27 marca 2013

Yonex Polish Open Badminton 2013

Ahoj,
ostatni weekend a właściwie i dwa dni przed weekendem były dla mnie dość pracowite. Po emocjach skokowych o których mimo końca sezonu niewątpliwie jeszcze napiszę zdecydowałam się na udział w wolontariacie na Yonex Polish Open tzn otwartych mistrzostwach Polski w badmintonie.
Hmm badminton to jednak coś zupełnie innego niż dotychczas znane mi dyscypliny sportowe. Początkowo nie wywoływał u mnie zbyt wielu emocji pomimo iż już ponad 20 lat jest dyscypliną olimpijską. Generalnie w pamięci miałam zaledwie to jak sama w niego grywałam mając kilka i kilkanaście lat i to jak daleko wybijałam lotkę nie meszcząc jej w boisku :D.
Po całych czterech dniach (dosłownie całych) spędzonych w Arenie Ursynów zmieniłam jednak zdanie na temat tego sportu i muszę przyznać, że na poważnie się nim zainteresowałam. Nie przypuszczałam, że oglądając mecze z bliska doświadczę tylu niesamowitych emocji.
Sam wolontariat niestety był jednym z nudniejszych w jakich uczestniczyłam. Kompletnie nieprzygotowany a wręcz nieogarnięty ale ja słynę z tego, że zawsze znajdę sobie coś co będzie mnie pozytywnie nakręcać. Tym razem było kilka takich "cośiów" :D
Po pierwsze KTOŚ tzn. badmintonista, którego nazwisko jest mi znane już ponad dwa lata. Mowa o czeskim zawodniku Petre Koukalu. To w sumie właśnie Jemu zawdzięczam moją minimalną wiedzę o zawodowym badmintonie. A to mianowicie dlatego, że oglądałam kilkanaście meczów z Jego udziałem (łącznie z tymi na IO w Londynie), czytałam o Nim w kilku czeskich gazetach, oglądałam materiały oraz film "Cesta Snu" opowiadająca o Jego walce z chorobą nowotworową oraz powrocie po wyniszczającej chemii do pełnej sprawoności oraz sportu. Niesamowita osobowość, która nie będę ukrywać mi imponuje... a do tego to bardzo przystojny facet :D. Od ponad roku śledzę też Jego fan page na facebooku. Nic więc w tym dziwnego, że chciałam Go zobaczyć i zamienić z Nim słowo, skoro już uczę się czeskiego :) Taki był priorytet na te mistrzostwa reszta miała byc tylko dobrą zabawą.



Petr Koukal fot. Robert Vano www.robertvano.cz

Czwartek był zdecydowanie najdłuższym dniem. Poznawanie organizatorów, sędziów, zawodników (w ogóle fajni ludzie, którzy się złaszają na wolontariat i nie przychodzą nawet nikogo o tym nie informując ehh). Pierwsze zadania, pierwsze mecze no i pierwsze spotkanie z Petrem. Hmm nie ukrywam, że chciałam poprosić Go o podpis na plakacie ale jakoś się nie składało. Rozmowy też niestety nie było... no ale cóż miałam nadzieję, że co się odwlecze to nie uciecze. Do domu wróciłam ok 22.00 a na facebooku czekała na mnie niespodzianka mianowicie wiadomość od samego Petra z pytaniem, czy przypadkiem nie widzieliśmy się dzisiaj w hali. Oj ależ ogromne było moje zaskoczenie ale nie ukrywam, że było to coś niesamowicie miłego. Tym bardziej, że zadeklarował, że następnego dnia porozmawiamy :). Bycie braną za Czeszkę zawsze spoko :).
Piątek to dzień na który czekałam najbardziej. O godzinie 12:40 swój pierwszy mecz miał rozegrać Petr. Jego rywalem był Szkot Calum Menzies. Dodam, że Petr w całym turnieju był rozstawiony z szóstym numerem. Około 12:00 zasiadłam na trybunach i obserwowałam najpierw rozgrzewkę zawodników a potem już to co dzieje się na korcie.



Sam mecz trwał zaledwie 22 minuty. Petr wygrał bez większego problemu w dwóch setach. Pierwszy 21:12 a drugi 21:14. Nie ukrywam, że świetnie ogląda się Go na korcie... i to oczko puszczone po zwycięstwie mmm :). Straszna szkoda, że nie zabrałam większego obiektywu ponieważ mogłam poszaleć z fotkami a tak pozostają tylko te zrobione z trybun, ale przynajmniej nie straciłam nic z meczu :). Po meczu znowu nie udało mi się porozmawiać z Petrem... poszłam na obiad a On się zregenerować. Następnie pojechałam z grupą zawodników do hotelu, żeby pozmieniać listy startowe... ahh uwielbiam podróżowanie w autokarach ze sportowcami zawsze jest tak sympatycznie :)
Kiedy wróciłam była wolniejsza chwila, którą spędziłam razem z pozostałymi wolontariuszami a właściwie wolontariuszkami na trybunach. Na szczęście udało mi się wymixować od noszenia tej fatalnej żółtej koszulki. Właśnie to kolejny wielki minus tego wolontariatu. Brak pamiątowych koszulek uważam za poważne uchybienie...


W oczekiwaniu na drugi mecz Petra siedziałam na trybunie dla zawodników rozmawiając z jedną z wolontariuszek Eweliną. Pochłonięta dialogiem nawet nie zauważyłam, że na hali pojawił się już Petr. Ogarnęłam się dopiero wtedy gdy podszedł do mnie i oficjalnie się przedstawił podając mi rękę. Początkowo byłam strasznie zawstydzona (jednak nie jest łatwo gdy mówi do Ciebie, ktoś kto Ci imponuje) ale po chwili zaczęłam normalnie mówić po czesku. Hehehe 20 minut niesamowitej frajdy,  a Petr okazał się bardzo sympatyczny i inteligentny. Rozmowa zdecydowanie się kleiła :). Niestety musieliśmy przerwać.... ale rozgrzewka i odpowiednie skupienie bezpośrednio przed meczem to przecież podstawa.
Mecz niestety nie ułożył się po myśli ani Petra ani mojej. Byłam przekonana, że bez problemu pokona On małego Japończyka Takuto Inoue sklasyfikowanego w ogólnym rankingu badmintonistów na odległym 326 miejscu dodam, że Petr w rankingu jest 70. Niestety po świetnym pierwszym secie wygranym 21:15 przyszedł jakiś kryzys.... Nie pomogły moje kciuki ani tarcie czerwonej nitki.... drugi set przegrany do 14 trzeci do 18. W badmintonie niestety nie ma żadnej litości przegrywasz jeden mecz odpadasz i nie masz szans walczyć dalej. Dla Petra to był koniec turnieju Polish Open :(.
Byłam smutna ale i jakaś rozdrażniona... w sumie nie tak miało być. Petr miał dojść do finału a ja miałam porobić fajne zdjęcia. Skończyło się na tym, że podeszłam do Niego i powiedziałam, że bardzo mi przykro porozmawialiśmy jeszcze chwilę i umówiliśmy się co do planów na kolejne dwa dni, które były już dla Niego wolne.
Sobota to dzień półfinałów... jeśli chodzi o mecze to interesujące dla mnie były w zasadzie tylko te, w których grała Czeszka Kristina Gavnholt oraz polskie deble i mixty.  Polacy poradzili sobie świetnie natomiast Czeszka przegrała swój mecz... Coś Czesi nie mieli szczęścia na tym turnieju przegrywając przede wszystkim z Japończykami.


Poza kortami wygłupom nie było końca nawet autograf na plakacie złożyłam :D....
Mecze, konwersacje, zadania specjalne i nieporozumienia czyli klasyczny dzień z życia wolontariusza. Trzeba przyznać, że dużo się działo. Przeprowadziłam kilka zakręconych dialogów z trenerem kadry  Polski Panem Jackiem Hankiewiczem, gdzie motywem przewodnim była czapeczka i parówki :D... Poznałam również bardzo sympatycznego sędziego z Portugalii, który generalnie cały czas się uśmiechał. Uwielbiam takich ludzi :). Panie z biura zawodów zdecydowanie były pro :).... Nie mogę też nie wspomnieć o tym, że w związku badmintonowym pracuje nauczyciel wf-u z gimnazjum do którego uczęszczałam. Ahh kolejne wspomnienia :)... świat jest jednak bardzo mały i nigdy nie można przewidzieć kogo i gdzie się spotka.
Skoro już piszę o okołomeczowych atrakcjach to dodam jeszcze, że poznałam nowych strasznie fajnych wolontariuszy Ewelinę, Marka, Danę i naprawdę dobrze się z Nimi bawiłam :).

W niedzielny poranek wzięłam jeszcze udział w półmaratonie warszawskim gdzie strasznie zmarzłam ale w ogólnym rozrachunku nie było najgorzej może nie licząc tego, że spóźniłam się na spotkanie z Petrem
:(.... W związku z tym, że nie pojawiłam się w hali On po prostu sobie poszedł. Na szczęście udało mi się z Nim jeszcze zobaczyć:). Mimo wszystko półmaraton to kolejna akcja sportowa w której uczestniczyłam. Lista imprez sportowych których byłam częścią robi się naprawdę imponująca :).


Z Placu Krasińskich przetransportowałam się bezpośrednio do Areny Ursynów. Tam właśnie kończył się finał debla męskiego w którym wygrali Polacy: Adam Cwalina i Przemysław Wacha. W finale mixtów stanęły na przeciwko siebie dwie polskie pary: Nadiezda Zięba i Robert Mateusiak oraz Agnieszka Wojtkowska i Wojciech Szkudlarczyk. Wygrali Ci pierwsi...
Halę opuściłam stosunkowo wcześnie ponieważ miałam zaplanowane jeszcze spotkanie z Petrem. Porozmawialismy sobie porządnie a w prezencie dostałam od niego film "Cesta snu Petra Koukala" z autografem :).... Jestem przekonana, że z Petrem spotkam się znowu tym razem w Pradze :).


Podsumowując Polish Open muszę przyznać, że spędziłam miłe cztery dni, pełne czeskich akcentów i dialogów. Cieszę się, że poznałam  nowe osoby i zdobyłam następne doświadczenia. Kolejny plus to sam badminton... Z pewnością wybiorę się jeszcze na jakiś turniej tym razem jednak w roli kibica. Być może w kwietniu w Pradze :).....
Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do tego, że na mojej buzi pojawił się uśmiech. Dziękuję Petrovi, ogromnym zaszczytem było poznanie Ciebie :)
Dziękuje Michałowi za towarzystwo, i dostarczenie jedzonka... szkoda, że nie mogłam Cię wykorzystać również w niedzielę, może wtedy nie zjadłabym obiadu, który mi nie przysługiwał :D.
Mimo wszystko dziękuję Kasiom i innym wolontariuszom. Fajnie było Was poznać :) 


Mějte se

Anička

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz