Znowu nie było mnie tutaj mega długo... Nie będę usprawiedliwiała się ogromem zajęć, które ostatnio na mnie spadły. Chociaż nie da się ukryć, że było i jest ich naprawdę dużo... W niektóre wpakowałam się na własne życzenie ściągając, wymyślając lub po prostu je wynajdując zupełnie zapominając, że łapiąc kilka srok za ogon wyłożę się co najmniej na połowie rzeczy. No ale taka już jestem lubię sobie sama komplikować życie wierząc durno, że zmienię świat. Wbijając sobie do głowy, że mogę, że zrobię... Prawda jest niestety taka, że ch** zrobię, pewnych barier nie przełamie, ludzi nie zmienię... Ale mimo wszystko ambicjonalnie wbijam sobie coś do głowy i niestety nikt nie jest mnie w stanie od tego odwieźć. Chociaż wiele osób mi powtarza, że robię głupio, że trzymam się kurczowo toksycznych ludzi, że powinnam to wszystko olać i zając się czymś co zagwarantuje mi stabilną przyszłość. Ja natomiast sama muszę się na czymś/kimś przejechać i to tak porządnie, żeby do mnie dotarło...
Przychodzi jednak taki moment w sumie bez jakiejś specjalnej sygnalizacji kiedy będąc po raz miliardowy kopana po kostkach najpierw zapał i zaangażowanie drastycznie spada tzn. ze 100% do 30-20% a potem po prostu definitywnie przestaje mi się chcieć (ponowna tendencja zwyżkowa niestety już nie wchodzi w grę, nie pomoże zmiana frontu, uśmieszki, miłe słowa)...
Taki stan jest zazwyczaj spowodowany czterema czynnikami (wszystkimi na raz albo jednym konkretnym):
- ludzkimi (kiedy czyjeś zachowanie pokazuje mi, że moje starania nie mają sensu, kiedy brakuje szacunku),
- materialnymi (kiedy zapieprzasz i nic z tego nie masz),
- fizycznymi (kiedy włącza się zmęczenie/znudzenie)
- wyższe (kiedy bez konkretnej przyczyny po prostu stawiasz sobie w głowie blokadę i zamiast pracować wybierasz spanie - które sprawia, że nie myślisz, siłownie - gdzie ciśniesz do maksimum i skomplikowane analizy zamieniasz na wysiłek lub gapienie się na filmy - niestety coraz mniej ambitne)
Co mnie zatem ostatnio wprawiło w owy stan? hmm? prawdę mówiąc to chyba wszystko z wyżej wymienionych. No bo jak zachować optymizm jak idziesz z super fajnym pomysłem do firmy a ludzie tam pracujący, którzy w ogóle nie wiedzą o czym do nich mówisz twierdzą, że sport nie jest istotny a lekkoatletyka niedługo umrze... hmm - fenomenalnie :/. Drugi przykład kiedy marnujesz kilka nocy na stworzenie fajnego projektu, stajesz na wyżynach swoich możliwości a jakiś wielki "dyrektor" jednym podpisem odrzuca wniosek nawet go nie czytając - "bo lekkoatletyka", o tym, że ktoś nie składa wniosków, których napisanie kosztowało cię sporo pracy już nawet nie wspominam :/... Chciej coś zrobić, być profesjonalistą... Fajnie tylko po co?! jak twoja praca jest marnowana, a twój cenny czas nieszanowany.
Powiecie, że wylewam swoją frustrację i w sumie macie rację... Frustrująca jest postawa pewnych podmiotów, frustrujące są przyjęte systemy w końcu frustrujące jest to, że człowiek nie radzi sobie ze swoimi uczuciami i odczuciami. Niestety potem przekładają się one na każdą sferę Twojego życia i potrafią wszystko pięknie skomplikować. W sumie za swój aktualny stan "olewania" winię wymienione czynniki (zróżnicowanie procentowe poszczególnych) ale największą męką są jednak uczucia i odczucia nad którymi całkowicie straciłam kontrolę. Dorzucę jeszcze brak umiejętności zaufania ludziom. Po licznych sytuacjach, które przez 28 lat egzystencji mnie spotkały, po licznych rozczarowaniach, zakłamanych i ukierunkowanych na korzyść materialną ludziach ciężko mi komukolwiek zaufać, przed kimkolwiek się otworzyć. Niestety w każdym doszukuję się dwulicowości, fałszu - klasycznego zakłamania szczególnie teraz kiedy tylu osobom jestem po prostu potrzebna. Bezinteresowność, lubienie kogoś tak po prostu czy to w dzisiejszych czasach jeszcze w ogóle egzystuje? - Mam poważne wątpliwości.
Kolejnym problemem jest fakt, że jestem trochę idealistką... miałam np. ambitne plany dotyczące stworzenia grupy ludzi zrzeszonej przy Fundacji opartej na chęci upamiętnienia Kamili poprzez szereg różnych działań/imprez itd. Od dwóch lat starałam się przy każdej organizowanej przez Fundację imprezie: Campy, Piknik, w końcu Memoriał przemycić choćby szczątkowe informacje na temat najmłodszej, polskiej mistrzyni olimpijskiej. Zależało mi na tym, żeby każdy wolontariusz, który pojawi się w Fundacji był takim swoistym ambasadorem, który będzie mówił innym o Kamili.
Niestety to co sobie założyłam nie wyszło a nasz wolontariat, który miał być ideowy stał się sztampowy jak każdy inny. Pojawiły się w grupie osoby, którymi nie kierowały żadne wzniosłe wartości a zaślepiły ich tylko korzyści materialne (bluzy, bankiety, cateringi). Smutne fakty, które traktuję po części jako osobistą porażkę i kolejny powód tego, że mi się nie chce i, że nie towarzyszy mi hura optymizm.
Obecnie jedyną inicjatywą, która sprawia mi taką prawdziwą przez nikogo niewymuszoną radość jest nadanie imienia Kamili Skolimowskiej jednemu z Gocławskich rond. Co prawda jestem na początku drogi jeśli chodzi o załatwianie formalności z tym związanych ale wszystko wygląda bardzo optymistycznie. Ogromnie się cieszę, że w tej materii nie jestem zależna od nikogo. Nikt w to nie ingeruje, i co najważniejsze nie jest potrzebny żaden sponsor... W sumie nikt mi nie jest potrzebny. Dzięki Michałowi wiem co mam robić, do kogo się zwrócić oraz co napisać. Dzięki Maćkowi natomiast wybrałam najładniejsze rondo na Gocławiu. Teraz już tylko muszę wykorzystać swoje umiejętności pisarskie a następnie oratorskie podczas posiedzenia Komisja ds. Nazewnictwa Miejskiego a, że jej przewodniczącą jest aktorka grająca kiedyś w serialu "Złotopolscy" to trzeba będzie stanąć na wyżynach swoich umiejętności... Ale inicjatywa jest zacna więc musi być dobrze.
Fajnie, że egzystuje jeszcze coś, co jest mnie w stanie zmotywować do jakiegokolwiek działania, dobrze, że mam dla kogo to robić... bo robię to nie dla siebie, nie dla żadnej innej osoby robię to dla Kamy... i tego będę się trzymała!
Anči
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz