa do Wisły.
Na miejsce dotarałam po godzinie 20.00 następnie taksówką pojechałam do domu wczasowego w którym znalazłam wolny pokój i po porządnej kąpieli poszłam spać.
Po raz pierwszy w całej mojej długiej historii wyjazdów na skoki nie byłam obecna na treningach. No  cóż nie dostałam wolnego czwartku w pracy. Z tym jednym dniem poślizgu nie mogłam się ogarnąć podczas całego pobytu. Po prostu czegoś mi brakowało....

W sobotę po smacznym śniadaniu poszłam na spacer na "mini Krupówki" i kolejny raz doszłam do wniosku, że  Wisła jest nudna. Zdecydowanie nic tam nie ma.
Po szybkich zakupach spotkałam Ewelinę z którą w oczekiwaniu na Socze i Biedronkę poszłyśmy na ciacho mistrza do cukierni "U  Janeczki".  Byłoby wielkim nietaktem być w Wiśle i nie zjeść tego regionalnego już produktu :D. Trzeba przyznać, że wspomniana cukiernia to zdecydowanie najjaśniejszy punkt głównej ulicy w Wiśle. Świetnie zaopatrzona a i wypieki mniam po prostu palce lizać :)


Kiedy byłyśmy już w komplecie i dziewczyny zameldowały się u siebie w pensjonacie (swoją drogą trzeba przyznać, że trafiły na crazy właściciela.... ha ha ha uwielbiam takich podstarzałych czarusiów i amantów :D)  pojechałyśmy autobusem na skocznie. Kolejna rzecz, którą "uwielbiam" w Wiśle to komunikacja miejska jeśli w ogóle te kilka kursujących autobusów można tak nazwać. 
Na szczęście wszelakie niedogodności wynagrodziła pogoda. Konwersując z dziewczynami starałam się obserwować to co dzieje się na skoczni. Wspominałam już kiedyś, że nie jest to proste na obiekcie im. Adama Małysza. Mianowicie dlatego, że stojąc na dole nie ma możliwości przyjrzenia się najistotniejszej części skoku czyli wyjściu z progu. Skoczka dostrzega się dopiero nad bulą.... to znacząco psuje efekt wizualny.

Było więc sporo czasu na robienie fotek. O np. i ja się takiej jednej całkiem ładnej doczekałam... ;) (Dzięki Caryca :D)



z Socze :)

Największym zaskoczeniem soboty była obecność na skoczni Borka Sedlaka. Hmm Jego nazwisko nie figurowało na żadnym zgłoszeniu a w momencie kiedy zobaczyłam, że ma na sobie koszulkę startową przedskoczka przeżyłam szok. Po swoim skoku podszedł do mnie i konwersowaliśmy dobre 20 min. W sumie dawno się nie widzieliśmy więc bardzo fajnie było porozmawiać. Okazało się, że w niedzielę Antonin Hajek leciał na MŚ do Val Di Fiemme a Borek miał wskoczyć na Jego miejsce w konkursie PK. Nie rozumiem tych roszad tym bardziej, że Tonda nie wystartował w żadnym konkursie we Włoszech ale za czeskim związkiem narciarskim nikt nie trafi.



Największą frajdę sprawił mi jednak widok Vegarda Swensena, który zawsze robi takie urocze miny bez względu na to czy skok mu wyjdzie czy też nie. Tym razem nie było inaczej... Ewelinie udało sie uchwycić kawałeczek specjalnego uśmiechu :). Ahh ten skoczek jest zdecydowanie pro....


Konkurs wygrał reprezentant Niemiec Danny Queck, drugi był przesympatyczny Słoweniec Matic Benedik a trzeci reprezentant Polski Krzysztof Biegun. Vegard skończył na 14 miejscu a Antonin Hajek był 12. 


Danny Queck by Socze


a tu miejsca 3-6....

Wolałabym trochę inne podium ale cóż zrobić i tak nie było najgorzej. 
Wieczór to naleśniki ze szpinakiem oraz wspólne oglądanie konkursu Mistrzostw Świata na skoczni normalnej i wielka radość z wygranej Andersa Bardala. Schlierenzauer pokonany yeah!!!!. Warto dodać, że Jan Matura zajął bardzo dobre 12 miejsce :). 
Następnie krótki pobyt w Sofie i powrót do hotelu, żeby porządnie się wyspać i zdążyć na niedzielny konkurs. 

W niedziele było już dużo fajniej. Nerwy odpuściły i nastąpiło swoiste przełamanie. Hmm sama się tego po sobie nie spodziewałam, ale przy tak licznym gronie kibiców nie mogłam dać plamy :D.
Brawo dla organizatorów za to, że zrobili darmowe wejście co zaowocowało sporą liczbą ludzi na trybunach.. Przemieszczając się z miejsca na miejsce starałam się skupić na zawodach. 
Nie wiem czemu ale miałam wrażenie, że ciągnął się one niemiłosiernie. Pierwszy raz właściwie towarzyszyło mi takie uczucie. Hmm czyżbym się już starzała... 

W między czasie po 5 latach przerwy zrobiłam sobie zdjęcie z Borkiem. "Hmm tyle lat się znamy a mamy tylko jedną wspólną fotkę i to na dodatek z Maturinem" po takim właśnie tekście druga fotka z Borou stała się faktem hahahaha....


Warunki na górze skoczni niestety nie były równe dla wszystkich. Przekonał się o tym między innymi Vegard, któremu dość silnie powiało w plecy przez co zepsuł swoją próbę skacząc zaledwie 114,5 m. Tym samym zakończył udział w konkursie na pierwszej serii. Ostatecznie został sklasyfikowany na odległej 43 pozycji. Borek po zepsuciu drugiego skoku był trzydziesty. 


by Socze

Konwersacji tego dnia nie było końca. Kolejną osobą z którą zamieniłam parę słów był wspomniany już wcześniej mój ulubiony Norweg Vegard Swensen. Nie ma to jak rozmowa na skoczni o mięcie hahaha :D



paparazzi nie śpią :D

Chwile grozy wszyscy przeżyliśmy kiedy to po skoku na odległość 130,5 metra Norweski skoczek Ole Marius Ingvaldsen miał groźnie wyglądający upadek.  Otarcia twarzy i bardzo bolesny uraz kolana. Smutno ponieważ po tak dalekim skoku z pewnością znalazłby się na podium zawodów. 
Konkurs ostatecznie wygrał Atle Pedersen Roensen, drugi był ponownie Słoweniec Matic Benedik a trzeci Polak Jan Ziobro. 



Matic Benedik hmm czyżby kolejny skoczek, który zasługuje na miano uroczego? chyba tak :).
Ze skoczni razem z Eweliną przeniosłyśmy się do pensjonatu po drodze zamawiając wielką pizze. Hmm pizza ponad 50 cm - takie rzeczy tylko w Wiśle :D. A zapomniałam dodać, że cud się stał ponieważ jechał autobus :D. Po kilkudziesięciu minutach dołączyły do Nas Asia z Anetą i wspólnie urządziłyśmy sobie prezentację zrobionych fotek :).
Wieczór spędziłam oczywiście w Sofie no bo gdzie indziej w Wiśle... hmm odbyłam tam bardzo sympatyczną konwersację z jednym z norweskich skoczków. Zdecydowanie było to bardzo mile spędzony czas. Oby więcej takich inteligentnych ludzi w tym skokowym świecie.
Taki był właśnie Puchar Kontynentalny w Wiśle. Dziękuję Asi, Anecie i Ewelinie za towarzystwo, fotki oraz wsparcie. Vi za wsparcie telefoniczne :) bez Was byłoby trudniej!

Ancik


1 komentarz:

  1. Było cudownie! <3 Mimo, że jak zwykle u mnie Wisła skończyła się traumą :D I nie poczekałyście na nas z ciastkiem paskudyyyyy! :D

    OdpowiedzUsuń