Ahoj,
to, że moje życie bogate jest w szereg dziwacznych zdarzeń to już zdąrzyłam zaakceptować, ale to co sie dzieje ostatnimi czasy poważnie zaczęło mnie zastanawiać.
W miniony piątek dzięki uprzejmości mojej koleżanki z pracy - Klary udałam się do małej miejscowości o nazwie Chotemice. W tej o to malowniczo położonej wiosce oddalonej od Pragi o jakieś 150 km istnieje: "Vesnicky, hudebni klub Chotemic" w dokładnym tłumaczeniu jego nazwa brzmi "Wiejski, muzyczny klub Chotemice". Nazwa zaiście prowincjonalna ale to co założyciel i zarazem organizator Vaclav Koubek serwuje członkom klubu to coś fantastycznego. W każdy piątek i sobotę od początku czerwca do końca sierpnia w tamtejszej stodole występują najpopularniejsze czeskie zespoły.
Dodam, że Vaclav Koubek jest dobrym znajomym Klary. Klara wiedząc, że uwielbiam grupę MIG 21 zaproponowała abym jechała wspólnie z Nią i jej rodziną na koncert. Miałam już wprawdzie inne muzyczne plany ale taka okazja mogła się już nigdy nie powtórzyć, także pozmieniałam wszystko i pojechałam.
Droga choć długa (jak to w piątek) była bardzo przyjemna. Kiedy dojechaliśmy, przywitał mnie typowo sielski obraz. Pola, łąki i stodoła w której miał się odbyć koncert.
Rozstawiliśmy namiot, i przy piwku prowadziliśmy konwersację o zespole MIG 21 ale nie tylko.
Poznałam kilku znajomych Klary i starałam się wczuć w klimat. Muszę przyznać, że było bardzo sympatycznie no i to ciemne pivo Bernard mniam. Do tego serwowano hermelin z grila ze śliwkami. Nie mogłam się opszeć i spróbowałam - przepyszny.
Spotkanie klubu było połączone z oblewaniem narodzin córki organizatora, także naprawdę dużo się działo.
Sam koncert rozpoczął się chwilę po godzinie 20:00. Z Pragi zabrałam ze sobą aparat z nadzieją, że będę mogła robić zdjęcia. Jako osoba ogarnięta zapytałam jednak Pana Koubka czy legalnie mogę fotografować. Odesłał mnie z tym pytaniem do zespołu. Jako, że w pamięci miałam dziwaczną akcję z Jihlavy poprosiłam Klarę aby poszła i zapytała. Wróciła z pozytywną infromacją. Jeszcze wtedy nie znałam zabawnej historii związanej z zadaniem tego pytania. Poznałam ją dopiero po koncercie ale o tym pózniej.
Koncert oczywiście genialny, dodatkowo setlista, którą znałam już na pamięc ku mojej radości była zmieniona. Oprócz piosenek granych na każdym koncercie chłopcy dorzucili np. song pt. "Barbekju".
Było to niewątpliwie urozmaicenie...
Oprócz fotografowania, tańczyłam a przede wszystkim śpiewałam. Nieskromnie mówiąc znam wszystkie piosenki tej grupy i nareszcie mogłam puścić w świat swoją umiejętność :D.
Jirka Machacek oczywiście jak zawsze bezbłędny. Tak potrafi porwać publiczność, że nikt nie stoi w miejscu. W pełni zasługuje na miano showmana.
Wyjątkowo dobrze mi się tego dnia fotografowało a w tańcu nie przeszkadzał nawet ciężki aparat. Lekko przerobiona stodoła nadawała koncertowi specjalnego, delikatnie prywatnego klimatu.
Stojąc bardzo blisko miałam możliwość dokładnej obserwacji czełonków zespołu. Moją uwagę tym razem przykuł perkusista, który miał genialną, żółtą koszulkę i brązowe okulary. Zawsze najdokładniej przyglądam się perkusistom ponieważ analizuję ich umiejętności. Od kilku miesięcy uczę się grać na perkusji dlatego to dla mnie tak istotne. Tak czy siak Honza, bo tak na imię perkusiście tak uroczo wczuwał się w śpiewanie. Aż miło było na Niego patrzeć :).
Mam ostatnio obsesję na punkcie żółtego koloru, nie wiem skąd mi się to wzięło ale stało się to faktem.
Scena nie była zbyt duża dlatego nie było spektakularnych ruchów tanecznych Pavla Hrdlicky. Szkoda, bo jest to interesujący widok :D. Doceniam natomiast próby kreatywnego przemieszczania się z trąbką z jednego końca sceny na drugi :D.
Nie mogło zabraknąć mojej ulubionej piosenki "Ho Ka He" dodam, że nikt z przybyłych nie znał tekstu tfu tzn znałam ja :) i oczywiście śpiewałam :). Chociaż tym razem nie było nieporadnych podskoków z tam tamem wszyscy doskonale się bawili.
Mniej więcej w połowie koncertu na scenie pojawił się organizator już lekko podpity i przyniósł chłopakom szampana. Wspólnie oblali laleczkę symbolizujacą małą Emę. Następnie zaczęli improwizować i stworzyli piosenkę, której tematem przewodnim była oczywiście Ema. Jirka zdecydowanie poszalał zapodając tekstem "Ema, Ema, kozy jeste nema" co znaczy dokładnie "Ema, Ema, cycków jeszcze nie ma" :D ... zdecydowanie utrzymane w klimacie groteskowych tekstów większości piosenek MIG 21.
Koncert trwał ponad dwie godziny... dość długo ale oczywiście chciałam więcej :). Po koncercie wspólnie z Klarą, Hanką i ich mężami wypiliśmy jeszcze kilka piw i zelenou ahhh. Śmieliśmy się również z różnic występujących w języku polskim i czeskim. Okazuje się, że jest ich naprawdę sporo a wiele z nich jest bardzo zabawna. Stojąc pod imponująco wyglądającym drzewem zdradziłam Klarze, że podoba mi się ten perkusista. Hahaha nie ma to jak wyznania po alkoholu.
Po jakiejś godzinie zostałyśmy same z Klarą więc postanowiłyśmy udać się do baru po kolejne piwo.
Przy barze spotkałysmy nikogo innego jak samego perkusistę :D, który przywitał nas słowami "ooo to ty!" będąc bardzo zaskoczona odpowiedziałam "ja hmm ale co ja?" z uśmiechem uświadomił mnie, że widział iż na koncercie śpiewałam wszystkie piosenki. Ucieszyłam się, że ktoś to zauważył i to na dodatek ktoś kto mi się podobał :D. Zaczęliśmy rozmawiać i po tym jak powiedziałam, że jestem z Polski stwierdził "aaaa to ty jesteś ta Anicka, my już o tobie wiemy" - "super" pomyślałam na jaw wyszła akcja z Jihlavy ale po chwili się okazało, że to Klara pytając o to czy mogę robić zdjęcia na żart jednego z członków grupy brzmiący "jak się przed nami rozbierze może robić zdjęcia" odpowiedziała "Anicka się nie rozbierze, jest z katolickej Polski" :D. Hehehe nieważne, ważne, że był prestekst do dialogu. Tak się przyjemnie rozmawiało, że przegadaliśmy w zasadzie pół nocy. Honza bo tak ma na imię to świetny facet. Nie dość, że przystojny, ma zajefajne okulary to jeszcze studiował historię, lubi Robbiego Williamsa i żółty kolor. Dobra kombinacja. Miałam możliwość zapoznać się z całą grupą. Pogadałam sobie z Jirkou Machackem głównie opowiadając mu jak to na tekstach grupy MIG 21 ćwiczyłam swoje umiejętności językowe oraz wspólnie trenowaliśmy poprawną wymowę CH w Jego nazwisku. Hahaha było bardzo zabawnie. Trochę cięższy dialog zaliczyłam z Pavlem Hrdlickou, który opowiadał o współpracy z Agnieszką Holland i kiepskimi relacjami polsko-czeskimi.
Wszyscy byli zaskoczeni moim zamiłowaniem do Czech, uiejętnościami językowymi i tatuażem z czeską flagą. Nie powiem sprawiło mi to wielką satysfakcję - zarządzałam :).
Genialny wieczór po prostu genialny...
Klaro wielkie dzięki, że mogłam tam być!
I LOVE CZECH REPUBLIC, I LOVE MIG 21!!!
Anicka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz